Tak sobie z doskoku oglądam jednym okiem i słucham jednym uchem niektórych programów telewizyjnych.
Filmów nie daje rady, bo ciągle przy moich pożeraczach czasu, musiałabym wracać do momentu, w którym przerwałam.
I tak leci sobie tvn internetowe...A tam różności.
Pomijam takie buble i nie mające nic interesującego jak wygłupy Wojewódzkiego czy też popisy pani Krupy w związku z modelkami. Nota bene babol ani ładny, ani zbudowany, a co rusz onetowi pseudo dziennikarze trąbią, że coś Krupa pokazała.
Jak o kimś cicho- wystarczy dupskiem zaświecić na imprezce czy cycek uwolnić i już- jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (czasem może to być dotknięcie "różdżki" czyjejś ;))- robi się o takiej pani głośno.
Jest jeszcze jednak jeden program, na który się natknęłam.
Jakaś totalnie masakryczna produkcja.
Prowadząca- perfekcyjnie robi wszystko....;) |
"Perfekcyjna pani domu".
Co to za cyrk, słuchajcie...
Przyjeżdża baba do drugiej baby i ocenia jak ta pierwsza radzi sobie jako gospodyni.
Zagląda w szafy, w kąty, szuka kurzu i mierzy jego warstwy, zagląda wszędzie gdzie można i gdzie się nie powinno- szanując czyjąś prywatność.
Ale- jeśli program tego typu ma wciągać ludzi- trzeba włazić wszędzie, w każde zakamarki, choćby i w majty gospodyni domu.
Laski mają czas na uporanie się z bałaganem według wskazówek perfekcyjnej pani, która rewolucję przeprowadza, a krytykuje ona ochrypłym głosem i gani te nieszczęsne kobitki wytykając im wszelkie niedociągnięcia.
Tja...
Nie należę do pedantek- ba! brzydzę się pedantyzmem.
Chyba czułabym się jak zwierz w klatce, albo świnia na wylanym betonem wybiegu (gdzie ryć nie może).
Bezdech totalny.
Niemożność dania upustu swojemu temperamentowi.
Jestem bałaganiarą, ale nie brudasem.
Nie wyobrażam sobie jednak takiej schizofrenii w jaką pakują się uczestniczki tego "szoł".
Te rozedrgane usta, zimne poty, szczękanie zębami, niemal zaprzestanie miesiączkowania.
A wszystko dlatego, że po wizytacji pani, mają rewizytę i kontrolę czystości,układania w kosteczki, prasowania i innych pierdów ludzi, którzy nie zajmują się niczym innym, jak sprzątaniem, układaniem wedle linijki bucików, pudełek czy też prawidłowym zawieszaniem wieszaków (muszą wisieć haczykami w jednym kierunku, a ich odległość od siebie ma wynosić 2 cm...).
Wygrywa ta (uczestniczki są (chyba) dwie- chyba, bo zmęczyłam tylko jeden odcinek), która wywiąże się z zadania najlepiej....
Pani prowadząca, z muzyką rodem ze "Szczęk" w tle, zakłada białe rękawiczki i mizia półki, zakamarki mebelków...Ocenia ilość kurzu.
A ta oceniana drży i niemal jej zwieracze puszczają.
Horror, po prostu horror.
Moja jedna z niewielu przyjaciółek, napisała mi niedawno, że śniło jej sie, że wysprzątałam jakis pokój.
Aż lśnił...
Była pewna, że byłam to ja i sen ów wprawił ją w świetny nastrój (pozdrawiam Cię Marto serdecznie!).
Zdaję sobie sprawę z tego, jak ten sen nią musiał wstrząsnąć....
Dobra....
Idę do kuchni, korpusy kurczaków biednych (tak, żal mi kurczaków zarzynanych, i krów też, i świń, i koni też, i kóz, i owiec, i jestem przeciwko transportom żywych zwierząt do rzeźni za granicę- czy są to konie, czy cielęta), zobaczyć ile szumowin wypłynęło na kuchenkę.
Umyję może jutro.
Może pojutrze.
Kiedy Młode dorosną, bez większych poszukiwań zaszczepimy na chlebie pleśń (zbierając kurz), która urośnie pięknie, będą też wiedziały co to Pholcus i ocenią jakie lato - czy komarze czy też nie- było w roku ubiegłym, bo mama chlasta te owady na suficie i trupów nie zeskrobuje.
Ale to ja.
Okropna Tupaja, co zamiast sprzątać pisze głupoty na blogu.
Pozdrawiam swoiście nienormalne panie domu!