Męcząc dziś plakat na Konkurs Recytatorski (nota bene nadgarstek boli mnie od rysowania jak po jakiejś ciężkiej nocy...), zoczyłam nagrody dla uczestników konkursu, który odbywał się w czasie ferii. I znalazłam tam kalendarz.
Nie byle jaki, przynajmniej jak dla mnie.
Ale o nim za chwilę.
Nie całkiem dawno, w ramach grupy fejzbukowej- "Wybieram Wieś", której to jestem założycielką (tu: brawa!), powstała dyskusja na temat tego, czy odezwa "do sąsiada", a dotycząca często dramatycznej sytuacji zwierząt na wsiach, trafi do chłopa (wsiowego) czy nie.
Niektóre dziewczyny twierdziły, że tak, inne zarzucały ckliwość na poziomie miastowej odmiany lynchowskiej Pieńkowej Damy- Damy Kotowej lub Psiej. Dziwnej, może sfrustrowanej, a zapewne i jedno, i drugie.
Nie twierdzę, że odezwa czyni cuda, że każdy ją weźmie do serca; rzeczywiście czytają ją na fejsie głównie zainteresowani. Niezainteresowani grają w gry, miętolą przy pornolach, ewentualnie patrzą co Lewandowskie jedzą na śniadanie, a nie czytają o bidzie źwierzów na wsi.
Tak samo można pomyśleć, że udostępnienie na swoim (publicznym) profilu treści o dręczeniu zwierząt, kampanii prozwierzęcych nie ma sensu. Bo i po co. Skoro większość naszych znajomych rekrutuje się z podobnych nam sortów?
Tak samo można pomyśleć, że udostępnienie na swoim (publicznym) profilu treści o dręczeniu zwierząt, kampanii prozwierzęcych nie ma sensu. Bo i po co. Skoro większość naszych znajomych rekrutuje się z podobnych nam sortów?
A powiem wam, że to działa. Tak jak działa do znudzenia czasem, udostępnianie psów, kotów szukających domów. Dzięki moim udostępnieniom znalazły dom dwa zwierzaki. Może to i mało, ale jak przemnożyć przez iluś tam użytkowników? Sporo.
Tak samo z odezwą.
Jeden głąb nie przeczyta. Inny zerknie. Trzeci coś z tego zrozumie. Może się zastanowi.
Wracając do sedna.
Kalendarz.
Wydany przez KRUS.
Zawiera sporo zdjęć, notki dotyczące bezpieczeństwa. Ludzi, zwierząt. Myślę, że to dobre jest.