Nie zeżarły.
Ślimole.
Szpinak sobie rośnie i cieszy oko, potem podniebienie.
Zanim trafi do gara- podżeram prosto z grządki.
Dziś repetowałam wcześniej już robioną jajecznicę, tym razem dodając znaleziony na peryferiach grządek zeszłoroczny czosnek.
Znów mnie dopadło jakieś cholerstwo okołogardłowe.
Znów przedszkolny klimacik.
Czosnek w cenie zatem.
A teraz, niemal jak na blogu kulinarnym.
Tylko pięknych aranżacji brak.
Jaki blog- taka grafika.
Ale co tam!
Poświata jest, kolorki są, może jednak nie najgorzej?
Suszę zielsko.
Zebrane liście plus kurdybanki.
Aktualnie malina, aronia i porzeczka.
Ups...czerwona koniczyna też się załapała, niestety w ilościach śladowych, bo jeszcze nie w pełni kwitnienia
Pola się zmieniają.
Kwitną zboża.
Tu i ówdzie mak się czerwieni...
Jak z łobrazka.
A na deser- ulubione moje i Absorberki, przygody plastelinowych kotków.
Mio i Mao. Pięć minut rozciągania twarzy w szerokim uśmiechu.
Dziś dzień intensywny, bo roboczy, z remontowymi klimatami, a mnie siekło.
Nie wiem czy to wirusowe zapalenie spojówek już mi wnika przez śluzówki (Absorbery z syndromem: "bo zupa była za słona"- Młoda - oko lewe, Młody- oko prawe).
Ciekawe jaka ja jutro wstanę....
Zaliczyłam mały rozpad funkcji, ale drzemka nie wchodziła w rachubę, "bo ponieważ" jako "baba siedząca w domu z dziećmi" słyszę jak jest problem, interweniuję...
Jakoś "dziwnie", jak zlegnę na moment przysłowiowy, Absorberom zachce się pić, albo niespodziewana kupa zechce opuścić pielesze zwojów jelitowych Moich Pociech...
Nie zreaktywowałam się.
Magicznie podziałało wiadro z wodą i ściera.
Po prostu trzeba było posprzątać sajgon.
Dzisiejszy dzień zaczęłam spacerem z psami; jakbym czuła, że nie wyjdzie wietrzenie futer w południe.
Wędrówka o 6,30 była nowym doznaniem.
Koty buszujące w zbożu, koziołek i charczące na nie psy na uwięzi oczywiście.
Udało się bez szkody własnej, canisów i zoocenozy, powrócić na Tupajowiska łono.
W drodze powrotnej ze sklepu zdarzył się cud!
Wiem, wiem...
Niejedne z Was zgrzytają zębami, ale u mnie ich nie ma.
A zobaczyłam pierwszy raz żywego.
Z bliska!
Wiem, że wiele z was się na nie wkurwia...
Ale...może co nieco o ślepaczku?
Jako ssak owadożerny, żyjący pod ziemią, z gałami uwstecznionymi (bo po co), świetnie radzi sobie grzebiąc korytarze w ziemi, w poszukiwaniu swoich ofiar. W zależnosci od rodzaju gleby, w której żyje (a głownie jej żyzności), jego ofiara padają dżdżownice (gleby zyzne), albo pędraki chrabąszczy i drutowców (gleby bardziej jałowe). Jak sami widzicie, można więc być im wdziecznym, bo trzebią populację "szkodników" glebowych.
Choć generalnie- kret je co mu pod nos wpadnie ;)
Ponoć nawet nagie ślimole pożera!
Zjada dziennie ilość odpowiadającą połowie jego masy ciała.
Krety głównie polują w korytarzach, ale w przypadku braku pokarmu (np. zimą) wyłażą na powierzchnię.
Nie lękajcie się jednak!
Poluje na bezkręgowce....
Krety, choć ślepe, korzystają z dobrego węchu i słuchu oraz bazują na wąsach czuciowych.
Są samotnikami i w pary łączą sie tylko na czas rozrodu.
Po ok. 28 dniach samica rodzi od 2 do 7 młodych.
System korytarzy kreta europejskiego ("Agroekologia" Tischler)
Wiem, że mogą być upierdliwe w ogródkach, ale są bardziej pożyteczne niż szkodliwe, biorąc pod uwagę pożeranie pożeraczy naszych roślin oraz spulchnianie gleby.
Cóż poza tym?
Ano- bez kwitnie. Co prawda pogoda nie dopisuje - chłodnawo i mało słonka, ale pomału....
Kto jeszcze nie wie jak zrobić sok- przypominam przepis .
Bazaltowa Góra zielona.
W tym roku miodownik melisowaty, pierwszy raz widziany przeze mnie rok temu w ilości znacznie większej co cieszy niezmiernie.
Będą i tacy mądrzy, którzy, w bezmiarze swej mądrości wydalą z siebie kolejną, smakowitą yntelektualnie myśl.
Ma czas pie**yć się z sierpem- jej sprawa.
No i rzeczywiście- moja.
Fitness darmowy. Skłony do kostek, rozciąganie, że nie wspomnę o treningu kończyn pasa barkowego.
Przy okazji jest czas przyjrzeć się zmianom botanicznym :)
A ciekawie, bo jak się pamięta co było, a co się teraz wyprawia, to aż dziw bierze.
Mam wrażenie, że różnorodność się zwiększa.
Jedne gatunki cieszą- np. motylkowe- wyki, koniczyny, jakiś nowy gatunek mięty, dziurawiec, wiesiołek dwuletni.
Są i zadziwiające, pojedyncze egzemplarze, jak w tym roku dwa wilczomlecze sosnki :)
Oczywiście, z nosem przy ziemi, wdychając pyłki i będąc pociągającą z lekka, zgłębiam też tajemnice życia bezkręgowców.
Przechadzka winniczka
A tu sobie larwa biedrony siedzi
Robalkowo- moluskowo
Tego gagatka muszę w sierpniu przesiedlić na "mokre"
Oprócz, widocznych w murawie pająków z rodziny pogońcowatych, równie liczna pozostała ośmionoga hałastra
Trawnik baaardzo ekstensywny :D
Lipka się przyjęła....
Pod naszymi stopami - wielki świat małych organizmów.
To nie łańcuch powiązań, to sieć, bardzo rozwinięta.
Jeśli ktoś uważa, że świat ludzi jest skomplikowany:
Bez wielkiego wymądrzania, ale macie pogląd na powiązania pokarmowe między owadami występującymi na polu koniczyny ("Agroekologia". W. Tischler)
No więc co daje brak kosiary?
Widoki. Inne. Czas na przemyślenia, ale nie bujanie w obłokach, bo sierp niebezpiecznym narzędziem jest i basta! A i owad ma szansę uciec.
Wiele roślin pozostawiłam, bo je w porę dostrzegłam.
Wiem.
Dobre dla tych co mają mało areału.
Dla tych, co "mają czas" choć to cholernie względne.
Dla oszołomów?
Jadąc z Absorberami z przedszkola, codziennie widzę wypaloną powierzchnię, która zaraz przy płocie była kiedyś pewnie trawnikiem, może i na pewno z domieszką "chwastów" dwuliściennych.
Jacyś ...mądrzy inaczej postanowili jednak przebudować swój trawnik, całkowicie niszcząc życie.
Zapewne jakiś fan Roundupu lub innego gówna.
Nalałabym szczodrze do szklanki i kazała wypić.
Duszkiem.
Poraża głupota ludzi, bezmyślność, brak podstawowej wiedzy.
Także i to, że ktoś pryska u siebie, a "przez płot nie przejdzie".
Ręce opadają jak u gibbona.
I tu ja jestem goopol, bo się męczę z chwastami, utrzymuję je w pseudotrawnikach.....
Zamiast wszystko zrandapić.
Dzięki temu mam swoje zioła; właśnie suszą się pokrzywy, mięta, melisa, brzozowe gałązki.
Z napędem odrzutowym wręcz, mkną w nozdrza i śluzówki wszelkie napowierzchniowe, pyłki.
Pyłki rzepakowe już nie, za to traw- jak najbardziej.
I, o ile nie popadam w jaką większą panikę, bo jak już kiedyś pisałam trzeba to potraktować specyficznie, czasem z dużą dozą filozofii.
Nie zmienia to faktu, że się kichnie; Absorber pokasłuje przedziwnie- i tu ciekawostka- syrop z babki z apteki nie zadziałał tak, jak sok utoczony z tej rośliny przeze mnie, zakonserwowany sacharozą....
Ale spokojnie, już niedługo tylko to nam pozostanie, bo Mumia Europejska właśnie wdraża nowe, służące zdrowiu, szczęściu i ogólnie pojętej orgiastycznej wesołości ze wszystkiego przepisy, które:
"(...) delegalizują setki naturalnych ziół leczniczych używanych na naszym kontynencie od pokoleń. Według brukselskiego reżimu celem jest ochrona konsumentów przed potencjalnie niebezpiecznymi dla zdrowia „tradycyjnymi” medykamentami."
Kto ma ochotę popluć jadem, powqrwiać się- zwłaszcza, że czas przedwyborczy temu sprzyja, może poczytać sobie dalej TUTAJ.
A ja, w czasie spacerów w towarzystwie pyłków, staram się trzymać zasady- "gałów nie trzeć, smarków nie wycierać". Nie, nie chodzi o to, żeby wyglądać jak zmora polna, ale- jest w tym coś. Nie trzesz oczu, nie gmerasz celulozą w nosie- nie ma tragedii. Zapomnisz- gały puchną, a z nozdrza ciekną śluzem, wodą i czym tam jeszcze- bleeehhh.
Chodzę i się gapię; myślę (niepotrzebnie), martwię (niepotrzebnie), nakręcam (niepotrzebnie), a tu przyroda swoje. Miejsca te same tylko dekoracje zmienia.
Niestety nieliczne chwasty segetalne czyli towarzyszące uprawom Chaber bławatek w towarzystwie fiołka trójbarwnego
Skrzyp polny
Spojrzenie na Tupajowisko od dupy strony
Trochę żal takiej gleby pod ziemniaki, ale lepsze to niż droga czy jaka strefa ekonomiczna, a ta- już niebawem. Dobrze, że nie tak blisko domu
Kwitniemy sobie- a co! (to mówiłyśmy my- trawy, hre hre)
A propos chwastów segetalnych- wiecie, że niektóre z nich już zniknęły z naszego krajobrazu?
Ano tak.
Póki co większość jeśli nie wszystkie związane z uprawami lnu.
Stokłosa polna, lnicznik siewny, kanianka lnowa oraz lnicznik właściwy.
Prawdopodobnie za wymarłego należy uznać sporka polnego ( o którym uczono mnie jeszcze w technikum, a taka stara to ja jeszcze nie jestem....) i życicę lnową.
Wszystkie gatunki charakterystyczne dla upraw lnu podawane są na czerwonych listach jako wymarłe czy wymierające.
No, bo po co komu len z Polski np. jak jest chiński czy inny.
Nam się nic nie opłaca.
A jak się co opłaca i jest legalne, to zaraz państwo (synonim: wrzód na dupie obywatela), ujmie w normy, rozporządzenia, zainteresuje US, Sanepid...
Już oni pokażą im miejsce...!
Dobra, dość o tem, bo i tak chyba często pomarszczona między brwiami chodzę, skoro mnie tak Absorber sportretował:
Ostatnio też, zostałam zapytana, czy może mi ptaka (znaczy penisa) narysować, bo cipki nie potrafi.
Podsadzam dalej roślinami lubiącymi wilgotne siedliska.
W tym roku doszło parzydło.
W zeszłym porzeczki i wierzby (nie wiem jakie; specjalista ze mnie żaden, a pomiędzy pręciki zaglądać nie będę).
Niektórym roślinom trzeba było więcej czasu na akceptację dziwnego, glebopodobnego tworu jaki spoczywa na moim podwórzu.
Zaczynają kwitnąć kosaćce, żywokost lekarski o kwiatach żółtych, przeniesiony ze zdegradowanego niedalekiego olsu.
Ukorzeniła się trzmielina, przyjęła mięta.
Niebawem zakwitnie tojeść kropkowana.
A wkoło bujne czupryny traw i zielska, które walczy o każdy promyk, kroplę wody i kawałek gleby.
Armagiedon chwastowo- wietno- trawiasty
Wrrr.....
Nie siałam- same przyjszły
Drżyjcie....
Szałwia w pąkach
Jakby kto nie wiedział jak kwitnie chrzan :)
Zajaskrowane wejście
Zmutowana babka lekarska- chyba do specjalnego zastosowania
No i krzaczory.
"Bzik Megimoherowy"
Tawuła
Kalina
Nie krzak ino morwa, ale jej źle, bo za mało słonka. Pójdzie siedzieć gdzie indziej.
Jarząb szwedzki. Daje radę.
A na koniec- spóźniony prezent urodzinowy.
Autonagroda.
Dorota z bloga Pies w swetrze opisała kolejną odsłonę o lumpeksach i za co je kocha- a tu akurat za skorupki czyli zastawy i ich części. Nie, nie jest fanką zastawy jako auta i nie skupuje zamiennych.