.

.

sobota, 31 grudnia 2022

Najlepszego w 2023!

 Wszystkim Czytaczom, Znajomym, Bliskim
i Dalekim, 
życzenia dobrego 2023 roku.
Zdrowego, pełnego dobrych wydarzeń, Mocy, spotkań owocnych i uzyskania Pełni. 
Najlepszego!

sobota, 12 listopada 2022

W sumie wciąż to samo :)

 No właśnie. Codzienna krzątanina, Absorbery, psy, koty, kury, kaczki, omiatania, gotowania, prania, zaparzania, smażenia, pieczenia, ekstrahowania, wąchania....

Tak się u mnie kręci. 
A że, jak to mi powiedział znawca TCM ( Tradycyjnej Medycyny Chińskiej), że jestem człowiekiem Wiatru- to goni mnie, czasem tylko myślowo, co chwila gdzieś. Wciąż coś nowego mnie pochłania, interesuje. 

To zacne, jak to mawia mój Brat, ale czasem drenujące z energii. Dlatego mus potem zassać jej trochę- od Ziemi, od Drzew, od Braci i Sióstr, mniejszych- nie małych. 

Nadal trwa tworzenie mydeł i woskowych zawieszek, do których dołączyły te sojowe. Trochę decupage'u. Z resztą- sami spójrzcie :


Mydło Panna cotta

Mydło piernik z lukrem

Paczuli nagietkowe

Zestaw zielony ;)

Zestaw zimowy 






Decupage plus farby akrylowe na drewnie

Pudełko, decupage plus farby akrylowe

Drewniane zakładki, decupage, farby akrylowe


Czasem łatwiej gadać- wiec gadam- tu o hubie brzozowej


Innym razem- o ogrodzie:






Więc widzicie- nie ma szansy na nudę. 
Siedząca w Domu z Dzieckiem- cały czas nadaje :) :) 

piątek, 4 listopada 2022

Zassało mnie

Tak, sporo czasu i energii pochłaniają prace, które lubię. Powstają mydła, zawieszki, trochę dekupażu.
Czas jesienny i zimowy mogę poświęcić na inną aktywność.
Dzielę się, a jeśli ktoś byłby chętny na sprawienie sobie lub bliskim któregoś z podarunków- zapraszam do kontaktu. 


Zawieszka woskowa z wosku naturalnego, pszczelego, z kwiatem lawendy, olejek naturalny lawendowy, mydło glicerynowe lawendowe, zakładka i podkładka pod kubek- drewno, decupage

Mydła glicerynowe cynamonowe z olejkiem cynamonowym, zakładka drewniana, decupage, zawieszka z wosku nat. pszczelego z anyżem

Mydło glicerynowe nagietkowe z olejkiem paczuli, mydło glicerynowe z olejkiem różanym, dwie podkładki pod kubki, dwie zakładki, drewno, decupage

Zestaw trzech mydeł glicerynowych dla skóry wymagającej- z olejem z czarnuszki, nagietkowe z olejkiem pomarańczowym, rumiankowe, tabliczka woskowa z kompozycją florystyczną

Mydło glicerynowe lawendowe, mydło glicerynowe nagietkowe z olejkiem z paczuli, dwie zawieszki z wosku nat. pszczelego- jedna lawendowa, druga z suszem kwiatowym

Zestaw 5 mydeł- czarnuszkowe, nagietkowe, paczuli nagietkowe, czarne i brązowe cynamonowe

Mydło cynamonowe- czarne i brązowe, dwie zawieszki z wosku pszczelego naturalnego z suszem kwiatowym

Aktualnie brak tylko niebieskiego....ale już o tym myślę.

Zawieszki woskowe z kompozycjami florystycznymi lub suszem kwiatowym, wraz z olejkami eterycznymi lub naturalna woń wosku pszczelego


piątek, 14 października 2022

Jest siła! Czyli- gliceryniaki i wonne tabliczki woskowe

 Tak, udało się. Dzięki Absorberom Starszym pilnującym Najmłodszego. Dzięki Uśmiechowi Losu. Dzięki mojej wytrwałości. Ależ się fajnie pracowało!
Zawieszki woskowe cynamonowe, lawendowe, a także o zapachu pomarańczy i ostatnie- z olejkiem cyprysowym.
A mydła- wyszło pięknie. Różane w kolorze krwistym, czarnuszkowe- a jakże i cynamonowe- ciemne i jaśniejsze. Pachną, że ho! ho!








wtorek, 27 września 2022

Wyniki konkursu na 10-lecie bloga

Zdawało mi się, że pytania nie są trudne, a jednak...najlepiej poradziła sobie Agniecha. 
Choć, niestety i ona nie dała rady wszystkiemu sprostać, bu....

Mimo wszystko:
Fanfary! Tararammmm!
Poleci do niej mały upominek made łapki Tupai.

To tegoroczna maść nagietkowa oraz świeczka z węzy pszczelej, mydło glicerynowe bez SLS i SLES (to detergenty z ropy naftowej, używam baz bez tych wspieraczy pienienia), z woskiem pszczelim, masłem shea, wit. A i E, olejek naturalny ylang-ylang, oraz podkładka pod kubek i zakładka do książki wykonana metodą decupage. 





A kto chce - niech poczyta odpowiedzi:

1. Dom pochodził z 1773 r.
2. Dzieciaki nazywam Absorberami przez to jak absorbują czas i energię.
3. W Tupajowisku było w sumie cztery koty. Ze Sztygarowa przyjechały Jagoda i Asani. Asani umarła wskutek obrażeń po zaklinowaniu w uchylonym oknie...W tym samym roku przygarnęliśmy Kicię, która jest ze mną do dziś. .Jagoda pojechała z nami do Nowego. Tu żyła jeszcze ponad dwa lata. Odeszła w tym roku. Miała około 14- 16 lat. Był też krótko kocur Julian, ale ze względu na bicie kotek znalazłam mu nowy dom. 
4. Ta ulubiona kura to Ola. O Oli jest tu i tu, a jej córki to Pepita i Perła. 
5. Moja przygoda z kurami zaczęła się od Brunona. Był jednak agresywny i oddałam go pasjonatowi, który go nie zjadł. Potem był Albert od mojej Czytaczki bloga, a mieszkającej ode mnie o rzut beretem. Niestety też się zbiesił i trafił tam, dokąd Bruno. Potem kupiłam parę kurek z kogutkiem jarzębatym jak Bruno. Niestety, nie dotrwał do rana. Porwała go kuna. Piotruś nie zagrzał długo miejsca. Kiedy Absorberka opowiedziała w przedszkolu, że Piotruś nie żyje, najpierw wywołała konsternację, bo myślano, że umarło jakieś dziecko. Po wyklarowaniu sytuacji, jedna z pań zaproponowała, że załatwi kogutka. I tak trafił do nas Tito- kogut w typie brodacza antwerpskiego. Wredne, małe, krzykliwe. Jest z nami do dziś. O Tito macie post   tutaj .
W Nowym na wybieg dołączył Fragles- czubatka polska, bardzo zrównoważony ptak- poczytacie o nim tu . W między czasie, Coli wysiedziała jajko jednej z czarnych kur. Ojcem na pewno był Fragi. Kogutek znalazł nowy do, tak jak i Sokół- z 4 zakupionych młodych zielononóżek jedna okazała się kogutem. Jurnym i skorym do bicia, także kur i kaczek. Sprzedany. 
6. Oczywiście Bazaltowa Góra była moją świętą Górą. Bywałam tam przynajmniej raz w tygodniu. 
Pisałam tu i a tu otagowane Bazaltową wpisy- jak kto ma ochotę: klik
7. Fragles- kogut, Ruda- moja suka, Piotruś- kogucik, Zdzisława i Zdzisław- perliczki
8. Futro oczywiście Garipa. Owczarek anatolijski. 




poniedziałek, 26 września 2022

Kto jest Twoim bohaterem i dlaczego ... Martyniuk.

 
Dziś nie o kwiatkach, ziółkach czy mydełkach.Ani nawet o owadach....

Wiele już widziałam, słyszałam także.
Ten kwiat jednak mnie pokonał. A znaleziony został u Absorberki w podręczniku do języka polskiego. 
Temat pochodzenia nazwisk. Bardzo ciekawy, można by gadać i gadać, ale tutaj- chyba lepiej pomilczeć. Przynajmniej przez chwilę.



To, że społeczeństwo idiocieje, na stanowisku głównodowodzącego ministerstwem głupoty- profesor z odwłoka- to już wiemy. Teoretycznie. 
Czas na praktykę.

Nie słucham disco polo.
Absorbery miały okazję dotknąć uchem tematu jeszcze w przedszkolu, gdzie - mimo, że ogólnie fajnie- ale na Dzień Rodziny poleciała ruda z zielonymi oczami czy też włosiem, a w pierwszej podstawowej dzieciaki przynosiły- niczym kupę na butach, słowa piosenki o polewaniu szampanem. 
Przełknęłam to, tłumaczyłam dzieciom, że to niskie loty i chłam, choć podkład i rytm pobudza do skoków i pląsów dzieci jak i prosty lud....
Cóż. Podobno o gustach się nie dyskutuje, ale zaraz, zaraz!
Nie w szkole. 

Nerw, nie tylko trójdzielny mnie bierze, kiedy widzę takie zadanie jak u Młodej. 
Czemu akurat ten kloc, Krawczyk też lotów wysokich nie zaliczał, ale uszanuję, przez wzgląd na miłe wspomnienia ze studniówki, gdzie i przy nim człowiek - tak dla jaj- się bawił.
Nikt jednak nie uczył o Krzysiu w szkole. Nie był on tematem rozkmin polonistycznych. 

Wśród nazwisk,  w ćwiczeniu mamy też Wysockiego. I w sumie mogłabym z czystym sumieniem zaliczyć go do kategorii, którą tfu!rca podręcznika zarezerwował dla Martyniuka i Krawczyka. 
Może młodsi nie wiedzą, ale moje pokolenie i starsi- bardzo dobrze.
I wcale nie wstyd, że Rosjanin. Bo teraz wszyscy Rosjanie to uje przecież. I Czechow, i Fiodor. Wysocki też. 

A Zenek jest swój, swój chłop i tak zrozumiale śpiewa. I prosto, tak w serce, rzekłby amator tego typu wytworków. I dobrze, niech taki sobie słucha. Tylko ja oczekuję od szkoły czegoś więcej.  

Choć może nie powinnam, bo widzę co u Absorberów się wyprawia. 
Równanie do dołu, czas poświęcany nie tym, którym trzeba. 
Bądź głupi, nie myśl- takich potrzeba rządzącym. 

A to- na podsumowanie. 




wtorek, 20 września 2022

Konkurs na dziesięciolecie bloga!

 Tak, tak, Kochani. Piszę już 10 lat tego bloga. Czasem z mniejszym lub większym zapałem. Póki co chyba nie umiałabym zrezygnować. Lubie pisać i już. To taka namiastka chęci pisania książek. Mam parę pomysłów, ale jakoś nie mogę się ogarnąć w tej rzeczywistości. Czas jak za mała kołdra ciągle. Może zimą się uda.

Póki co- mam dla Czytaczy konkurs. Kto mnie już nieco poznał, albo śledzi dokładnie co u mnie będzie umiał sprostać zadaniu, bo nie jest arcytrudne. 

Nagrodą dla zwycięzcy  będą własnołapkowe wytwory moje- mydła, coś zmalowanego i może jakaś niespodzianka. Liczy się refleks. Przygotowałam jeden zestaw. 

Na odpowiedzi czekam do końca tego tygodnia czyli do niedzieli 25 września. Ponieważ to ja zatwierdzam komentarze ze względu na parokrotne trollowe plucia- nie bójcie się, nie znikną.

Zachęcam do udziału!

A oto pytania

1. Z którego roku pochodził Dom- Tupajowisko, w którym spędziłam 9 lat ?

2. Jak nazywam swoje dzieciaki?

3. Ile kotów miałam w Tupajowisku? 

4. Jak nazywała się moja ulubiona kura i jej dwie córki ocalałe z pogromu?

5. Ile kogutów mieszkało w Tupajowisku, jak miały na imię?

6. Jaka góra na Pogórzu Kaczawskim, blisko Tupajowiska była przeze mnie chętnie odwiedzana, wraz z ukochanymi psami?

7.  Kim są lub byli-  Fragles, Ruda, Piotruś, Zdzisław i Zdzisława?

8. Czyje futro widać na banerze bloga i jakiej rasy był to pies?

Osiem pytań dla Was. 

Mam nadzieję, że nietrudnych.

Powodzenia! 




środa, 7 września 2022

Zaorane- czyli nowe wyzwanie na 2023

Zastanawiam się czasem jak przebiegała moja ścieżka rozwoju karmicznego, skoro natrafiam na dość ciężkie gabaryty nauczycieli. Niektórzy twierdzą, że luster. Czasem tak, a czasem nie, bo ani pazerna nie jestem, ani kontrolująca, ani wścibska. To tak na marginesie tego co zwie się motorem zmian. Czasem niechcianych, wymuszonych przez innych.
 

Obcowanie z ziemią od paru lat ma dla mnie szczególny wymiar. To kontakt z żywym tworem. Gleba to nie zbiór cząstek nieorganicznych. To mikrokosmos. Pełen życia. Jak wiadomo, w różnych jego rejonach- różnie wyglądający. Inaczej na powierzchni, inaczej pod nią. 

Kto chce się uczyć, jest otwarty zamiast być skostniałą w poglądach bułą, powinien przyjąć to do wiadomości. I tak jak zdrapywanie strupa ciału nie służy, tak podobnie jest z glebą i tradycyjnymi sposobami uprawy. Orka, kultywator... Wydobywanie tego co pod powierzchnią powoduje ciągłe zaburzanie funkcjonowania mikrobiomu glebowego. Tlenowce  lądują w strefie beztlenowej, a beztlenowce  - w diametralnie różnych od preferowanych warunkach. 

Przez dwa lata stosowania ściółkowania i nie kopania- zyskująca coraz większe uznanie wśród amatorów ogrodnictwa metoda no dig- dała efekty. Gliniasta tutejsza gleba ładnie się rozluźniła, ściółka trzymała wilgoć. Nie wspomnę już ile dżdżownic się w niej wiło. Im mniej kopania- tym mniejsze osuszanie gleby. Niektórym jednak to chyba nie przychodzi do głowy.

Uprawy poprzetykane ziołami w tym wieloletnimi, gatunki wabiące pszczołowate. Mozaika roślin. Dla mnie- użyteczne wszystkie. Nie tylko warzywa, ale i zioła. Niekoniecznie lubianych- niewiele. To jest żywy ogród. Nie pole uprawne.

Nie jestem pazerna, czasem nawet może zbyt hojna dla innych - bo dzielę się miejscem, częścią plonu, bo przecież dzięki owadom mamy owoce i nasiona. Zostawiam przekwitłe kwiaty- są tam nasiona, z których korzystają ptaki. Dzielę się. Cieszą mnie żerujące na nich mazurki, makolągwy, szczygły. 

Szkoda, że nie wszyscy tak mają.
Każdy kwiat, który przekwitł jest wyrywany, traktowany jak zbędny, a roślina, która - przez brak wiedzy - nie daje takim ludziom pożytku- traktowana jest jak śmieć. Prostackie, nie proste,  myślenie.

W tym roku, ostatnim dla mnie w uprawie tego kawałka ziemi, nagietki obrodziły nadzwyczajnie. chyba wiedziały, że to ostatnie ze mną tu pogawędki. Zebrałam sporo na susz, potem trochę nasion. Niestety. ptaki nie najedzą się resztą, bo już roślin nie ma. A gleba skultywatorowana i zasiana poplonem. Tak. Ten też zostanie przeorany. Ku niechwale skostniałego myślenia. 

Tygrzyk paskowany- już dość częsty pająk, kiedyś rzadki i chroniony, już tu nie  mieszka. Stracił dom, a może i życie. Nie zdążyłam go przenieść. 


 

Znalazłam karpę wyciągniętego żywokostu. Cud ziela. Leżał biedny, na kupie z resztą wyrwaną z gleby. Zabrałam. Z ułamanych będzie susz do naparów i mazideł, reszta- znalazła miejsce w donicy.

Po pełni posadzę do ziemi. Całe szczęście dla tej rośliny - jest mocna. Myślę, że poradzi sobie. Z resztą, popatrzcie jak już puściła liście 


Następny sezon, ze względu na rewolucję, muszę obmyślić częściowo w donicach. Tak już i teraz sadzę co mogę. Włącznie z miętą. 


 Skrzynia z wypełnieniem jak w wałach permakulturowych zdały rezultat. Teraz tylko trzeba dosypać obornika, bo ubyło materii i słabo ze składnikami. Już wiem, że nie będę siać cykorii liściowej, bo prócz mnie nikt za nią nie przepada. Nawet ślimaki....



Udały się ogórki, zioła, niestety dynie okazały się jakimiś bezpłodnymi mieszańcami, a jarmuż zeżarły ślimaki. 

Cóż, uczę się i to jest fajne. A najfajniejsze to, że jest misz masz, owady, a nie pole od linijki. To nie moja bajka. 

Trwa festiwal jeżynowy. Działamy. Hop w słoiki, bo przejeść się nie da. Z cukrem, będzie kaloryczniej. W sam raz na zimę.


A z ziółek co są przy nas, bo czytają nasze potrzeby- choć to, podobnie jak żywokost, już tu były, zanim dotarłam, jest złocień maruna. Na bóle, zwłaszcza migrenowe. Ma działanie przeciwzapalne, napotne, immunostymulująco. Także odstrasza owady. Przy okazji wygląda ładnie. Swego czasu, rosnąc przy różach, wyglądał jak ich przybranie. 

Tak więc głowa pełna planów jak to wszystko na nowo poukładać, plus bieżące sprawy, Absorbery, zwierzaki. Nina zadbała, żebym umiała odróżnić prawego buta od lewego....




A czasem na trawniku dzieją się rzeczy ciekawe...






środa, 17 sierpnia 2022

Gniotownik.

 Myślałam, że nigdy nie będę go mieć. że tu za mały areał. Że może niepotrzebny...

Ale Wszechświat zadecydował inaczej.
Mam gniotownik! 

Oto- co potrafi



 

Tak. Gniecie bardzo ładnie. Czasem nocami, czasem za dnia. Często pospołu z ... kotem.

Oto nasz gniotownik. Rodem z Rumunii. Concasor. 

Nina. 




 

środa, 3 sierpnia 2022

Herbatka ziołowa fermentowana- post dedykowany

Och, jakże ja lubię jeśli mnie ktoś do czegoś czasem zmobilizuje. Sama, daje radę, ale jak kto jeszcze prztyknie - to lepiej lecę.
O czym mowa? O fermentowaniu liści na herbatę.
Agniecha spytała w komentarzu, a ja mam chwilkę, to się tu zająknę.

O herbatach aż tak wiele nie wiem, bo kiedyś pijałam, ale teraz rzadziej. W młodości, no, powiedzmy we wczesnej młodości, hre hre, piłam zawsze liściastą. Tak, o innej w domu nikt nie chciał słyszeć. Żadne tam bobki czy granulki. Owszem, był czas Śliptona, ale przeminął. Z resztą potem, gdzieś w okolicach połowy studiów, zaczęłam pić kawę.

Prócz znanych Asamów, Junanów, lubiłam szczególnie z zapachem bergamotki czyli sławetne earl grey. I tak mi zostało. Herbat gorzkich nie pijam. Zdecydowanie mam po nich odruch wymiotny. Może dlatego, że zaparzane i pite były po zatruciach pokarmowych.

Teraz łączę earl greya z jednym z moich ulubionych ajuwerdyjskich ziół- bazylią świętą zw. tulasi. Bardzo mi ten napar pasuje, relaksuje mnie, a przy tym jest dla mnie bardzo smaczny. Koniecznie, po lekkim przestudzeniu miód od pszczół mężowskich. 

Ale- do brzegu.

Jeśli chodzi o bergenię, to zawsze mawiałam na nią kapusta. Nie mogłam zapamiętać jej nazwy...
W Tupajowisku rosła na skalniaku, tu, w Nowym, jest zastana. Przy okazji próby przypomnienia sobie jej nazwy i poszukiwań w Internecie, trafiłam na wpis na stronie Inez Herbisess, gdzie pisze ona o roślinie i herbacie z niej.
 

 Tutaj sobie poczytacie, jeśli kto chce więcej. Dla mnie przydatny był przepis jak sobie z tymi liśćmi poradzić, bo zwykle jedynie suszę liście, kwiaty lub całe ziele do naparów. 

Wielkim plusem tej rośliny są jej właściwości lecznicze-
bergenia zawiera pektyny polisacharydowe o właściwościach immunostymulujących, aktywuje gojenie wrzodów żołądka i dwunastnicy, działa uspokajająco, ma działanie przeciwzapalne. Odkaża przewód pokarmowy i drogi moczowe, hamując rozwój bakterii i grzybów. Zawiera garbniki o działaniu ściągającym, przeciwzapalnym i przeciwkrwotocznym. Wzmaga wydzielanie moczu, zawiera flawonoidy i fenolokwasy
H. Różański luskiewnik.pl


Smak też zapowiadał się ciekawie więc zadziałałam. 

Zebrane liście

Za chwilę będzie się działo...

Potłuczone, zwałkowane wałkiem liście, zwijamy

Liście wyjęte ze słoja po 4 dniach- suszymy

Wysuszone na amen liście

Gotowy susz


Jak widać dokumentację foto miałam więc gdzieś w zamyśle był post o tym, ale dzięki Aga za zdopingowania, dzięki Mieszko za sen i możliwość poklikania!

W fermentacji liści raczkuję dopiero. Masa info w Internetni, ludzie fermentuj wszystko chyba. Ja póki co- liście malin, bzu, a teraz cudownej, niedocenianej przez większość żółtlicy drobnokwiatowej. O niej chyba też odrębny wpis by się należał...

Liście do takiej herbaty należy pognieść, włożyć do słoika wypchanego do maksymalnej objętości i odstawić w ciepłe miejsce na parę dni. Te bardziej wilgotne warto przed zasłoikowaniem na  parę godzin zostawić na wierzchu.
 

Kiedy gotowe? Ano jak liście ściemnieją.Wtedy rozkładamy pojedynczą warstwą i suszymy.
Na jednej ze stron o malinie autorka pisała, że zrobiła ją w  tydzień- ja czekałam 10 dni na ściemnienie. Pierwsza mi spleśniała.  Wszystko zależy od rośliny. Czy ma dużo wody, czy włochata czy nie.
Ja czekam w spokoju, ale niektórzy wstawiają do piekarnika. Cóż, dla mnie to strata energii więc później pitolenie o zdrowotności i nazywaniem jej -eko- jawi się tu potężnym nadużyciem.

Czy warto bawić się w fermentowanie?
Z zeszłego roku mam fermentowany kurdybanek i jest cudny. Z resztą, uwielbiam te ziele pod każdą postacią. Sałatek, naparów ze świeżych roślin, suszu oraz intrakt. 

Próbujcie, warto!

wtorek, 2 sierpnia 2022

Każdy orze jak może

 ...albo jak chce.

Czasem narzekam, ale dalej robię to samo. Wkurzam się, że czasu na artyzmy brak- a sama znów, łup! sobie coś na plecy. No i pewnie dlatego bolą, hehe. 

Sezon na jabłka z impetem porwał mnie i Absorberkę, która dzielnie pomaga mi w sprawianiu owoców.
A z nimi to wyścig z czasem, a właściwie z biegusami, bo łażą od rana po podwórku i żrą. A oprócz ślimoli i owadów, zielonego, żrą chętnie jabłka i śliwki. Nie zdążysz pozbierać- już tylko dla skrzydlatych, dziobnięte, nie pożarte. Czasem się wścieknę. Potem nerw opada jak kurz po akcji, bo myślę sobie- a niech im tam. Ile tego zeżrą. Trochę.

A spadają, póki co przez cały dzionek. Miałam sporo roboty. Trzeba było przerobić na gotowane do słoików, ogryzki poszły na ocet.

Magiczne słowo- trzeba było. Należałoby chyba zamienić na zdecydowaliśmy się czy jakoś tak. Patrzę na te owoce, na to co można z nich zrobić i tym większy ogarnia mnie niezachwyt nad ludźmi, którzy tego nie dostrzegają.


Jabłko z plamką czy obiciem- i fru! do śmietnika. U niektórych, także na wsi, nie na kompost, bo ten im śmierdzi koło domu. Z resztą, nie korzystają z kompostu, bo i po co. Zawsze nawóz można kupić w sklepie. Najlepiej szybko działający, jeszcze żeby pachniał jakoś tak... mniej naturalnie - czyli po ludzku- np. lawendą lub konwaliami. 

Ocet to w tym roku mój debiut. Może dlatego, że mamy sporo tych papierówek i wczesnych czerwonych. Myślę, a co tam, spróbuję. No i jakoś idzie. 


Chociaż nie powiem, ładuje sobie człowiek do kolekcji spraw do załatwienia, bo podejść mus codziennie do takiego i pomieszać, zajrzeć czy nie spaskudził sie pleśnią- wtedy niestety- to wylania. Na kompost, oczywiście, choć może i się by tym upić mógł.

Jeśli bardzo by chciał. Po oglądaniu jedyniesłusznejTV na pewno. Ale my nie oglądamy. I tej i innej. TV brak. I dobrze, nawet bardzo. Przynajmniej się nie wkurwiam na to, na co nie mam wpływu. 

Za to wkurw wielki mam na Lucillę. A właściwie ich stada. Mimo moskitier, którędyś drogę znajdują. Obrzydliwe są. Zielone, połyskujące metalicznie dupska i ten brzęk skrzydeł i to bliskie latanie koło człowieka, o k r o p n e !!!
Odrywają mnie od zajęć i z wściekłością wielką eliminuję z domu, bo nie ma we mnie empatii dla nich.

Co z tego, że w służbie medycyny czasem robią, czyszcząc rany. Nic.
Dla mnie ohyda, może i dlatego, że jedną kiedyś niemal połknęłam utopioną w przecudnego smaku kawie, wg Kuchni 5 Przemian. Ach, ta słodycz miodu, posmak kardamonu, nuta cynamonu z goździkiem, a do tego ruch w ustach, którego nie zapomnę chyba do śmierci swojej, amen.

Lato suche, każdy to widzi, nie będę- na razie- się powtarzać, za to wykorzystuję szybko to, co mi się urodziło, a w tym sezonie mam sporo nagietka. Suszę, zrobiłam parę słoiczków maści. Szybko czas zleciał i już większość zasycha...

A tak było ładnie. 


Oprócz nagietków, obrodził też ogórecznik lekarski





 Czas mija, a kaczki też już spore. Mają już ponad miesiąc. A były takie maniunie. 


Po środku kaczor Zane z żonami. To nasze stado zarodowe, że tak powiem...

 Puma rośnie zdrowo, jest kotem, który podobnie jak Kicia, nie zdał egzaminu z zakuwetkowania.
Kuweta traktowana jest przez nią ambiwalentnie. Stąd Puma nie mieszka już z nami w domu. Mimo swej miłości do zwierząt, nie miałam ochoty co chwila szukać kupy- to w łóżku Absorberki, to za lodówką. Jakoś mnie to już nie bawi....
Za to Puma ma ciepłe lokum w szopie, wychodzi kiedy chce, umie już uciec przed Niną, która lubi się nią bawić. Tak- nią, nie z nią. 

Puma

Nina

Kaczuszki są na sprzedaż, pewnie w końcu ktoś kupi, tak jak i znalazł się dom dla syna, odchowanego przez Coli syna jednej z czarnych kur i Fraglesa. W nowym kurniku nadano mu imię Rosół, ale bynajmniej nie będzie zjedzony. No, chyba, że oprócz węgla, zabraknie i pieczystego....




I tak się turlam, za dnia z reguły przetwarzając lub patrząc co by tu jeszcze... przetworzyć. W tym roku pierwszy raz zrobiona herbata z gardenii. W słoikach fermentuje też liście malin oraz żółtlicę drobnokwiatową. Liście bzu śmierdzą raczej więc pewnie tylko ja będę pić tę herbatkę....


Wysuszone, wcześniej pobite i przechowane w słoiku liście gardenii

Gotowy susz herbaciany

A w kuchni, jak to u matki- najlepiej pod spódnicą...


To Absorber Trzeci.
A mąż?

Dla wsparcia serwuje mi takie kanapki 

Plaster prosto z ramki.

 W tym roku miód lipowy wymieszany z gryką. Coś niesamowitego. Pyszny i jaki zdrowy!

A taka kanapka dodaje wigoru, że żaden kilogram jabłek już niestraszny mi!