.

.

wtorek, 22 kwietnia 2025

Leśne wyzwania

 Święta stwarzają okazję do bycia razem.
Do wspólnych wypraw, spacerów.  Zostawiamy stół, zasilamy się śniadaniem i ruszamy Dzikiem w drzewostan Lubańskiego Wielkiego Lasu. Ten niestety, jak w wielu miejscach w Polsce, przestaje być wielki. No, może powierzchnia się nie zmienia, ale skład wiekowy- jak najbardziej. 

Oczywiście wiek rębności, las gospodarczy, bla bla bla.
Wszystko to jest dla mnie jasne, nie jestem laikiem, ale i tak widać skalę cięć i dewastacji. A jadąc parę dni temu minęło mnie na odcinku 40 km 10 ciężarówek drewna. 

Co zaczęła poprzednia władza ta dalej kultywuje. Trwa mydlenie oczy, wypieranie się, oskarżanie innych. 

Niezmiennie lasy- borykające się jak wszystkie ekosystemy z brakiem wody, są niemiłosiernie osuszane. Idąc wczoraj mijaliśmy wydzielenia bardziej wilgotne oczywiście z pokopanymi rowami odwadniającymi. 

Widać też pazerność.
Sposób pozyskania drewna często wygląda tak, jakby tłuszcza wbiła się do marketu i depcząc innych, niszcząc półki sklepowe i resztę asortymentu, dobierała się do wybranego celu.
Tu są to buki, bo odwiedzany przez nas drzewostan jest na złożu bazaltowym. Niektóre z drzew miały ponad 100 lat. Miały, bo już ich nie ma. Wyrżnięte i wywiezione. 

Jak wiemy, ssanie na drewno jest. Chiny dalej kupują a my- dalej chętnie rżniemy i wysyłamy. Eksport wcale nie zmalał. 

Niemiaszki bardzo chętnie kupują polskie drewno. U nich powstaje sporo stref wolnych od wycinek. Sąsiedzi równie chętnie pozbywają się swoich odpadów i lokują je u nas. Oczywiście- gdybyśmy tego nie chcieli- musieliby sobie radzić inaczej.
Dlatego dewastacja lasów, niszczenie krajobrazu czy zawalanie kraju odpadami to nie wina ICH, OBCYCH nacji. To często zwyrodnienie i brak moralności naszych władz, a także to, że może w naszym? kraju nie mamy za wiele do powiedzenia, bo już większość podlega kontroli nie naszej. 


Bogate  ziemie Pogórza Izerskiego- Kaczawskiego także, są narażone na degradację. Mamy u nas złoża bazaltów. Powiecie- drogi budować trzeba to i złoża należy eksploatować. 

Ja się pytam czy wszędzie i czy za wszelką cenę? Za cenę utraty drzewostanów i innych zbiorowisk, siedlisk, które są miejscem życia roślin i zwierząt, chroniąca zasoby glebowe i wodne szata roślinna jest usuwana, dziury w ziemi powodują zmianę stosunków wodnych na dużych obszarach. Do tego dochodzą zanieczyszczenia pyłowe, zwiększony ruch samochodów ciężarowych z urobkiem. A potem, po zamknięciu, nierzadko brak rekultywacji lub wykorzystanie wyrobiska na składowisko odpadów, nierzadko niebezpiecznych!

Miał być miły spacer i w sumie był, bo z najbliższymi. A jednak świadomość tego, że za miesiąc, dwa czy nawet tydzień wszystko co zobaczyliśmy może zniknąć, zostać zniszczone, przeorane ciężkim sprzętem... budzi we mnie smutek. 

Czasem większa świadomość powoduje u człowieka więcej bólu i niezgody, a to rodzi napięcia, choroby jeśli nie umiemy sobie z tym radzić. Po innych to spływa. Mają to głęboko. Lasy, drzewa, nasz wspólny świat. 

Dlatego ostatnio rzadziej bywam w lesie. Z jednej strony cholernie mi tego brak, z drugiej- kiedy trafiam na zręby, zwłaszcza w czasie sezonu lęgowego, gdy widzę zniszczone runo, odwodnione drzewostany- robi mi się tak źle, jakbym odwiedziła rzeźnię. 

Wielkim wyzwaniem jest widzieć, kontrolować emocje i umieć odpowiednio je kanalizować. Mieć w sobie spokój do podjęcia decyzji co zrobić. Czy płakać, czy się wściekać, czy może działać. Radykalnie? A może bezpieczniej... sukcesywnie, długofalowo. 

Powiedzmy szczerze- nie każdy jest wojownikiem. Ale każdy może stać się walczącym. 

Po drodze, jak widzę z własnego doświadczenia, niektórym potrzebne jest zrozumienie siebie. Swoich zasobów, swoich mocy. Określenie co mogę robić bez zabicia siebie. Brzmi mocno? A tak- bo tak jest właśnie. Kiedy jest coś co powoduje, że skręcają ci się w środku trzewia, serce bije szybciej, gardło się zaciska, a w głowie rodzi się chęć robienie złych rzeczy- w obronie słabszych, przeciwko złym ludziom- zabijasz siebie. Osłabiasz, kiedy niczego z tym nie robisz. Nienawiść nie karmi. Ona nas pożera. Mało tego- energia podążą za uwagą, zasilamy naszymi emocjami to zło. 

Nie mówię, że należy wszystkim złym życzyć dobrze. Tego nie umiem jeszcze i nie wiem czy kiedykolwiek będę umiała. Chyba nawet tego nie chcę. Jestem ze sobą szczera. Wiem jednak, że złomyślenie do niczego nie prowadzi, a tylko zabija nas w środku, powoduje choroby. 

Co zatem robić? 

Jedni mówią- módl się za nich. 

Inni- pobłogosław to co zginęło.

Jeszcze inni, przyjmij to co jest i działaj aby tego było mniej. 


Bo nie wszystko od nas zależy. Ale zależy sporo. 

Stąd ważne jest działanie lokalne, ważne jest utrzymywanie się w sile ducha by móc być gotowym na wyzwania. 

Uczenie innych, uświadamianie wagi życia innych istot- tak samo ważnych jak my. Działanie drobnymi krokami, czasem na prawdę małymi w sytuacjach, gdzie dzieje się źle.


We wsparciu siebie pomaga mi joga, Reiki i praca nad sobą w duchu praktyk i nauk Wschodu właśnie.

Co pomoże Wam? 






Buczek. A miał być kopytnik. Minus wstawiania postów na telefonie....dziękuję za uważne czytanie

Absorberka nad wodą w dawnym wyrobisku


środa, 2 kwietnia 2025

Wolne stopy

 Na swoim prywatnym profilu pisałam o zakupie nowych butów. W sumie nienowych w sensie sprawdzenia ich funkcjonalności i zdrowotności. To buty pięciopalcowe- tzw. fivefingersy.

Spróbowane dzięki jednej z dobrych Dusz, które spotkałam na swojej drodze życia. Teraz już piąta para trafiła pod mój dach.
Tym razem wzięłam coś co uniezależni mnie od aury. Bowiem do tej pory wskakiwałam w nie dopiero, gdy temp. za oknem osiągnęła przynajmniej te 15 stopni.
Jako osoba ze słabym krążeniem obwodowym- a mówiąc prosto- o zimnych stopach i dłoniach, korzystałam z nich w miesiącach późnowiosennych i letnich. Teraz mam komfort cieplny, także przez wzgląd na świetne skarpetki.

Dla wielu ludzi, chyba właściwie dla wszystkich spotykających się z moim obuwiem, są one śmieszne.
U niektórych wywołują wręcz salwy śmiechu. Co niektórym nawet wyrwało się, że nie jestem normalna, nosząc je.
Cóż, to ostatnie to właściwie mnie bawi. I nie dziwi w naszym kraju. Pozostawiam to z uśmiechem, bo co tu komentować? 😉





Stopa pracuje jakby była bosa, przy delikatnym zabezpieczeniem przed ostrymi elementami podłoża. To daje świetne możliwości jeśli chodzi o aktywny chód, pełna percepcję, pracę stopy i właściwe jej układanie się. Dodatkowo nie izoluje nas od Ziemi więc w pełni korzystamy z uziemiania.

Oczywiście to ostatnie zdanie też niektórych bawi. Uziemianie, energia Ziemi.
Ciekawe, że ci sami bezwzględnie wierzą w aparaty RTG, rezonans magnetyczny... Ale to też zostawię Wam do przemyślenia.

Ostatnio, w swojej codziennej praktyce jogi, coraz większą uwagę poświęcam stopom. I na nowo odkrywam wszystko.

Stopy i nogi maja istotne- szkieletowe i powięziowe, a także neurologiczne połączenie z kręgosłupem. Są naszymi korzeniami.

Nie uczy się nas, jak istotne jest stanie, ułożenie stopy. A to też dlatego, że współcześni ludzie rzadko chodzą boso po ziemi, po nierównym podłożu, ciepłym lub zimnym w zależności od jego rodzaju. Miękkim, twardym, sypkim....
Brak nam poczucia dotknięcia ziemi. Jesteśmy oderwani, odizolowani. Fizycznie i mentalnie od Ziemi. Tym łatwiej nam w tym wszystkim utracić kontakt z samym sobą, z tym co najważniejsze.

Dużą część moich spotkań samej z sobą na macie poświęcam staniu. Widzę, jak moje stopy różnią się od siebie. Ile pracy przede mną jeszcze by pomóc im poczuć się lepiej. Nie tylko im- bo od stóp zależy tak wiele. Zdrowe stawy skokowe, kolana, biodra, kręgosłup. Całe ciało.

Stojąc, kucajac na całych stopach, poczujcie je. Jaka część stopy dotyka podłoża, która nie? Chwyćcie podłoże rozpostartymi palcami, poczujcie jakbyście chcieli zagarnąć ziemie pod siebie. A może ciekawie będzie czuć jak balansujecie na jednej nodze- powoli poznając przyjemność stania na obrzeżnych punktach stopy, na piętach, śródstopiu....

To zabawa, to czucie siebie. Też przyjemny masaż.
Te ponad 30 stawów i 26 kosteczek Wam podziękuje. A wraz z nimi- całe ciało.

Praktykujcie czucie ciała, choć te parę minut dziennie.
To może być Wasza joga 🥰

Namaste 🙏





środa, 26 marca 2025

Bzz- na dziko

Zawsze ceniłam dzikie piękno. Dość często - sześcionogie. Za sprawą ludzkiego szarogęsienia się, jak wiecie, ze stawonogami- i nie tylko nimi!- niestety coraz gorzej....
Oczywiście można psioczyć, narzekać, qurwami rzucać, można nawet źle bardzo życzyć... Ale można też inaczej, może dłużej, długofalowo, ale- jak dla mnie chyba tak właśnie najlepiej. Uczyć, od podstaw niekiedy. Łopatologia stosowana. A jak nie daję rady i ręce opadają do poziomu glejowego-- zawsze mam jogę i Reiki- to się podniosę na duchu, haha!

Wróciłam z Konferencji Młodych Naukowców, gdzie zajmowali się różnymi aspektami pszczelimi- właściwie od zafałszowań węzy pszczelej stearyną, poprzez ekologię i behawior pszczół dzikich po wykorzystanie pasiek w resocjalizacji nieletnich czy wykorzystanie pszczół w kryminologii sądowej... 
Ja już nie taka młoda, ale zostałam poproszona do Komisji oceniającej wystąpienia, co uczyniłam z zapałem. Jestem wolontariuszem w Górnołużyckim Stowarzyszeniu Pszczelarzy, mąż pszczelarz, a ja stanowię pomost, jak się śmieję- pomiędzy hodowlą i utrzymywaniem pszczół miodnych, a światem dzikich zapylaczy- w tym pszczołowatych rzecz jasna. 
Nie ukrywam, że dzikie jest mi bliższe. Pszczoły miodne otaczane są opieką, leczone, pomaga im się przetrwać zimę. Dzikie owady nie mają tak łatwego życia. Do tego występujący w niektórych rejonach zjawisko pszepszczelenia powoduje, że dzicy zbieracze pyłku i nektaru muszą walczyć o przetrwanie. 

Cieszę się, że odwraca się niedobry trend tworzenia pasiek miejskich. Dotarło do ludzi, że brak pszczół w środowisku nie równa się brakowi pszczoły miodnej. I że przede wszystkim należy dbać o siedliska i istniejące tam bazy pokarmowe, zamiast wsiedlać dodatkowe gęby- a raczej języczki, do wykarmienia....

Prócz własnego zaangażowania w czytelnictwo naukowe, dokształt, staram się czerpać wiedzę u praktyków i czasem tę wiedzę mi weryfikują. I dobrze. Certyfikat- certyfikatem, nauka, doświadczenia, ale udział w kursie Polskiej Szkoły Arborystyki i Dendrologii dał mi wiedzę. Po egzaminie uzyskałam tytuł  Specjalisty do spraw owadów zapylających w warunkach miejskich. 











poniedziałek, 17 marca 2025

I stało się.

 Spełnienie pragnienia, a właściwie-ugruntowanie wiedzy i kolejny etap rozwoju. Ukończony kurs II stopnia naturalnego uzdrawiania Reiki. 

Od teraz mogę pracować na odległość- dla osób, zwierząt, roślin, przedmiotów w przestrzeni i czasie. A to oznacza, że można przekazywać uzdrawiającą energię do traumatycznych wydarzeń z przeszłości, zmieniając tym samym ich oddziaływanie na teraźniejszość. Dodatkowo- możemy przekazać energię to zdarzeń, które mają dopiero nastąpić, do chwil, w których będziemy potrzebować energetycznego wsparcia. 

Bardzo się cieszę, że dane mi było poznać Reiki, doświadczyć jej na własnym ciele i duszy. A teraz- używania jej dla dobra innych. 



środa, 29 stycznia 2025

Tupaja nadrzewna i kompostowa spiżarnia

 

Niestety aura- jak widać- wiosenna co wcale nie cieszy. Świadomość jak przez zmiany aury zaburza się życie całych ekosystemów jest obciążająca. Oczywiście piszę o ludziach świadomych, nie o tych, dla których nic prócz nich samych i ich świata (najczęściej całkiem odmiennego od mojego- a tym samym RZECZYWISTEGO).

Susza aż piszczy. No i co z tego, że pada? Zimą to śnieg daje nam uwilgotnienie gleb na większość sezonu wegetacyjnego. A śniegu nie ma. Powolne roztapianie nagromadzonej i utrzymującej się kilkadziesiąt dni pokrywy śniegowej nie da zaspokoić deszcz, a ostatnio częsty gość- deszcz nawalny....A takie ostatnio obserwujemy., wraz z burzami w styczniu czy grudniu.
W wyniku wylesiania, betonozy i złych praktyk rolniczych mamy do czynienia z erozją i spływem- nie tylko samych cząstek glebowych, ale też wszystkiego co intensywne rolnictwo glebie funduje. Powierzchnie miast, nawet wsi- z trawnikami- o ile w ogóle!, ograniczanie ilości drzew i zadrzewień.

Brak pokrywy śnieżnej to też uszczuplenie infiltracji do podziemnych zbiorników wód gruntowych. A to z nich często czerpiemy wodę do naszych domów.

O ile o ludzi ktoś się czasem pomartwi, to co mają na to wszystko powiedzieć drzewa?
Wiele ich będzie zamierało wskutek gnębiącej je wieloletniej już suszy.

Sprawy nie poprawia polityka naszego państwa z tektury nie przystaje do niczego. Wody brakuje, a Polskie WrzOdy szykują się do tzw. prac utrzymaniowych na rzekach i ciekach. Bez poszanowania przyrody rzecz jasna. Będą orać koparkami koryta, wycinać drzewa i zakrzaczenia, tratować żeremia bobrowe, niszczyć dna. Wszystko dla dobra. No właśnie- czyjego?

Tu strona, na której można wnosić uwagi, zorientować się co też bandycki organ tam planuje. Konsultacje trwają do 31 stycznie 2025.

Tam, gdzie woda powinna spokojnie rozlewać się, być utrzymywana przez bagna i torfowiska nie pozwala sie na to. Między innymi poprzez użytkowanie gruntów, które winny być pozostawione naturze. Nasi spece od zniszczeń nie zgodzili się na zaniechanie upraw na glebach organicznych - w tym torfowych. Tym samym osuszanie Polski będzie postępowało.

Nóż się otwiera, ja staram się głęboko oddychać, zastanawiam się jak to przetrwać, jak działać z kim gadać. Ostatnio okazuje się bowiem, że niewiele osób jest zainteresowana robieniem czegokolwiek w obronie rzek, lasów, zwierząt, siedlisk.
W mojej wsi i okolicy, na kilkukrotne zapytanie na ogólnodostępnych grupach w SM, o chęć włączenia się w działania nikt nie odpowiedział, a nawet, jakiś żartowniś zaśmiał się- oczywiście używając znaków graficznych, bo złożona wypowiedź zapewne była zbyt wymagająca...
Odezwały się do mnie dwie dziewczyny z okolicy i to właściwie tyle. Może jak śnieżna kula potoczy się dalej i coś zaczniemy działać, bo ciężko siedzieć na tyłku i tylko petycje pisać... Przynajmniej mi już obrzydło samo narzekanie, cierpienie z powodu patrzenia na obrazy rzezi drzew, głupich decyzji urzędników czy to co wyprawiają polskie wody- z premedytacja mała literą.

Jak tylko się coś ruszy- zapewne Was poinformuję.

Póki co, pizza na orkiszu pożarta, trwaja lekkie cięcia jabłonek, ale tylko do wysokości mojego zasięgu... Nie lubię ciecia drzew. Żadnych. I wiem, że jeśli się ich nie tnie od początku- rodzą owoce i żyją, jak trzeba. W ogóle te cięcia to lekka mania, jakby drzewo nie wiedziało jak żyć, gdzie wypuścić nowy pęd. Głupie drzewa. Z resztą natura też głupia. Bobry w szczególności ;) Tylko wybraniec - człowiek wie co i jak. A przyroda ma się uczyc od niego. Tfu!

Niestety, parę gałęzi urżnęłam. Krzyżujące się, suche no i "wilki".
Pozostało też pościągać konary wycięte i zostawione- jak zwykle- przez pracowników energetyki. Ci to się w ogóle z niczym nie pitolą.



Co inszego?
Zasiliłam kompostem dwie skrzynie. A w kompoście.... Cóż.
Żyły sobie nornice. Znalazłam korytarz, jamkę mieszkalną i cały zapas orzechów ?




piątek, 24 stycznia 2025

Reiki zwierzętom

 

Zostałam ostatnio zapytana czy można robić zabieg Reiki zwierzętom.

Oczywiście, że można ?

Bardzo lubię pracować ze zwierzętami. Bardzo dobrze reagują na zabieg. Osobiście, czuję też dużą radość pomagając.

Zwierzęta lepiej czują energię Reiki. Ale też wiedzą czy jest im ona rzeczywiście niezbędna. Bardzo wyczulone są na nią koty.

Często, kiedy robię zabieg jednej z naszych suk, zaraz przychodzą pozostałe, ale to nie jest takie zwyczajne podchodzenie, jak wtedy, gdy sie miziamy.

One stoją w kolejce, wierzcie mi ?

Ostatnio robiłam Reiki Ninie, potem przyszła Masza, na końcu Boni- jej nota bene Reiki pomogło wyjść z poważnej kontuzji.

Ostatnio sporo pracuję z ... kurami.

Tak, to "dzięki" Białej, która ma problem z jedną z nóg. Jej koleżanka od tego samego hodowcy miała to samo, ale jej nie udało się pomóc. Nie wstawała, noga jakby straciła całkiem czucie, bez widocznych urazów.

Podobna przypadłość dotknęła Białą. Tyle, że teraz spróbowałam Reiki i... po 3 tygodniach kura staje na nogę, która była jakby całkiem do niczego.

Wiem, że dla tradycyjnego hodowcy taka kura dawno skończyłaby w rosole lub kuble na śmieci. Ale nie u mnie. Zawsze staramy się pomóc,a kury mają u nas dożywocie.

Zabieg u tego typu zwierząt trwa krótko.

Nie wolno go robić na siłę.

Zawsze przekazujemy mentalnie zwierzęciu co mamy zamiar zrobić. Czasem zwierzę nie chce zabiegu i odchodzi od nas, odwraca się. Nie należy tego lekceważyć. Próbujemy następnym razem, za dzień czy dwa.

Zdarzyło mi się mieć wielką potrzebę pomocy, bo wiedziałam, że jest ranne czy cierpi- a zwierzę odchodziło i nie miało ochoty na dotyk.

Z drugiej strony czasem robię Reiki jednemu, a pzychodzą te, które też potrzebują pomocy.

To cudna energia. Jednocześnie należy pamiętać, że tak jak u ludzi, w przypadku choroby, nie może eliminować zaleconego leczenia. Jest dodatkiem, wsparciem, zastrzykiem energii.