Ponadto, że latam to tu, to tam, podgrabiam, sieję, sadzę, wrzasnę, przytulę to obserwuję.
Jak zwykle oczy dookoła głowy.
I już wiem.
Zastanawiam się po co mi dwa budynki gospodarcze, za które bulę podatek niezły?
A one wiedzą.
Dom sobie tam znalazły.
Choćby nietoperze nawet.
Zapewne także, prócz rzeszy gryzoni, które przynajmniej przystankowo traktują te miejsca, to na strychach i w ścianach, pomiędzy kamieniami- tam, gdzie wykruszyła się zaprawa urzędują dzikie pszczołowate.
Wyglądają na porobnicowate, ale do ręki nie brałam, bo coś wkurwione były.
Stoi taka, gapi się, może chce swoją dupę opasłą wcisnąć w któryś zakamarek!
A won!
I tu do sedna sobie przechodzimy i tego, że stare domy, siedliska to miejsca potencjalnie bogate w gatunki. Mamy stare mury, z wykruszającą się zaprawą, mamy szachulce z gliną, w której sobie można dziurki i norki robić (znów błonkóweczki).
Mamy bałagan.
Okroopny bałagan, z rzuconymi gdzieś w kąt starymi dachówkami.
Piękne jaszczurowisko.
Choć u mnie już nie bardzo, bo się mi śliwki na potęgę gąszczu rozrastają.
Są kupy starych gałęzi, których nie chce się lub zapomina spalić z każdą wiosną czy jesienią. I tak trwa ona, a w niej zimują kolejne pokolenia jeży, drobnych bezkręgowców...
Są chaszcze, bzy nieprzycinane; do okien zaglądające.
Pfff! I cóż, ktoś powie. Ano.
Mam za to drozda, mam kapturkę i rudzika, mam dwie pary kosów.
Wielkie drzewa.
-"O, pani! Ale tych liści, nie lepiej wyciąć?"
Nie. Nie lepiej.
Mam cień, mniej wody w piwnicy, hre hre, i gniazda moich ukochanych szczygłów.
Są i u mnie chwasty.
Chwasty, które chołubię, doprowadzając do palety emocji wśród bliskich oraz obserwatorów.
To - dla trzmieli, to dla pokrzywników, pawików. Zostaw te trawy duże! Zawsze mi napójka łąkówka się trafia na nich! Zostaw! Bluszczyk kurdybanek! Zostaw!
Co z tego, że przekwitło. Nie! To dla ptaków. Makolągwy zalatują też.
Różnorodność.To przyroda lubi. To jest naturalne.
Co można robić, żeby przyciągnąć życie do ogrodu?
Pamiętać, że poza domkiem, który powiesimy dla błonkówek (chwalebne!), należy pamiętać, że sam domek nie jest powodem ku temu, żeby robaczek sobie u nas zamieszkał.
Musi mieć co źryć, mówiąc kolokwialnie. A tu przechodzimy do sedna- czyli bazy pokarmowej.
Jak zwykle oczy dookoła głowy.
I już wiem.
Zastanawiam się po co mi dwa budynki gospodarcze, za które bulę podatek niezły?
A one wiedzą.
Dom sobie tam znalazły.
Choćby nietoperze nawet.
Zapewne także, prócz rzeszy gryzoni, które przynajmniej przystankowo traktują te miejsca, to na strychach i w ścianach, pomiędzy kamieniami- tam, gdzie wykruszyła się zaprawa urzędują dzikie pszczołowate.
Wyglądają na porobnicowate, ale do ręki nie brałam, bo coś wkurwione były.
Stoi taka, gapi się, może chce swoją dupę opasłą wcisnąć w któryś zakamarek!
A won!
I tu do sedna sobie przechodzimy i tego, że stare domy, siedliska to miejsca potencjalnie bogate w gatunki. Mamy stare mury, z wykruszającą się zaprawą, mamy szachulce z gliną, w której sobie można dziurki i norki robić (znów błonkóweczki).
No- potencjalnie fajne lokum |
Tu już zasiedlone |
Okroopny bałagan, z rzuconymi gdzieś w kąt starymi dachówkami.
Piękne jaszczurowisko.
Choć u mnie już nie bardzo, bo się mi śliwki na potęgę gąszczu rozrastają.
Są kupy starych gałęzi, których nie chce się lub zapomina spalić z każdą wiosną czy jesienią. I tak trwa ona, a w niej zimują kolejne pokolenia jeży, drobnych bezkręgowców...
Są chaszcze, bzy nieprzycinane; do okien zaglądające.
Pfff! I cóż, ktoś powie. Ano.
Mam za to drozda, mam kapturkę i rudzika, mam dwie pary kosów.
Wielkie drzewa.
-"O, pani! Ale tych liści, nie lepiej wyciąć?"
Nie. Nie lepiej.
Mam cień, mniej wody w piwnicy, hre hre, i gniazda moich ukochanych szczygłów.
Są i u mnie chwasty.
Chwasty, które chołubię, doprowadzając do palety emocji wśród bliskich oraz obserwatorów.
To - dla trzmieli, to dla pokrzywników, pawików. Zostaw te trawy duże! Zawsze mi napójka łąkówka się trafia na nich! Zostaw! Bluszczyk kurdybanek! Zostaw!
Co z tego, że przekwitło. Nie! To dla ptaków. Makolągwy zalatują też.
Różnorodność.To przyroda lubi. To jest naturalne.
Co można robić, żeby przyciągnąć życie do ogrodu?
Pamiętać, że poza domkiem, który powiesimy dla błonkówek (chwalebne!), należy pamiętać, że sam domek nie jest powodem ku temu, żeby robaczek sobie u nas zamieszkał.
Musi mieć co źryć, mówiąc kolokwialnie. A tu przechodzimy do sedna- czyli bazy pokarmowej.
Jeśli ktoś się nakręci tematycznie, polecam pracę, o której już kiedyś pisałam tutaj, na temat roślin karmowych dla owadów.
Wszelkie kwiaty nektarowe są wabikiem dla motyli i błonkówek.
Mamy ładne kwiatki i do tego sporo życia brzęczącego wkoło.
Ogród żywy, to co tu mówić ogród bez chemii.
Nie ma chemii nieszkodzącej organizmom żywym.
(nam też, ale my to przecież rasa panująca więc może nam nie szkodzi, co?).
Jedną z czynności, które rodzą we mnie instynkt zabójcy osobników własnego gatunku są opryski. Te południowe, w pełnym słońcu, przy oblocie pszczół i innych owadów.
Noszsz, kufa!
Czy taki debil zwany człowiekiem, podobno myślącym nawet, nie jest w stanie pojąć, że zabija przy okazji tych, od których zależy czy zeżre to jabłko ze swojej "ekologicznej" jabłonki czy nie?
Nie, nie trafia.
Tak jak i nie trafia do imbecyli rolników (niestety sporo mam takich w okolicy) wyjeżdżających z opryskiwaczem w podobnych porach, przy kwitnącym rzepaku...
Różnorodność.
Co prawda nie zawsze tak do końca, bo mając w bliskim sąsiedztwie rodzinę szerszeni nie byłam zbyt zadowolona, ale... dzięki nim ilość owadów ogólnie się zmniejsza, bo szerszenie wytrawnymi łowcami są. Muchy, motyle niestety też.
Prócz dziur między kamieniami, które mogą zająć pszczołowate, w domu są też szczeliny u podmurza. Tam też czasem zahaczają się na dłużej matki trzmiele. Kolejny bonus.
A ja je wabię, bo utrzymuję kolejny "chwast".
Jeśli ktoś może pozwolić sobie na mały akwenik, oczko wodne, to dodatek do zwiększenia atrakcyjności naszego łogródecka. Przylecą ważki, komary też, ale zalęgną się i te, które komarze larwy będą zjadać. Przyroda nie zna próżni.
Jeśli wody jest więcej, trawy nie kosimy jak popieprzeni na wysokość milimetra, to może nam jaka ropuszka czy żaba przywędruje. Że nie wspomnę, że szerokim echem się rozniesie po okolicy, gdzie można się napić;)
Wszelkie kwiaty nektarowe są wabikiem dla motyli i błonkówek.
Mamy ładne kwiatki i do tego sporo życia brzęczącego wkoło.
Ogród żywy, to co tu mówić ogród bez chemii.
Nie ma chemii nieszkodzącej organizmom żywym.
(nam też, ale my to przecież rasa panująca więc może nam nie szkodzi, co?).
Jedną z czynności, które rodzą we mnie instynkt zabójcy osobników własnego gatunku są opryski. Te południowe, w pełnym słońcu, przy oblocie pszczół i innych owadów.
Noszsz, kufa!
Czy taki debil zwany człowiekiem, podobno myślącym nawet, nie jest w stanie pojąć, że zabija przy okazji tych, od których zależy czy zeżre to jabłko ze swojej "ekologicznej" jabłonki czy nie?
Nie, nie trafia.
Tak jak i nie trafia do imbecyli rolników (niestety sporo mam takich w okolicy) wyjeżdżających z opryskiwaczem w podobnych porach, przy kwitnącym rzepaku...
Różnorodność.
Co prawda nie zawsze tak do końca, bo mając w bliskim sąsiedztwie rodzinę szerszeni nie byłam zbyt zadowolona, ale... dzięki nim ilość owadów ogólnie się zmniejsza, bo szerszenie wytrawnymi łowcami są. Muchy, motyle niestety też.
Prócz dziur między kamieniami, które mogą zająć pszczołowate, w domu są też szczeliny u podmurza. Tam też czasem zahaczają się na dłużej matki trzmiele. Kolejny bonus.
A ja je wabię, bo utrzymuję kolejny "chwast".
Jasnota. Pilnowałam Taty, co by nie wyrżnął. |
Jeśli ktoś może pozwolić sobie na mały akwenik, oczko wodne, to dodatek do zwiększenia atrakcyjności naszego łogródecka. Przylecą ważki, komary też, ale zalęgną się i te, które komarze larwy będą zjadać. Przyroda nie zna próżni.
Jeśli wody jest więcej, trawy nie kosimy jak popieprzeni na wysokość milimetra, to może nam jaka ropuszka czy żaba przywędruje. Że nie wspomnę, że szerokim echem się rozniesie po okolicy, gdzie można się napić;)
Schronienie, baza pokarmowa też ;) pod warunkiem, że dłużej poleży :) |
Nie wiem cóż jeszcze dodać, bo ja mam tak, że patrzę na wszystko dość ogólnie.
Sens tego jest taki, że przestrzeń, w której żyję chcę dzielić z innymi stworzeniami, bo to daje mi radość. Oczywiście łatwo się w tym zakopać, co też czasem się dzieje, ale ogólnie jestem zadowolona z tego co mam wkoło na tej małej przestrzeni wkoło siebie.
Dosadzam, zostawiam resztki, staram się myśleć o innych stworach. Chemii nie stosuję, mimo pukań się w puste głowy co niektórych.
I to chyba najważniejsze.
Sens tego jest taki, że przestrzeń, w której żyję chcę dzielić z innymi stworzeniami, bo to daje mi radość. Oczywiście łatwo się w tym zakopać, co też czasem się dzieje, ale ogólnie jestem zadowolona z tego co mam wkoło na tej małej przestrzeni wkoło siebie.
Dosadzam, zostawiam resztki, staram się myśleć o innych stworach. Chemii nie stosuję, mimo pukań się w puste głowy co niektórych.
I to chyba najważniejsze.
Pachnica dębowa- od 2 lat zalatująca .. na podwórko :) |