Ostatni wypad po zioła skłonił mnie do stworzenia- dumnie powiedziane!- tego wpisu.
Kiedy tak szłam z sukami dróżką, mijając krzewy tarniny, głogów, czereśnie ptasie, stare, zdziczałe jabłonki, a po rowach przycupnięte wilgotnolubne - przekwitłe już wiązówki błotne, kwitnące krwawniki, krwiściągi, tojeści, mięty....Pomyślałam o tym.
Kiedy mijałam łąkę z marchwią zwyczajną i bukwicą, poprzetykaną niedobitkami dziurawca i rozpędzającym się żółcią wrotyczem. Pomyślałam o tym.
O pięknie, o różnorodności.
O tym, że jeden ja widzi- a dla innego jest nieważna.
Ktoś powie- łeee! taka łąka! Nie jest szczególnie bogata gatunkowo. Na pierwszy rzut oka składa się z 5-7 gatunków ziół i kilku gatunków traw. Tylko. I aż.
To żyzność siedliska, jego stan i warunki klimatu, gleby nadają mu charakter objawiający się roślinnością. A z nią- entomofauną.
Cieszą mnie zawsze miejsca, w których nie brakuje owadów.
Żerują motyle (tu miałam okazję zobaczyć sporo modraszków, niestety nie znam się na nich, a łowić nie chciałam), pszczoły miodne i dzikie, trzmiele, także muchówki, pluskwiaki i chrząszcze.
Gorąca, rozgrzana łąka i buczenie.
Coś niesamowitego.
A jednak...
Tyle łąk i "nieużytków" idzie na przemiał, bo człowiek-jedyna "mądra" istota na Ziemi musi je "uproduktywnić" lub "zagospodarować".
Nie będę rozpisywać się o aktualnych inwestycjach związanych z rozbudową krajówki nr 3.
Mnie to nie napawa radością czy dumą.
Mnie to mieli.
Mieli, jak widzę te rozorane hektary tylko po to, żeby móc szybciej, dalej.
Po to, by wozić mleko z południa na zachód. By wozić jaja z Niemiec.
Dygresja, a miało być o ziołach.
Roślinach - ogólnie, ale w ostatnim tryndzie do eko-życia i wszystkiego "bliżej" natury.....
O etyce zbioru ziół.
Mam wrażenie, że jej nie ma. To znaczy jest, ale nie u wszystkich.
Na fb ludzie, którzy zapałali miłością do ziołolecznictwa, masowo ruszają w lasy, na łąki i rwą.
Czasem mam wrażenie, że co popadnie.
Bez umiaru.
Bezwiednie.
Głupio i barbarzyńsko.
Nie pytajcie co myślę o kimś, kto zrywa roślinę, cała jej naręcz i pyta na forum- "Zerwałam, co to?".
Wiem, że każdy rodzaj odchyłów jest groźny.
Nie twierdzę, że jestem święta.
Przestrzegam jednak kilku zasad i nie są one szczególnie trudne. Pod warunkiem posiadania mózgu, wrażliwości i- uczciwości.
1. Zbieram co znam. Jak nie znam- zbieram jedno- oznaczam do gatunku lub chociaż do rodzaju. Literatury masa. Trzeba tylko chcieć.
2. Zbieram to czego potrzebuje, a nie co akurat mi się napatoczy.
3. Zbieram tyle ile potrzebuję. Susz- w dobrej jakości można przechowywać do 2 lat,a a niektóre gatunki rok. Wyciągi alkoholowe mają dłuższą ważność. Nie warto robić wiele na zapas. Zostawcie innym. Nie tylko ludziom.
4. Nie zbieram roślin chronionych. Nie, nie zbieram, choć wiem, że wielu tak robi. Ja -nie.
5. Ścinam lub łamię rośliny, nie wyrywam ich z korzeniami, chyba, że lecznicze są kłącza.
6. Nigdy nie zbieram wszystkich osobników danej populacji.
Widząc obżerające się nektarem i pyłkiem owady zostawiłam sporo roślin.
Przeżyję bez paru dodatkowych bukietów roślin. One- mogą mieć daleko kolejne źródło pokarmu.
Warto pomyśleć o tym. Zwłaszcza, że jednak duża część roślin wykorzystywanych w zielarstwie to rośliny rozmnażające się poprzez nasiona. A te powstają z zapylonych przez owady kwiatów.
Nie jestem przeciwna aktywności ludzi w sferze poznawania roślin w celach leczniczych. To bardzo dobrze, że wreszcie dociera do niektórych, że jest Moc, z której można czerpać.
Niech to jednak dzieje się z poszanowaniem Innych Gatunków.
No i modraszek właśnie na krwiściągu |
Bukwicowo z wrotyczem |
Bukwice, krwawniki i marchew |
Z uzbiorkiem- jak jest urobek to chyba uzbiorek? Hę? |
Krwawnik kichawiec- nie zbieram :) |
Tak mnie widzą :) |
Goździk kropkowany |