Czas w domu, nawet chorującej, choćby w stopniu minimalnym, dzieli się na ten na chorowanie- i na ten na normalne życie. Wszak Ziemia nieustannie się kręci, a wraz z nimi kury, Absorbery, psy, koty i Tupaja...
Od karmienia poprzez porządki i cały obieg garów itepe, z resztą, mając ten kłąb na karku długo nie posiedzę i wolę się ruszać.
Dziś nie mogąc już patrzyć na kabinę prysznicową, która i tak przejrzysta nie będzie- nie jest to bowiem cel mojego życia, przypomniałam sobie o posusze w środkach czystości.
Od paru lat nie stosuję zbyt wiele chemii.
Właściwie to tylko i aż proszek Izo z niegdysiejszej, z resztą- od urodzenia znanej w domu Polleny Jawor, do tego płyn do WC, ale na bazie biodegradowaliów.
Najczęściej w Rossmannie. Obecnie nie miałam. Pozostało więc zrobić coś do kibla. Przepraszam- toalety.
Połączenie- jak zwykle sody z octem, plus olejek herbaciany.
Wszystko pod ręką, bo sody w czyszczeniu używam od dawna, ocet był i jest, a olejek herbaciany od czasu stosowania podpasek wielorazowych, o których pisałam na swoim drugim blogu TU jest stałym bywalcem Tupajowiska (dezynfekcja podpasek).
Tym razem dodałam jeszcze mydła w płynie. Plan działania i stosunek objętościowy surowców zaczerpnęłam z internetni, ze strony greensign.pl.
Proporcje:
1 szklanka wody
1 szklanka sody
1/2 szklanki octu
1/4 szklanki mydła w płynie
40 kropli olejku drzewa herbacianego
Absorberostwo oczywiście uczestniczyło czynnie, zwłaszcza w monecie dodawania sody do wody, octu i mydła. Trzeba to robić oczywiście z umiarem, pomału- inaczej erupcja lawy pienistej niczym na pokazie wulkanizmu dla szkół podstawowych i przedszkoli ;)
Powiem szczerze, że płyn myje dobrze. Pozostaje lekki zapach olejku, nie octu wiec wrażliwe nosy powinny przyjąć to z ulgą.
Mi zapach octu nie przeszkadza, wolę go niż ostrą chemię.
Przypomina mi się obrazek z jednego z marketów, gdzie pani miała w wypchanym wózku muessli, bio owocki, mąkę razową i cuda wianki, a do tego domestosy i wybielacz. Na osłodę jeszcze Actimel się wprosił.
Być może szukała równowagi w tym naszym zwariowanym świecie, kto wie?
Smutno straszne jest to, że w dobie tylu zanieczyszczeń egzogennych- z powietrza, z żywności, z wody, dodajemy sobie chemię domową i na własne życzenie trujemy siebie i bliskich.
Całe szczęście nie każdy. Sporo ludzi mądrzeje i dociera do nich, że wybijanie wszelkiego życia biologicznego wkoło siebie nie służy naszemu zdrowiu.
Czym innym jest dbanie o czystość, czym innym trucie siebie, swoich bliskich i środowiska.