.

.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Tańcowała z octem soda....

Czas w domu, nawet chorującej, choćby w stopniu minimalnym, dzieli się na ten na chorowanie- i na ten na normalne życie. Wszak Ziemia nieustannie się kręci, a wraz z nimi kury, Absorbery, psy, koty i Tupaja...
Od karmienia poprzez porządki i cały obieg garów itepe, z resztą, mając ten kłąb na karku długo nie posiedzę i wolę się ruszać.

Dziś nie mogąc już patrzyć na kabinę prysznicową, która i tak przejrzysta nie będzie- nie jest to bowiem cel mojego życia, przypomniałam sobie o posusze w środkach czystości.
Od paru lat nie stosuję zbyt wiele chemii. 
Właściwie to tylko i aż proszek Izo  z niegdysiejszej, z resztą- od urodzenia znanej w domu Polleny Jawor, do tego płyn do WC, ale na bazie biodegradowaliów. 
Najczęściej w Rossmannie. Obecnie nie miałam. Pozostało więc zrobić coś do kibla. Przepraszam- toalety.

Połączenie- jak zwykle sody z octem, plus olejek herbaciany. 
Wszystko pod ręką, bo sody w czyszczeniu używam od dawna, ocet był i jest, a olejek herbaciany od czasu stosowania podpasek wielorazowych, o których pisałam na swoim drugim blogu TU jest stałym bywalcem Tupajowiska (dezynfekcja podpasek). 

Tym razem dodałam jeszcze mydła w płynie. Plan działania i stosunek objętościowy surowców zaczerpnęłam z internetni, ze strony greensign.pl.

Proporcje:
1 szklanka wody
1 szklanka sody
1/2 szklanki octu
1/4 szklanki mydła w płynie
40 kropli olejku drzewa herbacianego





Absorberostwo oczywiście uczestniczyło czynnie, zwłaszcza w monecie dodawania sody do wody, octu i mydła. Trzeba to robić oczywiście z umiarem, pomału- inaczej erupcja lawy pienistej niczym na pokazie wulkanizmu dla szkół podstawowych i przedszkoli ;)

Powiem szczerze, że płyn myje dobrze. Pozostaje lekki zapach olejku, nie octu wiec wrażliwe nosy powinny przyjąć to z ulgą. 
Mi zapach octu nie przeszkadza, wolę go niż ostrą chemię.

Przypomina mi się obrazek z jednego z marketów, gdzie pani miała w wypchanym wózku muessli, bio owocki, mąkę razową i cuda wianki, a do tego domestosy i wybielacz. Na osłodę jeszcze Actimel się wprosił. 

Być może szukała równowagi w tym naszym zwariowanym świecie, kto wie?

Smutno straszne jest to, że w dobie tylu zanieczyszczeń egzogennych- z powietrza, z żywności, z wody, dodajemy sobie chemię domową i na własne życzenie trujemy siebie i bliskich. 
Całe szczęście nie każdy. Sporo ludzi mądrzeje i dociera do nich, że wybijanie wszelkiego życia biologicznego wkoło siebie nie służy naszemu zdrowiu. 
Czym innym jest dbanie o czystość, czym innym trucie siebie, swoich bliskich i środowiska. 


czwartek, 22 lutego 2018

I cóż, że z wosku

No właśnie.
Z węzy pszczelej. 
Leżała już zapomniana, a my na trochę uziemieni w domu, bo influenza jakaś więc pożytkujemy czas. 
Wspólnie wiele minut, godzin, całe dnie. 
Życie daje nam różne doświadczenia, choroby, by móc coś przemyśleć lub...zatrzymać się i mieć czas na ŻYCIE. 

Mydełka były, dziś świeczunie.
Na pewno nie ostatnie w tym sezonie ;)





Knoty oczywiście do przycięcia.

Paląca się świeczka woskowa nie tylko daje nam ujemnie naładowane powietrze (neutralizacja "wyziewów" urządzeń elektrycznych), nadaje delikatny zapach miodu pomieszczeniom, neutralizuje obce zapachy, dodatnio wpływa na mikroklimat, a w klimacie chorób dróg oddechowych wspomaga procesy leczenia.