.

.

środa, 13 marca 2019

Krótko.

Jedna z Czerwonych miała złe samopoczucie. Ospała, siedziała w kurniku.
Chrapała- czy raczej- pocharkiwała.
Znalazła spokój w izolatce.
Cieplej, pasza na wyłączność, czosnek i napar ziołowy.
Po trzech dniach zdecydowałam się przywrócić ją stadu, bo objawy zniknęły, a ona- jak to stadne dziewczę czuła na pewno strasznie samotna.

Niespecjalnie uciekała przede mną choć do łaknących ze mną kontaktu nie należy (w odróżnieniu np. od Raptora, która pogadywała do mnie i podchodziła, kiedy przychodziłam do niej do izolatki).
Niosłam ją w kierunku wybiegu i reszty ptaków i czułam, że im bliżej "swoich" tym badziej się naprężała, a milczenie zamieniało się w lekkie pomrukiwanie i kurzęce gardłowe "kłoooo".
Ale tak bardziej do siebie.

Najciekawszy moment był wtedy, gdy już weszła na wybieg i pierwsze podbiegły Zdzisławy. Zdzisiek wcale nie zamierzał jej tłuc.
Otoczyły ją, a potem dreptały obok.
Ona sama chodziła spokojnie po wybiegu, mając po jednej i drugiej stronie perliki.

Żałuję, że wielu ludzi nie może oglądać takich momentów.
Że dla większości ludzi ptaki- zwłaszcza kury- to proste i głupie zwierzęta. 
Że to pozwala im bez skrupułów je wykorzystywać, zadawać cierpienia.
Wiem, że nie wszyscy są zdolni w ogóle docenić, poczuć równość ze zwierzętami innego gatunku.
Że nie wszyscy rozumieją, że nie mamy prawa uważać się za lepszy gatunek od innych.

Dziefczynki w tym Helena (pierwsza od lewej)
 i (jeszcze młodziutkie) Ździśki