Pisałam już o swoim antytalencie do tego typu klimatów, że jestem taka trochę bardziej praktyczna w życiu codziennym choć w głowie mam sporo pięknych i niekoniecznie praktycznych pomysłów.
Może to i problem nadal tylko jednego pokoju do życia.
W nim jest wszystko- piec- dający ciepło, suszarka na której wiszą kolorowe ubranka Młodego, druga- z pieluchami tetrowymi, w kartonach kolejne ubranka- dla Natki, dla Młodego- jak podrośnie.
Nasze łoże, krzesełko do karmienia młodzika, biurko...moje biurko, które mi służyło dobrych kilkanaście lat. Zrobione przez mojego ojca. Teraz- zastawione butelkami, chusteczkami, kaszkami i mlekiem modyfikowanym.
Jedyne co przypomina nieco klimat, w którym można wyczuć coś poza prozą (nazywana przeze mnie perystaltyką) życia to na przykład:
szafka made in mój teść, na której spoczywają ptaszek, sowa, obrazek autorstwa mojej mamy, a na jednej z półeczek mojego wykonania diaboły
Jest jeszcze lampa. Taka- kinkietowa z abażurem jakby ze skóry. Daje klimat- teraz, w dziennym świetle niezauważalny.
Na boku szafy, przytwierdzonej kotwami do ściany (takie mamy proste ściany i podłogi...:) ) wizą parostki kozła a na nich moja biżuteria ukochana. Teraz, z racji wszędobylskich małych rączek, w odwrocie.
W pokoju, za drzwiami (mamy 3 przechodnie pokoje), klimat o jakieś 10 stopni chłodniejszy, za to dużo przestrzeni, kolejny bałagan. Książkowo- meblowy....
I kaczka, której K. nie cierpi. Ja ją lubię. Poza tym, w razie czego, może służyć samoobronie :)
I właśnie to jest NORMALNY dom :) a nie te upozowane a nie ustylizowane (bo z żadnym stylem nie mające nic wspólnego) wnętrza robiące wrażenie zimnych , PUSTYCH...
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy :)))
eeee..niech sobie wnętrza będą jakie są, byleby mieszkańcy dobrze się w nich czuli [g]
OdpowiedzUsuńSłowo "stylizacja" źle na mnie działa, mnie ma się podobać i mam się dobrze czuć w swoim domu, i ma być tam widać mnie, a nie czyjeś gusta, i doskonale umiem odnaleźć się w bałaganiku, dom ma nam służyć, a nie my domowi, bo tyle jest fajniejszych rzeczy na świecie, niż pucowanie kątów na klęczkach; ciekawa szafka od teścia, a kolor ściany coś jakby morski? i tak siedzimy wszyscy w jednym pokoju, najfajniej, a reszta to sypialnia; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa artystyczny nieład! u mnie jest go pełno - mała powierzchnia mnóstwo rzeczy!!! Ale niczego bym się nie pozbyła, a zwłaszcza książek, które już się nie mieszczą i są wszędzie...
OdpowiedzUsuń