I tak rozpoczął się październik.
Bardzo lubiany przeze mnie - bo taki kolorowy, zmienny, cykliczny- jak Kobieta.
Dziś poranek ciepły niemal zadziwiająco ciepły, leniwy choć spięty energetycznie, bo oczekujący zmian, które nie wiadomo jak ukształtują Naszą świato- przestrzeń.
Kontemplacyjno- melancholijny, trochę smutny, ale w napominającym o spokój i wiarę nastroju, poczyniłam kolejny zapas mydełek glicerynowych.
Jestem ich wielką fanką i nie zrezygnuję z nich chyba, że mi ręce urwie przy samym zadku, a i wtedy coś wymyślę.
Nie wszyscy lubią gliceryniaki, bo przyzwyczajeni są np. do odczucia ściągnięcia skóry i tego im -brak po myciu w moich wytworkach. Baza glicerynowa ma pH ok.7-8. Mydła sodowe -więcej.
Nie lubię już.
Swoje, te z maceratem rozmarynowym dodatkowo zakwaszam kwasem mlekowym.
Dzisiejsze tango było z rozmarynem, którego uwielbiam i zapach nakręca mnie jak kota waleriana, olejem sezamowym i czarnuszkowym, a także: szałwia z olejem z czarnuszki i pilingiem algowym.
Absorberowe mydło to klasyk mariażu oleju z nasion marchwi, olejem z rącznika, wosku pszczelego i kwiatu nagietka z koniecznym :) zapachem bergamotki i kolorkiem pomarańczowym.
Na zakończenie miziania z bazami i dodatkami- baza mydła afrykańskiego z masłem kakaowym, olejem sezamowym i olejkiem cynamonowym- w sam raz na okres przedzimowy.
Mydła schodzą szybko.
Z reguły, na własne potrzeby plus na okazjonalne rozdawajki przerabiam około 1 kg bazy. Starcza na wykonanie około 12 mydełek. Mydełek, bo małe są , mniej więcej połowy klasycznej kostki.
Ostatnio zakupiłam czterodzielne formy więc mogę poszaleć z większymi mydłami.
Dziś poszło 1,25 kb bazy.
Absorberka dzielnie mi towarzyszyła.
Lubi takie zajęcia.