.

.

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Pochwała suchych badyli i o ptakach w ogrodzie trochę



Trędownik bulwiasty

Zima odpuściła- a szkoda. Śnieg jest potrzebny przyrodzie. Fakt, zwierzętom gorzej znajdować pożywienie, ale to akurat było zawsze. Zimą selekcja naturalna działa pełną parą. 

W przydomowych okolicach utrzymuję naturalny stan powolnego rozkładu materii. Stąd- liście na ziemi. Mniej na trawniku, bo część zgrabiona pod krzewy i na kompostownik. 

Taki liść, nie dość, że rozłoży się i dożyw glebę za sprawą rozkładających go organizmów to stanowi osłonę gleby przed mrozem, wiatrem- czyli czynnikami erozyjnymi. Na dodatek, takie liście to schrony dla wielu zwierząt- bezkręgowców różnego typu. 

Kto obserwuje przyrodę ten wie, że ptaki szukają pożywienia pod takimi liśćmi. Kosy na przykład, bardzo dokładnie przeszukują takie żywe trawniki. 

Gałązki z zaschniętymi pąkami, liśćmi to także miejscówki dla zimujących owadów, pajęczaków. sikory bardzo chętnie je przeglądają. Ale też mazurki czy wróble. Mając pod oknem róże, często obserwuję patrolujące je drobne ptaki. 

Karmniki- to takie nasze przyzwyczajenie, mam wrażenie. O ile niektórzy pamiętają i zadają do karmników ziarno słonecznika czy  inne nasiona, to niestety nadal wielu sypie okruchy, chleb, który jest dla ptaków zabójczy. Ogólnie to sprawa dokarmiania ptaków zimą to pole do dyskusji. Ornitolodzy twierdzą, że dokarmianie sprzyja przetrwaniu niedojdom i w ten sposób osłabiamy miejscowe populacje. To logiczne. Z drugiej strony- trąbi się o tym, że populacje ptaków, nie tylko ich z resztą, nikną. Tyle, że to nie ze względu na brak dokarmiania zimą... 
Człowiek wszędzie włazi ze swoimi buciorami. Niszczymy siedliska, przecinamy szlaki migracyjne, otaczamy się mało żywą przestrzenią- bez krzewów, drzew... 

Karmnik mamy- zastany. Dokarmiamy słonecznikiem w mrozy- poniżej 10 i kiedy mamy bardzo dużo śniegu. A to zdarza się rzadko.  

Tym bardziej będę zawsze mówiła  o nadrzędnym- tworzeniu utrzymywaniu takich ogrodów, w których ptaki znajdą cos do zjedzenia. Takie, gdzie nasadzenia krzewów dają im możliwość założenia gniazd, znalezienia pożywienia dla piskląt w okresie lęgowym, a dla siebie - przez większość część roku. 

Każdy z gatunków ma swoje wymagania siedliskowe, a jednak - tworząc mozaikę drzew, krzewów i bylin, rzadko koszonych trawników, mamy szansę na obecność w naszym sąsiedztwie ptaków. Głóg, jarząb pospolity, bez czarny czy tarnina-  rodzime gatunki krzewów, wspaniale nadają się na żerowiska dla ptaków. Żywopłoty to miejscówki dla pokrzewek czy rudzików. O to też można się pokusić zamiast płotów z tuj....

Tak na marginesie, zanim Polskie Wrzody zajęły się ochroną przeciwpowodziową i zniszczyło spontaniczną roślinność przypotokową, wyglądało to tak- 

Dla porównania- z jednej strony - naturalny stan rzeczy, po drugiej- ludzka nieświadomość i, bardzo często- kompletna ignorancja.




środa, 9 sierpnia 2023

Podeszczowe uziemienia

 Znów rano lało jak z cebra, Coli piekliła się w kartonie. Cóż zrobić- był mus przeczekać. Młodzież działała w podgrupach, ja coś zmalowałam. Grubas, na szybko.


Za to- Natura jak Kobieta, zmienną jest i po 4 godzinach nastąpił przełom w aurze. Znów cudne niebo. słońce, wiatr. A my? 
Cóż. Uziemiliśmy się. Dla zdrowia, dla oddania Ziemi tego co nam zbywa, a Ona przetransformuje. 

Błotko na polach niemiłosierne, a nam się zachciało porzucić obuwie. I nie żałowaliśmy. Ciepła Ziemia, wilgotna, lekko wciągająca, haha! A przy okazji- Absorber 3 miał zabawę, którą każde Dziecko uwielbia- błotko! 














poniedziałek, 7 sierpnia 2023

W każdym zakątku- po zwierzątku

Tytuł przyszedł do mnie szybko, kiedy wspomniałam ciocię mojego małżonka, bardzo miłą osobę, która to na naszym ślubie, zacytowała powiedzenie *w każdym kątku po dzieciątku*. 
Czy zastanawialiście się, ile możliwości dla innych organizmów kryje się w ogrodzie przydomowym? 

Każde miejsce to potencjalna nisza do zajęcia. W moim otoczeniu, prócz nasadzeń drzew i krzewów, uprawnych roślin i ziół, są miejsca tak zwyczajne, że nikt nawet nie myśli o nich jak o czyichś domach. 

W szklarni zadomowiły się klecanki.







Osy niezbyt agresywne, żyjące w małych otwartych gniazdach, które wentylują skrzydłami i kiedy trzeba- chłodzą przynoszoną w aparacie gębowym wodą. Miały też miejscówkę w skrzynce na listy, wiszącej na furtce i właściwie nieużywanej, a także w rurze dolotowej zbiornika na wodę. W tym sezonie zajęły też wloty części ogrodowej suszarki na pranie. Któregoś dnia przyszłam powiesić bieliznę i zaczęłam, jak zwykle, od skrajnego sznurka. Z dziury wyłoniły się cztery osie głowy i patrzyły na mnie chwilę. Kiedy uznały, że jestem niegroźna- wycofały się do wnętrza. 



Rębałek to miejsce, gdzie rezydują wielkie pająki. Nie lubię tam bywać, bo od dzieciństwa wielkie kątniki to moja fobia. Ostatnio prawie siekierę mi skonfiskowały, przylepiając swą lepką pajęczyną do ściany wiaty. Nie dyskutuje z faktem, że pająki są potrzebne i pożyteczne. A jednak w domu ich nie toleruję i każdy kątnik z domu jest eksmitowany. Co innego na dworze i w zakamarkach architektury okołodomowej....




Stosy drewna to także miejsce, skąd wiosną wylęgają się kózkowate. Długoczułkie chrząszcze, z natury drewnolubne. W tym roku były to ścigi purpurowe i fioletowe. Tym samym, obszar rębałka patrolują też błonkówki- zarówno te, których rozwój odbywa się w drewnie np. trzpiennkowate, ale i pasożytnicze gąsienicznikowate- składające jaja w larwach żerujących w drewnie.

Długo mieliśmy tez dwa gniazda trzmieli więc trzeba było uważnie wyjmować polana, a gdzieniegdzie nie ruszać ich w ogóle, aby trzmiele mogły spokojnie sobie żyć. 

Podlało nas mocno. Od piątku, nieprzerwanie lało i padało, jak w 1997, ale bez szkód, pomijając błoto na wybiegu i zezłoszczoną Coli, bo  z kurczakami na taką pogodę nie mogła wyjść z kartonu. 

Wrotycz mi odżył, jeżówki kwitną. Nina też ma swoją niszę, pod stertą ścinków deskowych. Wykopała norę na dwie Niny głęboką chyba.  Nie będę pisać jak wygląda, kiedy zmoknie i wejdzie w te dziurę....








 


piątek, 28 lipca 2023

Blaski i cienie inkubowania

Rok temu kupiłam. Stał na strychu. Inkubator.
Myśleliśmy o tym, żeby ruszyć z biegusami. Nie wyszło, bo ludzie niby byli na kaczki napaleni, ale jak przyszło co do czego- mijali się w ilości zamówionych, terminie odbioru. Wychów kaczek jest kosztowny. Żeby zachować dobrostan, trzeba naprawdę się nalatać, naczyścić. Kaczki w swej naturze mając chlapanie i to, że popijają jedzenie- słabo rozwinięte ślinianki- po prostu syfią wkoło, że hej. Woda ciągle do wymiany, żeby się nie potruły, a nawet ze względów normalnych- kto chciałby pić syfiastą wodę? 

Doszło do tego, że wykorzystaliśmy chęci Coli i to ona wysiedziała 4 jajka. Pojechały do miłych ludzi, na co dzień piekących pyszne- podobno, bo jeszcze nie próbowałam- chleby. 

W tym roku zapragnęliśmy uzupełnić stado naszych kur o zielononóżki. Mamy 3. Jednak na targu, kiedy usłyszałam, że kobitka może mi sprzedać za czas nieokreślony 3 tygodniowe kurczaki za 50 zł- złapałam się za swoją podgoloną głowę i powiedziałam- o, nie! Jest inkubus, kupię jaja i spróbujemy. 

No i tak też się stało. Przyjechały... spod Gorzowa Wielkopolskiego. 10 szt. Jedno punkięte- odpadło. 5 poszło do maszyny, 4 pod Coli, bo miała już dwa kacze... A czemu? A temu, że nasza Dymka- kaczka Elgiebete, co to daje się kryć kaczorowi, ale i włazi na niego i równie chętnie na inne kaczki, zechciała usiąść na jajach. Niestety, zapał prysł po pięciu dniach. Szkoda mi  było jaja dawać psom, bo Zane, nasz kaczor, ma niemal 100 procentowe strzały zapładniające i jajka były zalężone. Podłożyłam więc te jaja pod kwokę i siedziała. Zmieściło się 5 jaj zielononóżki. 

Pięć się inkubowało w maszynie. Warczy, podskakuje z lekka, ma światełko czerwone... istny kosmos. 
Nie podobało nam się to, ale jak już się powiedziało A to i trzeba dalej ciagnąć ten wózek z jajami.

Po 21 dniach, jak to u kur, zaczęło się klucie. I w inkubatorze, i u Coli. Efekt w sumie marny, bo do dziś mieliśmy 5 żywych kurczaczków. Dwa jaja zamarły, dwa obumarły podczas klucia. Nie mam doświadczenia, może coś było źle, a może po prostu słabe osobniki. Pierwszy inkubatorowy kurczak darł się na cały dom, ale reszta już taka nie była. Wszystkie pisklęta podłożyłam pod Coli, bo jak patrzyłam na to biedne stworzenie na plastikowej siatce, w warczącej maszynie, robiło mi się go żal. 

Przekonałam się, że wole naturalny wylęg i raczej nie będziemy tego kontynuować, a przynajmniej fanką nie zostałam. 

Dziś najsłabszy kurczak odszedł . Zostały nam 4. Modle się o kurki, bo jak będą kogutki to cały trud na marne. 

Pewnie, że piękne są zielone nogi kogucie, a jednak o jajka nam chodzi więc będzie dylemat... Sprzedaż za marny grosz czy... rosół? Może się przekonam w końcu, bo zupy z wolnych kur rodzinie gotuję. Gdzieś też je ktoś zabija...

Ech.

Czarna kaczka- Dymka

Coli jeszcze z piątką....

Nasza bohaterka- Coli

Czasem trudno mieć zwierzęta...


poniedziałek, 10 lipca 2023

Brzydka gąsienica i ładny motylek

 Edukacja w naszym kraju nigdy dobrze nie stała. W obecnych czasach trudno znaleźć pasjonatów. Papiery do wypełniania, oczekiwania tzw. góry, a przede wszystkim odgórne wytyczne, by ludzie zdobywali jak najmniej wiedzy i koło się kręci. Szkoły opuszczają ludzie, którzy wiedzą coraz mniej, za to świetnie się nimi manipuluje.  I o to chodzi. Kto się skapnął- ten wie, kto nie? No cóż....

Zasadniczo sporo ludzi nie chce się uczyć, nie chce wiedzieć, nie interesują ich kwestie, które- jak im się wydaje- nie dotyczą ich w ogóle. Na przykład taka nauka o wodzie, o glebie czy roślinach i zwierzętach. O wzajemnych powiazaniach. Ekologia. 

Ekologia to papier z makulatury i kubły zielone lub żółte, ale i tak nie pamiętam do czego który. 

Nie dalej jak dziś rano w smarkfonie wyświetlił mi się proponowany artykuł o tzw. ekologicznym paliwie z głębi Ziemi. Ha. Czyli coś, co wyprujemy z głębi naszej Matki jest ekologiczne. Dobre. 

Uczmy się, moi drodzy. Wiem, że czasem ciężko porzucić stare przyzwyczajenia. Ale- ściółkowanie na prawdę ogranicza parowanie, erozję i utratę mikrobiologicznych właściwości gleb. To nie wymysł eko-oszołomów. Zwarta pokrywa roślin to panaceum na wszystko. Natura to wie. Może dlatego, że nie chodziła  do szkoły... Zwłaszcza czarnkowatej.....


Niedouctwo objawia się czasem tym, że ludzie nie wiążą faktów uznanych za potwierdzone. Na przykład takich, że aby nam w ogródku motylek poklaskał skrzydełkami, potrzeba jest roślin, na których sam sobie podje, ale i złoży jaja by jego larwy mogły cos wziąć na żuwaczkę. No i tu mamy problem. Bo jak tu znieść taką larwę. Trzeba wiedzy i pamięci by pomieścić te fakty, skleić w logiczną treść. Jajo- larwa- kilka stadiów!- poczwarka- jako forma spoczynkowa- imago- czyli wyczekany motyl. Może być Emanuel. 


Często niszczone bezwiednie, albo wręcz złośliwie, gąsienice motyli, larwy chrząszczy. Budzą u wielu odrazę i nasuwają skojarzenia ze szkodnictwem. Oczywiście w ujęciu ludzkim, bo w przyrodzie szkodników i chwastów nie ma. Każdy ma swoje miejsce, jest na swoim miejscu w sieciach powiązań, o których większość nie ma bladego pojęcia, a nawet wiedzieć nie chce. Bo po co....

A ja mam pojęcie lekkie, a do owadów szczególną słabość. Jak i do drzew.

I ostatniego lata, a i wiosny chyba, to głównie Natura daje mi oparcie, a ja się cieszę bardzo, że mogę niektórym pod żuwaczke coś podsunąć. Jak tu się nie cieszyć, kiedy na kwitnących roślinach, sadzonych dla siebie, ale chyba czasem bardziej dla nich- owadów, obaczę kręcące się trzmiele i inne dzikie zapylacze, a na omanie- przesadzanym w tym roku- latolistki cytrynki? Lebiodki i macierzanka to juz w ogóle szał, bo i błonkówki. i chrząszcze. 

Trędownik bulwiasty wraz z bobem, rumianek z pomidorami, a do tego nowinki, choc niektóre od zeszłego sezonu- serdecznik syberyjski, przysiane- tak, z banku glebowego- dziurawce zaraz za oknem, a w donicy po piaskownicy- aksamitka błyszcząca. Adaptogeny, rośliny miododajne...Do wykorzystania dla nas, dla innych.


Właśnie- dla innych. Nie tylko dla siebie, JA, MOJE. Jakie to smutno obrzydliwe, że sporo ludzi tak teraz żyje. Agresja na drogach, agresja w sklepach, rozpychanie łokciami. Bez względu na innych. Inne życie. Empatia zerowa. Tolerancja- to już w ogóle. 

I materializm. MUSI się opłacać. Mnie. Tu i teraz. Dla mnie, nie dla innych. Bez zrozumienia, powielane bzdury, albo zakłamane przesądy. Jakie to ludzkie.....

Całe szczęście część ludzi budzi się, zaczyna zastanawiać, szukać i czuć. 
Tego się trzymajmy, bo pozostawanie przy miałkim, złym- obniża nasze wibracje... Haha, i to ja to piszę? Kiedy muszę znosić smoki niskowibracyjne....No cóż- chyba mus częściej bębnić, palić w kadzidle szałwię i piołun.  A kysz! 

A w ogrodach- zdać się na intuicję, naturalne podpowiedzi Ziemi. Obserwować. 
Czytać, rozmawiać i wymieniać myśli i informacje. 
Ogrody naturalne to nasza przyszłość. Abiotyczne trawniki i iglaki to droga donikąd. 


Bioróżnorodność w szklarni

Dla porównania- nie moje- pomidory. Zero okrycia gleby, prosta droga do swoistej sterylizacji gleby w szklarni.

Zbiorowisko okrajkowe na granicy uprawy kukurydzy i drogi polnej. Monokultura graniczy ze zbiorowiskiem roślinnym czyli kilkoma czy kilkunastoma gatunkami roślin

W tym roku aksamitka błyszcząca- adaptogen i ładnie pachnie

Serdecznik syberyjski- adaptogen i roślina chętnie odwiedzana przez trzmiele

chciałaś- masz! Cykoria podróznik nie wiadomo skąd 

Oman z latolistkiem

Bambusowa podpora dla roślin zasiedlona przez błonkówki










czwartek, 29 czerwca 2023

Zielony bałagan

 To co lubię. Czy się to podoba komuś czy nie- tak jest dobrze.

Różnorodnie, swobodnie, z oddechem, czasem - zapowietrzeniem na to co one wyprawiają! Te rośliny, rzecz jasna. A czasem ślimaki, czasem owady. 

Ale- do rzeczy- 


Rumianek wraz z pomidorami, czerwoną sałatą, cukinią....

Dzielna fasola tyczna

W poszukiwaniu miejsca dla cukinii- worek po psiej karmie

Ta sama skrzynka o rumiankowato- pomidorowej zawartości

Serdecznik syberyjski

Słabsza skrzynia w półcieniu. Czosnek, pomidory i tzw. cotamjeszczechcerosnąć

Przesadzony oman, a po lewej szałwia i wrotycz maruna

Moc doniczek w formacie XL- ostropest plamisty, za nim gorczyca, po prawej- hyzop, w dole dziewanna

Kawa w dobrym towarzystwie- goździki pachnące, bazylia i tulasi

Nieposkromiony wrotycz maruna


Sporo spostrzeżeń mam, doczekam końca sezonu to go podsumuję. A będzie co, bo i skrzynie, i kostki słomy, do tego losowe połączenia roślin i dziwne, potrzebne rozwiązania w temacie poszukiwań miejsca do posadzenia. 

Lubię lato przetykane deszczem, kiedy widać jak przyroda żyje pełnią. Staram się być w tym, nie uciekać w trudne sprawy, choć czasem ciężko. 
Cóż, cieszmy się słonkiem, pogodą, ładujmy energię z Natury. Czysta, zdrowa Moc. 



Pluszcz z pluszczem się pluszcze

 A może pluszcz dla ochłody?

Choć wcale upalnie nie jest, ale przyda się do ugaszenia emocji. 

Zwać ich nie będę. Emocje same w sobie złe i dobre nie są. Muszą być, bo inaczej bylibyśmy jako te drogi z asfaltu wylane. Drogi, bo kamienie, skały, ścieżki polne czy leśne już mają ich więcej. Tych emocji znaczy.


A jakie drogi - takie emocje.

Moje ostatnio smutne, a właściwie nacechowane ukierunkowanym przepływem moco- niemocy.

Nie lejąc wody- każdemu niech się stanie wedle poczynań jego.

Dobrym- dobro

Złym- zło

A tym, którzy nie wiedzą co czynią- jednego i drugiego


Tym, co w moja stronę sieką - niech wiedzą, że nie tylko we mnie. Szkoda, bo może to ci, których- na swój sposób- kochają. Posiadają ich, może bardziej.


Fajnie mieć bloga, kiedy wiesz, że czyta go ktoś, kto ci wyrządził krzywdę.
Tak, to do ciebie i ciebie. 


Pluszcz się pluszcze
Srebro wody po nim spływa
Ty jesteś jako ta kupa
W kiblu właśnie cię spuszczę 





piątek, 9 czerwca 2023

Zapachniało woskiem

 Wiem, wiem... Opuściłam się strasznie. Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że roboty, jak to wiosną huk, trochę w przydomowiu się pozmieniało, urosło. Niewiele też mogę, bo internet nam siadł i cokolwiek napisać, wrzucić zdjęcia- istny dramat. 
Fejs wsysa wszystkich, bo ma się wszystko na miejscu, ale to pułapka. Zdychają fora, zdychają blogi. Sama się na to złapałam. 

Zanim powrócę może do innych tematów, wrzucę co wczoraj....A działo się, bo pachniało...woskiem!











Fajne są, bardzo lubię je robić. Część to wynik zaufania jednej z Koleżanek, która zażyczyła je sobie w komplecie z mydłem i podstawką jako podarunek dla Przyjaciół z okazji Ważnej dla Niej i Jego. 

Wosk pachnie sobą. Ulem, miodem, pszczołami. Niezwykły produkt. Właściwie nawet brzydko to brzmi. Produkt. To mistrzostwo. Zwłaszcza jeszcze w formie plastra. 
Ten wosk pochodzi z naszych uli. Od naszych pszczół. Kwiaty też z przydomia. Wszystko nasze, lokalne. 
Zawieszki są do przygarnięcia. Ozdobią wnętrze, napełnią delikatnym, nienatrętnym aromatem, a na dodatek mają prozdrowotne właściwości. Polecam się serdecznie!