Już wiem jak być starą i chorą.
Podobno nie grypa- bo wtedy trzeba byłoby chyba ogłosić epidemię, a to kosztuje, albo za wiele zachodu.
Miałam przerwę spowodowaną alaptopią.
Lapek był u naprawy, czyszczeniu i na nowo robiony, do tego wymiana klawiatury.
Oj, nie było mnie, nie było. Aż strach patrzeć ile przeoczyłam.
Wieści z pola boju są takie, że Absorber dziś odmówił przebrania z piżamy i tylko coś skubnie, napije się, poczytamy i do łóżka. Absorberka też tylko śpi i pije, bo jako moja małą kopia, w czasie chorowania ma tak długie zęby, że ani kęs do papy trafić nie może. Tylko pijemy.
Zaczęło się w środę. Po 3 dniach w przedszkolu, a jakże.
A w nocy Absorberka już sięgnęła magicznej liczby 38,5.
Potem już tylko gorzej, bo o 9 w czwartek było 39,5.
Pognałam do przychodni i pani doktórka stwierdziła (słyszałam dokładnie, choć miała maskę na twarzy), że to wirus, ale nie grypa.
Łyknęłam.
W sobotę mnie dopadło.
Znajome rwanie w stawach, mięśniach, kościach, trzaskający łeb. Ale- 38,1.
Dziwne jak na grypę. Może rzeczywiście to nie ona.
Nie wiem co, bo po lekkim polepszeniu w niedzielę, w poniedziałek myślałam że umarłam.
Prócz bólu w czaszce, charkotu jaki z siebie dobywałam, doszło totalne rozbicie; nie miałam siły wstać. Nie jestem słabeuszem i hipochondryczką, ale nie miałam siły.
Wiedziałam, że czeka mnie napalenie w piecu, zajęcie się dzieciakami, które czuły się już lepiej.
Zwlokłam się jakoś, ale człapałam jak stara zużyta baba.
Wszystko mnie bolało, ledwo stałam na nogach.
Szłam do kur, potem po węgiel baaardzo powoli.
Przed rozpaleniem w piecu musiałam odpocząć, bo miałam wrażenie, że stracę przytomność.
A gorączka, przypomnę, 38,1.
Dobre Absorbery.
Kochane.
Młody cały dzień spędził przy LEGO, Młoda leżała ze mną. Tylko obsługa toaletowo- gastronomiczna wchodziła w rachubę.
Nie byłam w stanie nic więcej.
Dziadek przybył z odsieczą, ale już trafiony odłamkiem jakiegoś szczepu i też już cierpi.
Ja dziś nieco lepiej, tylko zastanawiam się jak będzie jutro.
Młodemu się pogorszyło.
A wczoraj już hulał jak złoto.
Czasem zastanawiam się nad sensem tego przedszkola...
Pocieszam się, że to nie tylko my, ale marna to pociecha w przypadku cierpiących dzieci i własnego samopoczucia.