.

.

sobota, 29 lipca 2017

6 zasad etyki zielarskiej wg Tupai i pląsy łąkowe znowu

Ostatni wypad po zioła skłonił mnie do stworzenia- dumnie powiedziane!- tego wpisu.
Kiedy tak szłam z sukami dróżką, mijając krzewy tarniny, głogów, czereśnie ptasie, stare, zdziczałe jabłonki, a po rowach przycupnięte wilgotnolubne - przekwitłe już wiązówki błotne, kwitnące krwawniki, krwiściągi, tojeści, mięty....Pomyślałam o tym.
Kiedy mijałam łąkę z marchwią zwyczajną i bukwicą, poprzetykaną niedobitkami dziurawca i rozpędzającym się żółcią wrotyczem. Pomyślałam o tym.

O pięknie, o różnorodności. 
O tym, że jeden ja widzi- a dla innego jest nieważna.
Ktoś powie- łeee! taka łąka! Nie jest szczególnie bogata gatunkowo. Na pierwszy rzut oka składa się z 5-7 gatunków ziół i kilku gatunków traw. Tylko. I aż.

To żyzność siedliska, jego stan i warunki klimatu, gleby nadają mu charakter objawiający się roślinnością. A z nią- entomofauną.
Cieszą mnie zawsze miejsca, w których nie brakuje owadów. 
Żerują motyle (tu miałam okazję zobaczyć sporo modraszków, niestety nie znam się na nich, a łowić nie chciałam), pszczoły miodne i dzikie, trzmiele, także muchówki, pluskwiaki i chrząszcze. 

Gorąca, rozgrzana łąka i buczenie. 
Coś niesamowitego. 
A jednak...
Tyle łąk i "nieużytków" idzie na przemiał, bo człowiek-jedyna "mądra" istota na Ziemi musi je "uproduktywnić" lub "zagospodarować". 
Nie będę rozpisywać się o aktualnych inwestycjach związanych z rozbudową krajówki nr 3. 
Mnie to nie napawa radością czy dumą.

Mnie to mieli.
Mieli, jak widzę te rozorane hektary tylko po to, żeby móc szybciej, dalej.
Po to, by wozić mleko z południa na zachód. By wozić jaja z Niemiec.

Dygresja, a miało być o ziołach.
Roślinach - ogólnie, ale w ostatnim tryndzie do eko-życia i wszystkiego "bliżej" natury.....
O etyce zbioru ziół.

Mam wrażenie, że jej nie ma. To znaczy jest, ale nie u wszystkich. 
Na fb ludzie, którzy zapałali miłością do ziołolecznictwa, masowo ruszają w lasy, na łąki i rwą.
Czasem mam wrażenie, że co popadnie.
Bez umiaru.
Bezwiednie.
Głupio i barbarzyńsko.

Nie pytajcie co myślę o kimś, kto zrywa roślinę, cała jej naręcz i pyta na forum- "Zerwałam, co to?".

Wiem, że każdy rodzaj odchyłów jest groźny.
Nie twierdzę, że jestem święta.
Przestrzegam jednak kilku zasad i nie są one szczególnie trudne. Pod warunkiem posiadania mózgu, wrażliwości i- uczciwości.

1. Zbieram co znam. Jak nie znam- zbieram jedno- oznaczam do gatunku lub chociaż do rodzaju. Literatury masa. Trzeba tylko chcieć.
2. Zbieram to czego potrzebuje, a nie co akurat mi się napatoczy.
3. Zbieram tyle ile potrzebuję. Susz- w dobrej jakości można przechowywać do 2 lat,a a niektóre gatunki rok. Wyciągi alkoholowe mają dłuższą ważność. Nie warto robić wiele na zapas. Zostawcie innym. Nie tylko ludziom. 
4. Nie zbieram roślin chronionych. Nie, nie zbieram, choć wiem, że wielu tak robi. Ja -nie.
5. Ścinam lub łamię rośliny, nie wyrywam ich z korzeniami, chyba, że lecznicze są kłącza. 
6. Nigdy nie zbieram wszystkich osobników danej populacji. 

Widząc obżerające się nektarem i pyłkiem owady zostawiłam sporo roślin.
Przeżyję bez paru dodatkowych bukietów roślin. One- mogą mieć daleko kolejne źródło pokarmu.
Warto pomyśleć o tym. Zwłaszcza, że jednak duża część roślin wykorzystywanych w zielarstwie to rośliny rozmnażające się poprzez nasiona. A te powstają z zapylonych przez owady kwiatów.

Nie jestem przeciwna aktywności ludzi w sferze poznawania roślin w celach leczniczych. To bardzo dobrze, że wreszcie dociera do niektórych, że jest Moc, z której można czerpać. 
Niech to jednak dzieje się z poszanowaniem Innych Gatunków. 


No i modraszek właśnie na krwiściągu

Bukwicowo z wrotyczem

Bukwice, krwawniki i marchew

Z uzbiorkiem- jak jest urobek to chyba uzbiorek? Hę?

Krwawnik kichawiec- nie zbieram :)

Tak mnie widzą :)

Goździk kropkowany




21 komentarzy:

  1. Bardzo słuszny wpis...
    Ludzie to jakoś tak mają ,
    że wszystko muszą mieć na już i tylko dla nich...
    Piękne zasady i tak każdy powinien postępować.
    Jeżdżę na rowerze po różnych terenach
    i też mam okazję obserwować jak zachowują się ludzie.
    Ręce opadają czasami.

    OdpowiedzUsuń
  2. ta moda na wrotycz mnie mocno niepokoi, ludzie nie zdają sobie sprawy jaka to silna trucizna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie- moda. Mając wiedzę i stosując zioło umiejętnie można sobie pomóc. Gorzej jak ludziska stosują, bo taki trend. pozdrawiam

      Usuń
  3. No właśnie. Ja się zazwyczaj nie znam, ale mam chęć ;)
    Powiedz mi Tupajko czy krwawnik wiązówkowaty[po konsultacjach z wujkiem G sądzę, że ta właśnie roślina zażółca cudnie pobocza łąki] działa tak samo jak zwykły krwawnik? Wujek G wychwala jedynie jego wizualne zalety. Tylko dla oka czy również dla zdrowia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żółty to raczej nie...Nie doszukałam się u dra Różańskiego, ale ja bym nie używała. Myślę, że przez "obróbkę" ludzką przy tworzeniu odmian z gatunku krwawnika pospolitego mogły stracić moc.

      Usuń
  4. U mnie marchew zwyczajna zdominowała w ubiegłym roku łączkę. Ograniczyłem ją dość skutecznie wyrywając w czasie kwitnienia. Zapach korzeni był jeszcze bardziej intensywny jak w tej uprawnych odmian jadalnych. Zauważyłem też, że korzenie były zaatakowane przez szkodniki. To mi wyjaśniło dlaczego moja uprawiana była tak często mocno robaczywa - pewnie dziki sąsiad rósł za blisko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie zbieram, tylko podziwiam. I podpisuję się pod Twoim "apelem".

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja część dzikich ziół pozyskuję z ogródka. Celowo zostawiam niektóre "chwasty", aby się rozrosły (oczywiście z umiarem :-). Tym sposobem pozyskałam już znaczną ilość krwawnika, rumianku, babki lancetowatej czy tasznika. Wiele ziół rozsiewa się u nas na łące, więc staram się zdążyć zebrać co się da, zanim chłopiszcze przejedzie je kosiarką. Zbieram również na dzikich stanowiskach, ale oczywiście z umiarem, tak, aby starczyło i dla mnie i dla innych istot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam sporo przy domu, a mierznicę czarną ostatnio na grządkach. Podobnie jak kurdybanek;)

      Usuń
  7. Tak, właśnie tak!
    Ja jeszcze dodatkowo stosuję stary, indiański rytuał
    i noszę ze sobą woreczek z ziarnami. Zbieram zioła lub inne dary ziemi, a w zamian rozsiewam ziarna - żeby była wymiana energetyczna :) Biorę, ale i daję. Jeśli nie wykiełkują, to mogą odżywić różne stworzenia żyjące tuż przy ziemi, albo ptaki.
    Dodatkowo Indianie, podczas zbiorów, intonują pieśń:
    Ziemia jest moją Matką, ona dba o mnie; Ziemia jest moją Matką, ja dbam o nią". Bardzo przyjemnie zbiera się zioła nucąc sobie pod nosem :)

    "Rozmawiaj z rośliną tak, jakby mogła cię słyszeć.
    Duch może spotkać się z Duchem - jest bliżej niż oddech, niż ręce i stopy". (Tennyson)

    Uściski Tupajko <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Codziennie widzę te piękne roślinki, jednak ich nie zbieram, bo się nie znam na nich. Podziwiam tylko ich piękno. "Uzbiorek" bardzo mnie się podoba.
    Pozdrawiam. :) .

    OdpowiedzUsuń
  9. Ament.

    Kiedys pewna pani chwalila sie na internecie, ze zebrala na syrop z pedow sosny 4 kilo surowca (slownie cztery kilo)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech jej pójdzie....

      Usuń
    2. No właśnie. Ja co roku biję się z myślami czy w ogóle uszczknąć kilka pędów, bo syrop jest bardzo skuteczny w razie choróbska, ale zawsze myślę, że szkoda drzewa, które dopiero co zaczyna się budzić do życia...

      Usuń
  10. Bardzo dobry, mądry i potrzebny wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgadzam się z Tobą po tysiąckroć :)) Wszyscy, absolutnie wszyscy powinni to przeczytać, ba, powinno znaleźć się w książce do edukacji szkolnej :)
    Tak, tak, tak!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. masz rację !!! z ziołami tak jak z grzybami... zbierać to co się zna

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie powiem, żebym nigdy nic nie zerwała, nawet zdarza mi się raz do roku zerwać kilka kwiatków polnych tak tylko do wazonu, ale słownie: kilka. We własnym ogrodzie nie ścinam lawendy do później jesieni, czyli dopóki pszczółki i trzmiele się w niej uwijają. Nie muszę wieszać po domu wianków z lawendy, najwyżej je sobie akwarelką namaluję :). Dzikim chaszczom pozwalam rosnąć w miejskim ogrodzie, narażając się na pogardę sąsiadów (w tym roku kurdybanek,pokrzywy i mięta szaleją), a ostatnio pozwoliliśmy gąsienicom bielinka kapustnika (chyba) żerować na jarmużu - i tak trochę dla nas zostawiły :).
    Co do niszczenia ziemi po to, żeby zrobić drogę do wożenia niemieckich jaj do Polski - bezsens totalny, nasze jaja wyjeżdżają, a przyjeżdżają cudze! Ostatnio słabo mi się zrobiło, jak zobaczyłam w sklepie hiszpańskie kartofle. Przez całą Europę jechały do kraju ziemniaka!

    OdpowiedzUsuń
  14. No co znikła bez śladu???? Tak się nie godzi!

    OdpowiedzUsuń