.

.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ekspresem: Do siego!

tapeciarnia
Cóż....
W oczekiwaniu na Kamaxa z małymi zakupami, w tym winem musującym i materią na koreczki plus zapleśniałym jak trzeba serem, mały post wielkich życzeń.
Dżampreza w domu, z wystraszonymi psami- niby wiocha, ale durnie strzelają.
Może jakiś film sobie obejrzym...?
Na pewno trochę spokoju jak narybek zaśnie.

Wszystkim dobrym ludziom szczęścia, miłości i zdrowia, sobie tego samego, a roku 2013 lepszego niż już zdychający.
 

Wracam do sosu, zaraz mleczna, organiczna polewka dla Młodej więc wybaczcie....
Do następnego roku!


A to mój ulubiony negatywny bohater. Alter ego? .....;) Też się idzie zabawić...
hamernia.blogspot.com


czwartek, 27 grudnia 2012

Gdzie mieszka Baba Jaga?

yuki-angie.deviantart.com



Wiele hałasu....w sumie nie o nic, ale...
Tyle o Świętach zawsze, a chwila, moment i po Świętach.
U niektórych czas mierzy się sekundami, u niektórych centymetrami, a u niektórych gramami; część z tych ostatnich łączy i jedno, i drugie.
Jeśli o mnie chodzi to się nie przejadłam. No może serniczek nieco mnie polubił....

Nie za wiele nowego u nas.
Wychodzenie z choróbska w toku.
Udało mi się z dziatwą dotrzeć do domu na święta.
Oczywiście, jak to u nas, znów coś się musiało wydarzyć, ano- Garip sforsował siatkę i Kamax, szykujący się już do wyjazdu po nas, musiał udać się na poszukiwania uciekiniera. 
Znalazł go, sprowadził do domu, ale wnerw już niezły go dopadł, a na dodatek nasz kolejny autozłom stracił kabel jakiś tam i dzięki ...trzeciemu autu, mógł Kamax wyjechać z Paszowic w ogóle....

Wigilia minęła szybko, same święta też.
Teraz jestem w domu, bo kolejna zaraza dopadła moich rodziców i trzeba chronić młode, jałowe po antybiotykoterapii, przed kolejną chorobą.
Niedługo powrót do pracy...
Chyba, że u moich nadal choróbsko nie odpuści, to szykuje się kolejny urlop i zgrzytanie zębami szefa...


A za oknem- słońce, wieje, popaduje. Zero śniegu.
C.O. hula, aż za gorąco dziś, bo za oknem plus 11, a w jednym z pokoi brak głowic więc hajcuje się na maxa. Tak, że 23 stopnie co dla nas stanowi już stan przedagonalny....
Kolejne pół tony węgla przyjechało.
Kocioł pożera wszystko bardzo pazernie...W wyższych temperaturach sprawdza się i wystarcza samo drewno.

Z tą pogodą, tą przeplatanką deszczu i słońca zaraz przypomina mi się pewien wierszyk:

"Deszczyk pada, słońce świeci, Baba Jaga masło kleci".
I jego odpowiednik, nasz rodzinny, z czasów, kiedy to moi rodzice szukali domu na wsi, dla siebie i dla nas.
Pośród wielu wyjazdów, domów...chyba dziesiątków jakie obejrzeli w terenie podgórskim i górskim, była też Klecza.
Nie było mnie na tym wyjeździe, ale podobno wieś nieco okropna, mokra, zaniedbana, a dom też ...no cóż- dyplomatycznie powiem pozostawiający wiele do życzenia.
Na samo wspomnienie słowa: Klecza, moja mama mówiła: "Bleee", a razem z bratem moim sparafrazowaliśmy powyższy wierszyk:

"Deszczyk pada, słonko świeci, Baba Jaga mieszka w Kleczy"

Ostatnio jednak, kiedy ruszyłam wątek poszukiwań "domu  dla N." (synonim domu, który nie istnieje), usłyszałam, że Klecza Kleczą- obrzydliwa, ale też tam woda w piwnicy stała, jak u mnie...

Więc, sami widzicie....Może Jaga się przeprowadziła....

sobota, 22 grudnia 2012

Zwerbowani przez Gwiazdora- Rogata Owca.

Dziś mile nam się przedpołudnie zaczęło ponieważ przybyła do nas paczuszka od Rogatej Owcy.
Bardzo mnie ona ucieszyła, o czym zdążyłam poinformować Kamaxa i obwieścić aktualnym współmieszkańcom swoja radość.
Jest mi naprawdę niezmiernie miło, do podziękowań dołącza się Kamax oraz Młode, choć sery to tylko ja zdążyłam posmakować.

Pan z Poczty Polskiej był nie lada chamem, mającym za złe, ze musiał na 4 piętro wejść.
Chyba mu te dwadzieścia parę lat na karku i żel na włosach przeszkadzały w pokonywaniu kondygnacji.
Gówniarz jeden, pfff....

Ale dość o tym.
Poniżej mała fotodokumentacja.
Niech Wam śliny lecą do pasa!
Ho! Ho! Ho!

Serki



Urocze drobiazgi choinkowe (nie wszystkie się zmieściły- w tym janiołecek, co go chyba uwiecznię w innym poście) oraz dżemiki


Dzięki, Owieczko!

piątek, 21 grudnia 2012

Małe plusy, stado minusów i hetakomba przedświąteczna.

ulicaekologiczna.pl
 
O ile z lekka choróbsko się oddaliło- przynajmniej nie czuję już go na karku, a jednak swoje miazmaty ma w nas nadal i daje znać o sobie nocami. 
Nie będę Was uszczęśliwiać informacjami na temat ile czego, jakiej konsystencji, koloru z nas uchodzi, ale jedno jest pewne- dobrze jeszcze nie jest, a niedobitki tej mendy, która nas połozyła na łopatki jeszcze kwiczą wesoło w moim i Młodych ustrojach.

Kamax też dobrze nie wygląda,na dodatek dziś już chyba nie mógł mnie weselszą wieścią uraczyć jak tą, ze oddał naszego jednego z tzrech trupów samochodowych do "gaziarzy", a ci wymieniając filtr gazu i coś tam jeszcze, spieprzyli elektrykę. Nie ma ładowania tu i ówdzie, a przynajmniej w akumulatorze i światłach. A to chyba ważne...Tylko nie dla gaziarzy. Oni przecież na gazie się znają. Sorry, ale ci to chyba tylko na tym z własnych tyłków, żeby nie powiedzieć pryszczatych (być może) dup.

Jak ja już mam tego dość. Nie tylko ja....
Czy ciągle coś się musi pierniczyć? Czy u nas czarna seria to brazylijska telenowela, albo "Moda na sukces"?
Instalator miał podjechać- nie podjedzie.
Już nawet nie pytałam dlaczego. Bo niby co to miałoby zmienić....

Ma przyjechać w sobotę. Oby zrobił co trzeba.

Niebawem Święta, które w sumie lubię, ale tylko przez wzgląd na dni wolne od roboty (w biurze), choinkę, prezenty i sernik Mamy (który też jest urodzinowym, wielkanocnym, a czasem, choć rzadko- bez okazji).
Choinka na pewno ucieszy Młodego, bo już więcej będzie kojarzył.
Bombki nietłukące (za to ładnie topniejące pod wpływem ciepła świec...) już kupione.

Z "żarła" nie za wiele, bo ileż można zjeść?
Nieśmiertelne, coroczne menu z sałatką, karkówką pieczoną, kiełbasą białą, ćwikłą, jakieś ucha z barszczem, kawałek rybki.
Na pewno nie karpia. Nie lubię.
Raz tylko jadłam dobrego w gospodarstwie rybackim przy Przemkowskim Parku Krajobrazowym.
A tak to śmierdzi mi i smakuje mułem.

Tak a propos karpi zaraz myslę o tej hekatombie zwierząt ku czci narodzonego.
Wiem, wiem...
Sama zjem karkówkę i ryby kawałek, ale nie zmienia to faktu, że ten przemysł ubojowy mnie przeraża.
I ci ludzie, pakujący do wózków tyle żarła. Obrzydliwe. Jakby nie wpieprzali cały rok. Wybaczcie, ale jak na to patrzę to mi się niedobrze robi. I żeby chociaż nic się nie marnowało. Ale nie. Potem,na śmietnikach masa jedzenia. 

Swoja drogą, chyba wystarczyłoby więcej myśleć. Po prostu.

A z karpiem to miałam kiedyś, przed którąś Wigilią miłą scenkę w tesco.
Pani przede mną, ufryzowana i obrzmiała od przeżerania się, miała wśród fury zakupów karpia. Oczywiście żywego, oczywiście w worku. Nie mogłam patrzeć na męczące się zwierzę. Zanim jednak powiedziałam cokolwiek, babsztyl roześmiał się na całe gardło- "Jak ten karp śmiesznie gębą rusza!".
Nie wytrzymałam i wrzasnęłam, że gdybym ci babo na łeb foliówkę założyła i zawiązała to byś tak samo śmiesznie gębą ruszała.
Baba zaczęła wyzywać mnie od "zielonych świrów" i "skurwionych feministek" (nie wiem co ma jedno z drugim wspólnego), aż przybiegł ochroniarz (tak na oko II grupa inwalidzka) i zaczął mnie uspokajać.
Chyba stanowiłam poważne zagrożenie dla ludzi, a na pewno dla tej magii świąt, przed którymi to "zwierz truchleje".

Mięso smakuje mi coraz mniej.
Jem z obciążeniem wiedzy o cierpieniach przed ubojem, o cierpieniach w trakcie produkcji mięsa, bo tak traktuje się zwierzęta- jak mięso, nie jak istoty czujące.
Może dlatego nie czuję się tak zdrowa, jak powinnam. Wszak z mięsem z cierpiących zwierzów trafia do mojego organizmu masę szkodliwych związków, powstałych w wyniku stresu i bólu, ze nie wspomnę o tych wszystkich lekach, antybiotykach, hormonach, pozwalających na utrzymwyanie tak zagęszczonych populacji zwierząt w tuczarniach.

Wierzę, że w końcu zamiast tylko o tym pisać, będę mogła szczerze powiedzieć, ze mięsa nie jem.
Tyle, że nawet jeśli nie zjem ja, zje 9 innych, wszystkożernych człowieczych istot.
Do dupy z tak urządzonym światem...

Swoja drogą...ciekawe jakby wyglądały tuczarnie ludzi na potrzeby świńskich społeczeństw? Kobiety zaplemniane na poczet produkcji mleka, a dzieci zamykane w małych, drewnianych skrzyniach, pojone mlekiem, hodowane na tzw. "białe mięso", młodzież ludzka, tuczona i ubijana na młode mięsko, albo wybrani - poddawani ubojowi rytualnemu....Ciekawe.....

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Nihil novi.

Streptococcus pneumonie. Wywołuje często zapalenie ucha. Nie wiem czy u mnie działał.www.giantmicrobes.pl





Na nic się zdało zaciskanie zębów, wmawianie sobie, że dam radę. Sposoby domowe, niestety przez zaabsorbowanie młodymi i czym tam jeszcze innym, niesystematycznie stosowane, zawiodły. Znaczy sie chyba ja zawiodłam, po prostu.
Popsułam się.

Przechodzi facet kolo śmietnika.
Patrzy, a tam w śmieciach baba leży.
Podchodzi do niej i pyta:
- Babo ty żyjesz?
- Żyję.
- A rusz ręką.
To baba ruszyła.
- A rusz nogą.
Baba ruszyła.
- O jacie*! całkiem dobrą babę ktoś wyrzucił*!

 

* było bardzo nieładnie napisane


Do objawów ogólnie Wam znanych doszły niepokojące świsty i furczenia w klatce z piersiami.
Gorączka lekka.
Za to uszy- zwłaszcza lewe, przytkane, ból zatok (ciekawe...czy tak jak Brat mój mam ich większą ilość niż statystyczny H.s.) rozsadzający czaszkę przy byle skłonie.

No i mi sie dostało.
Że matka, że się nie leczy, że...zapalenie oskrzeli można łatwo przekwalifikować na zapalenie płuc.
Zgodziłam się na cholerstwo tłuczące całą florę mikroorganizmów, bez wyjątku.
Oczywiście zaszczepiam się kefirem i jakimś probiotykiem, ale...wyjdzie w praniu.

Dziś wcale lepiej nie jest.
Młoda znów z noska cieknie, a na  każde usuwanie tego co jej tam się wysączy lub pod postacią mało apetycznej bańki wyskoczy, reaguje wściekle i wrzaskliwie.
Nie dziwię się. Dorosły ma dość, a co dopiero taki mały człowiek. Babol mały na dodatek.


Jutro kontrola lekarska.

No właśnie.
Kiedyś nie było problemów z podstawową opieką zdrowotną na terenie tej samej Kasy Chorych.
Teraz, żeby móc leczyć dzieciaki,musiałam je zaoptować do przychodni w mieście,w którym aktualnie przebywam, a zameldować się musiałam, żeby Młody do żłobka mógł pójść.
 

Co się stanie, jeśli np. w Wigilię, którą mam zamiar spędzić w Tupajowisku, któreś młode zachoruje?
Ano, przyjmą mnie może na pogotowiu. W dzień roboczy, na jaworski Medicus nie mam co liczyć, bo się z niego wypisałam....
Po prostu jedna wielka dupa z biogazem.

Na nic czasu nie mam.
W domu nieswoim.
Obmierzłym-teraz w roztopach- "Sztygarowie".

Miłym akcentem były chyba tylko jemiołuszki, które przysiadły na terenie parkingu jednego z marketów.

Zaraz jednak się zeźliłam, bo zauważyłam, że niedawnych paręnaście drzew jarzębinowych zostało wyrżniętych.
A czemu?
A, bo panie sprzątaczki miały dość zbierania tych owocków.
A, bo może coś jeszcze.

No nic. Zasadzą cholerne sumaki lub inne obce gówno...Albo nic, bo lepiej jest samochody z okien obserwować.
Najlepiej byłoby wszystko betonem wylać, a na górce, na której teraz posadzono drzewa i zbudowano plac zabaw, wybudować kilkupoziomowy parking.
Już jeden ze sztygarowych radnych zbierał podpisy pod tym wnioskiem.

Chyba wmurowałabym go w fundament pod ten parking.

To wszystko na dziś.
Z lekką malkontencką końcówką.
Pozdrawiam.


P.S
Może sobie obejrzeć inne fajne mikroby, komórki i ich maskotkowe odpowiedniki.
www.giantmicrobes.pl








czwartek, 13 grudnia 2012

Żyję, żyję, ale co to za życie....

Agniecha zagadnęła, czym żywa...
Ano- jeszcze dycham....

Nadal u rodziców z Młodymi.
Chore.
Ja też.
Antybiotyki, Gniewko zastrzyki, Natka do papy. Ja nie biorę, bo musiałabym Młodą odstawić od piersi, a tego nie chcę.
Tak wiec gluty lecą mi na klawiaturę, rozmazują się między klawiszami.
Gdzieniegdzie zwisa jakiś kawałek wykichanego czegoś, obmierźnie śliniący się na widok herbaty z cytryną i miodem.
Nic nie czuję. Wieloryb by się zebździł i bym nie poczuła...

Post krótki, internet z modemu...całe 2 giga....
Nie poszaleję.

Z resztą...chore dzieci wysysają energię, martwię się, poza tym inne tam pomroczności myślowe więc kiedy zasną- padam.

Pozdrawiam Was wszystkich i mam nadzieję, że się polepszy wreszcie.
Ze wszystkim.
A jak nie- to już kurna nie wiem.
Pani Mądra wysiada.



czwartek, 6 grudnia 2012

Fotoprzemyślenia i nieco o czasowej emigracji z Tupajowiska

Wybaczcie, ale...wzorem Sąsiada, który to zrobił prasówkę blogową wcześniej tłumacząc się z lekka, że czasu do pisania nie ma (nota bene ciekawy pościk wyszedł) dziś coś lekkiego, może mało twórczego.

Ja dziś czasu może i mam troszkę, ale natchnął mnie portal społecznościowy, a szczególnie jeden z zaprzyjaźnionych profili foto.
Zastanawiałam się co napisać, że o czym ostatnio myślę?


Ano, że mam ochotę schować się gdzieś, przespać, niezauważona....


Albo, udając, że robię coś, czego się po mnie spodziewają, a tak naprawdę...


Kwoczę młode w myślach także, bo ja w pracy, a nimi kto inny się zajmuje...


Marzy mi się stacjonowanie w domu, zabawy, śmiechy, igrce...


...bo dzieciaki pomysły na zabawę mają przednie...


..a i wykombinować potrafią, oj potrafią...


A w domu czasem z małego czegoś wyrasta niespodziewanie duże coś...


...z czym niekiedy do śmiechu...


... ialbo nijak poradzić sobie nie mogę...


...myśli roztrzepane...


Chciałoby się ze spokojem zasnąć.....



...i przespać trudy i smutki....


ale zawsze się coś wpierdzieli w kadr życia....


...tak, że skrzydła opadają....



Mimo tego, może warto na to popatrzeć z innej perspektywy?

Tak poza tym, to jestem na swego rodzaju wygnaniu.
Z małymi ssakami w "mieście". Proza życiowa, trudy Młodego w aklimatyzacji żłobkowej sprawiły, że póki się z tym wszystkim nie ogarnie, zostanę w tym parszywym mieście.
W Tupajowisku pozostał na gospodarstwie Kamax z Garipem i Rudą i kotami na przyczepkę.
C.O. niby skończone, ale trzeba rozgryźć ten nasz kocioł włoski, bo póki co nie dało się nam rozgrzać go na tyle, żeby grzejniki się rozgrzały jak należy.


Gówniany czeski węgiel kupiliśmy ("tani-gówniani"), na próbę. 
Wiedzieliśmy, że mało kaloryczny, ale chcieliśmy przetestować. No i mamy. Qupę, nie węgiel. 
Dobrze, że tylko pół tony. Ze trzy węglarki można by w piecu kaflowym spalić i nie zagrzejesz na cały dzionek.
Naszym "orzechem" paliliśmy rano i po 12 godzinach był jeszcze żar i przynajmniej 19 stopni w pokoju.

Śniegu trochę popapruszyło, ale w "Sztygarowie". 
U nas tylko zimno. Może opady szły w góry, a nie z gór....


P.S.
Wszystkie foto z sieci.