.

.

poniedziałek, 3 stycznia 2022

Podsumowanie drobiarskie i trochę się tłumaczę

 Mam niestety ostatnio ambiwalentne uczucia co do bloga.

Z jednej strony czasu brak, bo pochłania go codzienne życie. Z drugiej strony, szkoda mi tego kawałka swojego pisania, szkoda mi, że pewnie już większość Czytaczy dała sobie spokój ze sprawdzaniem czy Tupaja napisze. Bo nie pisała.

Czasem myślę sobie, że blog to takie dziecko, które kobieta robi sobie, bo ma taki kaprys, a z czasem nie baczy na konsekwencje. Blog to takie egoistyczne coś. Może dla połechtania własnego ego? Dobrego samopoczucia...

Cóż jeśli teraz mam takie rozkminki... M. śpi więc się chwilę zajmę swoim wirtualnym dzieckiem....

Kabelek, a właściwie gniazdo smarkfona nie bangla, toteż fotki przesyłam na googlowski serwer. Stamtąd na kompa....Okrężna droga, ale są. Dziś raczej kurowato będzie, bo troszkę się w tej materii działo na przestrzeni tego roku.


W Nowym wylądowały niedobitki paszowickiego stada. W sumie tylko Coli, Tito, Raptor, Gruba i rodzeństwo perlików czyli Zdzisława i Zdzisław. 
Pierwsza odeszła Raptor. Żal mi było, bo sporo przeszła. Miała problem ze skokiem, ale okazało się, że to jakiś uraz, który spowodował, że kulała do końca życia. Potem ta akcja z wydziobaniem jej kawałka ciała przez jej koleżanki....Tym razem też się udało. Niestety, mała już swoje lata i jako kura towarowa, przez hodowlę zaprogramowana jest na jakieś 3- 4 lata....


Wydziobana Raptor


Jej koleżanka Gruba- imię właściwe ze względu na tuszę, odeszła pół roku później.
Coraz gorzej zaczęły układać się relacje z perlikami. Ciągły rwetes na wybiegu, nerwowość. Zmęczona już tym byłam nie wspominając o kurach. Wystawiłam rodzeństwo na olx. Z informacją, że nie do gara, za darmo. Dużo było chętnych, część z daleka, ale nie chciałam wysyłać. Perliczki są wrażliwe i nie chciałam fundować im takich nerwów. W końcu, z całkiem niedaleka przyjechał starsze małżeństwo i wzięło, ale... tylko Zdzisławę. Zdzisław zaginął. Absorbery, zwykle nie zaganiając ptaków, dzień wcześniej jednak się za to wzięły i niestety, przepłoszyły samca. Wzniósł się w powietrze i poleciał za płot. A że już zmierzchało o poszukiwaniach nie było mowy. Niestety, nie odnalazł  się....

Zdzisława w przeddzień wyjazdu do innego domu

Ponieważ dość już miałam kupowania jajek u innych hodowców kur, chciałam wreszcie powiększyć stado. Nie zależało mi na kurach towarowych, bo jednak żyją krócej, częściej chorują. Zdecydowałam, że poszukam jakichś zdrowych, choćby mieszańców, ale małych ras ozdobnych, które przyzwoicie się niosą.

Spodobały mi się kury czubate. Był już Fragles, ale nie chciałam typowych czubatek. Jestem dość elastyczna w poglądach drobiowych więc... na targu kupiłam cztery zielononóżki i cztery kury pawłowskie. Czubate...

Były to młode, kilkutygodniowe pisklaki. Miałam nadzieję na kurki, bo dwa koguty na wybiegu to już full wypas. Niestety z czasem okazało się, że wszystkie pawłowskie były samcami. U zielononóżek Wszechświat się zlitował. Jest tylko Sokół. I mimo, że jest trzecim kogutem na wybiegu zostanie. 
Mąż prosił choć chciałam oddać. Koguta, nie męża. Za prześladowanie Koko i Popo, ale o nich za moment. 

Pawłowskie koguty rozrabiały, a jeden, Black, był bardzo jurny i agresywny wobec kur. Udało mi się znaleźć mu nowy dom. To samo z dwójką chłopaków, którzy pojechali do kurnika w leśnym przedszkolu. Ostatni trafił do hodowcy. Tylko za jednego z nich zwrócił mi się  koszt zakupu... 
Tak to jest z samcami. Niepotrzebne jak w nadmiarze....

Ostatni pawłowski

Black z koleżanką zielononóżką

Za chwilę jazda do leśnego przedszkola

Piękna broda pawłowskich kur

Pożegnalne selfie z ostatnim pawłowskim

Wkurzona niewypałem zakupu, w listopadzie, razem z Absorberką, ponownie wybrałam się na giełdę i przywiozłam towarówki....Wiem, wiem, miałam nie brać, ale były czarne, a takie zawsze chciałam mieć. Kupiłam cztery. Absorberka namówiła mnie na kury dla siebie. I tak mamy też dwa kochiny miniaturowe, a raczej kochinki. Popo - szara i Koko- żółta lub ładniej- bursztynowa.


Ponieważ jednak kiedy serce miękkie dupa musi orzechy gnieść, za młodą robię pełną robotę. Nie to, że nie zajmuje się podopiecznymi, ale częściej ja bywam u nich, przynajmniej w najważniejszych sprawach. Dziewczyny są wydygane, z resztą najmniejsze z towarzystwa. Muszę uciekać przed napastującym je Sokołem. Reszta kur przegania je od wody i paszy więc trzeba asystować przy karmieniu....

Czarne kury są bardzo spokojne, powolne i ciężkie. Myślę, że to bardziej mix nieśno- mięsny, ale nie zamierzam tego sprawdzać. Niosą ciemnobrązowe jaja. Jedna z kur niestety umarła po 3 dniach. Także zostały trzy. 


Już za TM...

Czarnuszki 


Ogólnie to na wybiegu sporo się dzieje. Nie udało się Coli wychować kurczaczka. Wysiedziała jajo, skutek miłosnych uścisków Fraglesa i Liscy. Był ładny i całkiem spory, kiedy Absorberka znalazła go leżącego bez życia pod grzędą...


Coli z maluchem

Coli bardzo przeżyła stratę. Ze 3 dni chodziła jak chora. Baliśmy się, że umrze. 

Ruch na podwórku to także brudasy czyli biegusy. Pojechałam po nie cały kawał za domem Inkwizycji. Przyjechały trzy kaczki i kaczor. Żrą slimole jak najęte, ale brudzą wodę masakrycznie. Widoków na jakieś baseny dla nich na razie nie mam, niestety. Chyba, że nas natchnie z wiosną....


Czyli, summa sumarum zostałam z trzema kogutami. Prócz Fraglesa jest Sokół i Tito. Niezmiennie mały i niezmiennie wredny. 




I jest jeszcze Lisica. Kura, którą kupiłam wraz z Raptorem i Grubą, z jednego rzutu. 


Wybrała sobie kiepski czas na pierzenie, ale i tak już chyba nie będzie się niosła. Jak to u mnie, nawet wtedy jest bezpieczna i ma dożywocie.

Nie samymi kurami człowiek żyje. Oprócz codziennej krzątaniny domowo- matczynej są mydełka, bo schodzą w domu jak ciepłe buły. Zawsze też mnie raduje praca przy nich. 


I malowanki. Na surowym drewnie. 
Szykuje duże szuflady, bo póki co chętnych na zakup brak, haha !