Lubię tę jego kwiecistą pupę.
Jak wielka larwa ciągnie za sobą odwłok wegetacji. Tak źle kojarzone słowo- w przypadku ludzkiego- tu- marnego żywota. Perystaltycznego.
A rośliny?
Wegetacja to święto życia. Pełnia życia, wchodzenie w dojrzałość, rozmnażanie.
Kocham ten zapach- tę orgię zapachów- od ziemistego, świeżo po deszczu, przez kwieciste do zapachu roztartego ciała trawy. Soki płyną, soki ciekną. Istna rozpusta.
Ogródek mały Tupajowiskowy, pełen życia.
Ziołowe chwasty pospołu z zasiewami.
I tak ma być.
Po mojemu.
Ku chwale Życiu.
Glistnik i jasnota- nieodłączni przyjaciele w moim ogrodzie |
A tak kwitnie jarmuż |
Znajdzie się miejsce także dla babki lancetowatej |
Lekko kserotermiczne klimaty i przetacznikowo |
Lilaki |
Bratki w objęciach kurdybanka i glistnika |
Glistnik |
"Mokradła" Tupajowiskowe z wierzbą, kurdybankiem, trędownikiem bulwiastym i krwiściągiem |
Zawsze zapominam jak się nazywa i wołam na nią "kapusta" |
Skalniak "a kurdybanek dominanta" |
Siła przetrwania |
Zawsze będę wielką orędowniczką kolorowych trawników.
Choćby z mniszkiem. Chociaż!
Golone co sobota, abiotyczne monokultury trawiaste są dla mnie ohydą. Tak brzydką i tak nienaturalną.
Obkaszam kępy krwawników, bylic, kurdybanków, mniszków.
Jest więcej roboty.
I cóż z tego, jak lubię?