.

.

środa, 29 kwietnia 2015

Kogut- podejście drugie. Tito.

Całkiem niedawno przerabiałam tragedię kogucika Piotrusia, którego porwał lis czy też kunisko.
Trochę trwały poszukiwania. 
A to same małe, a to nie ma w ogóle, a to zjedli w sobotę właśnie....
Nic z tego.

I, jak to zwykle u mnie bywa, jak już na moment odpuszczam- przypadkiem Absorbery wygadały się, że Piotruś zjedzony (panie w przedszkolu początkowo się przeraziły), mama s(m)utna.
Pani I. zaczęła drążyć temat i ....
Miała być niespodzianka, ale potrzebna była klatka, a tej nie miano.
A w worze trochę żal.

- Będę miała dla pani koguta!
Super, bardzo się ucieszyłam.

No i w poniedziałek przyjechał.
Tito. 


Liliput.
Ogonek zadarty, wykrojony w półkole , za "uszkami" (otworami) jakby bokobrody małe (to chyba nie jest cecha liliputów); skrzydła tak przy ziemi nosi jakby miał przydługie rękawy, ale z wdziękiem.
No i jak tokuje przed kurą!
Skrzydłami tak zawija jak tancerz!



Dla zobrazowania różnicy w gabarytach...
Po łbie dostał już na początku, kiedy tylko opuścił po pierwszej nocy kurnik.
Za pszenicę.
Za wodę.
Za wścibstwo.

Ale nie daje się.
To kogutek z zeszłego roku także już "opierzony", nie młokos.

Zakolegował się z Perłą, którą już depcze, ale kurczaczków z tego raczej nie będzie...Chyba, że mu się jakaś specjalnie ułoży. 
Zapał chłopak ma! 

A jak pieje!
- kikiriki!
I to tak, że nawet Bruno wielki ze swym wielkim cielskiem tak nie piał.

Zobaczymy jak się zadomowi.
Oby przetrwał i cieszył nas i dziewczyny, oczywiście;)

sobota, 25 kwietnia 2015

Święte drzewo, kurdybanki i nietoperze się zbudziły!

Nie wiem co one mają w sobie, że ciągle pakują się w kłopoty.
O jednym pisałam już prawie trzy lata temu, a dziś drugiego nieomal bym strawiła po tym jak mi wpadł do puszki z piwem...
Nie przeżył niestety.

Kiedyś też już o książce "Żyjący ogród" .
Dziś co prawda wspominam w kontekście bluszczyku kurdybanka, który zarasta pomału każdy płachetek trawnika tu i tam.
Na bardziej suchych powierzchniach - przed domem od strony ulicy, jest niskopienny. Co nie przeszkadza mu w niebieszczeniu okolicy. 
Na bagnisku ma sporo wody (oczywiście omija najwilgotniejsze rejony) i tam się puszcza, wznosi, wije. 
W tym roku go podjadam i powiem, że smaczny jest.

Jesiony, których sztuk dwie rosną przy domu nie przyplątały się w międzyczasie tylko rosną tu od dziesiątków lat.

Jesion wyniosły (by Wiki)

Ciekawe drzewa, u mnie mocno ekspansywne (co rok znajduję jakieś młodziutkie podrostki). Cóż, niegdyś tu pewnie rosły.
Wymaga gleb żyznych i wilgotnych, a nawet mokrych. Lubi ogólnie tereny chłodniejsze i zasobne w wodę.
Nie tworzy jednogatunkowych drzewostanów tylko stanowi domieszkę  np. lasach łęgowych.

Kiedy już wiedziałam w jakich siedliskach ich szukać były łatwe do identyfikacji. Jednak w dzieciństwie znałam je jedynie z Kotliny Jeleniogórskiej, w którą jeździłam do Dziadków, a jesiony porastały widoczny z okna nasyp kolejowy.

Prócz piękna typowego dla drzew, jesiony potrafią osiągać spore rozmiary 40-50 m. Początkowo (do około 50 roku życia) rośnie szybko- nawet do 30 m, potem zwalnia tempo i przybiera w pniu i konarach.
Należą do drzew długowiecznych. 
Najstarszy jesion w Polsce (na Suwalszczyźnie) ma ponad 400 lat.

Moje nie są tak stare.


Jesion to drzewo magiczne.
Bardzo ważne miejsce zajmuje w mitologi skandynawskiej.
Drzewo o imieniu Igdrasil (Yggdrassil) jest wielkim drzewem świata, którego konary obejmują niebo, korzenie - ziemię i podziemny świat umarłych. 

(Wiki)


Ten pan też to ma :)
(pinterest.com)

Z drewna jesionu bogowie stworzyli pierwszego mężczyznę (babeczki miały powstać z jarzębiny, choć są też zapisy, że mogła to być olsza lub wiąz).

Z drewna jesionowego wykonana była włócznia Odyna, Tolkienowski Gandalf też miał laskę z tegoż drzewa.
Ba! Achilles też posługiwał się jesionową włócznią.
Oczywiście można się tu dopatrywać utylitarnego podejścia do tematu; drewno jesionu jest sprężyste, o prostym ułożeniu słojów co było wykorzystywane w produkcji broni i strzał.

Wikingowie zwani byli Aescling- czyli lud jesionu.
Dawni Grecy wierzyli, że jesion wyrósł z krwi wykastrowanego Uranosa, a wraz z nim groźne Erynie oraz Meliady, nimfy jesionowe.
W mitologii germańskiej jesion był drzewem Thora, pod którym sprawowano sądy.

U Słowian także jesion był poważany i wraz z dębami, lipami i bukami był drzewem ze świętych gajów. Na dodatek miał chronić przed wężami. Stąd też długo w lecznictwie ludowym wykorzystywany był jako antidotum na jad żmii. 

Prócz tego miało to drzewo znaczenie magiczne i lecznicze.
Uważano, że leczy gorączkę, bóle zębów. Obcięte paznokcie należało zakopać pod drzewem, co miało przynieść ulgę.
Sen pod jesionem miał krzepić na umyśle.
Jesionowa trumna zaś zapewniać wieczny odpoczynek.
Dla drzewa tego nie problemem było leczenie ludzi z wzdęć, łamania w kościach, leczył choroby skóry, brodawki.
Dodatkowo- leczył nieporozumienia małżeńskie;l należało jego liście umieścić pod prześcieradłem małżeńskiego łoża i... poczekać.

--------------------------------------

Nietoperze się obudziły.
Zaczynają pożerać komary, które... też się obudziły.

W kościele naprzeciwko jest duża kolonia nocka dużego.
Latają też mniejsze. 
Aż miło popatrzeć.

Teraz tylko czekam na jerzyki.
Dopełnią armię eksterminatorów komarzych.





czwartek, 23 kwietnia 2015

Dziura w ścianie i poranek z buta

Może najpierw o oparach.
Spacerek mały. 
Tylko godzina, a wrażeń moc, bo się kwiecie rzuciło na tarniny, które z daleka jakby dymią.
Do tego koncertu zapachów dołączają inne dzikie pestkowce. 


Ptaki świergolą- skowronki się pojedynkują na głosy, przyleciały już słowiki, które słyszałam wczoraj kiedy wysiadałam z Absorberami z auta pod przedszkolem. 
Tak. Wiejskie przedszkole ma też takie plusy :)
W ogóle dzień, w którym usłyszałam słowika był jakiś magiczny, bo potem- jadąc do Jawora widziałam boćka białego przy drodze, a jadąc po Absorbery czaplę purpurową.


Dziś tylko słychać było świergolce, a wkoło pachnąco, poranek chłodny - 3 stopnie tylko.
Psy szczęśliwe choć Garipowi zwiększyłam dawkę Encortonu, bo nos krwawi...

Rzepak szykuje się do kwitnienia








A co z dziurą?
Ano tak; przebiliśmy się przez ścianę z aktualnej "suchej" (bez zlewu) kuchni do kuchni "mokrej".
Tak, żeby w czasie zimowym jeśli nie trzeba- a przy zrobieniu łazienki nie będzie potrzeby schodzenia na dół, nie musieć łazić na korytarz o temperaturze, mówiąc enigmatycznie- niskiej.
Ponieważ sucha ma być w przyszłości pokojem Absorberów, kuchnia miała być mała, a łazienka duża... 
Ostatnio jednak doszło do rewolucji i zmieniłam zdanie. 
Robimy dużą kuchnię i normalną łazienkę.
Jak się uda to może w tym sezonie wreszcie będę mogła wziąć prysznic w temperaturze przekraczającej 10 stopni Celsiusza bez włączania farelek nabijających i tak wysokie rachunki za prąd.

Co do przejścia w ścianie.
Tato mój wziął sprawy w swoje ręce.
Wyrżnął co trzeba i z wykorzystaniem starych drzwi z garderoby od Kamaxa.
Oczywiście, jak to w starym domu, prostych ścian, kątów nie znajdziesz. Rzeźbienie niezłe, ale Tato się nie poddaje! :)
Póki co tak to wygląda.

Jeszcze odrzwia, próg, ale pomału...;)

Efekt finalny obfocę i zapodam.

Dziefczynki dostają już wiosennego świra.
Dziś prócz Olki, musiałam przygwoździć do ziemi jeszcze dwie.
Nie wiem czy pomału zmieniam się w koguta czy one takie już wytęsknione.
Póki co na razie nadal bez koguta. 
Szukam, ale nici z chłopa.

Absorber z bułką. Na krótko (bułka)








niedziela, 19 kwietnia 2015

Tupaja się szlaja- Radzimowice i okolice

Udało się znów. Ufff...
Wyrwać się i pomęczyć fajnie.
Z Bratem.

Tym razem w okolice dwóch wzgórz- Żeleźniaka (Stara Góra, 664 m n.p.m.) i Marcińca (626 m n.p.m.), który nam towarzyszył.
Zostawiliśmy auto w okolicy bliskiej rezerwatu Buki Sudeckie.

Drogą bitą wgłąb tak zwany, do góry, w świeżym, rześkim powietrzu ( o szóstej zero, o 9:30 dwa stopnie C.), potem koło 8 -słonecznie- miło, z dobrą widocznością.
Teren mało uczęszczany, ale spotkaliśmy rowerzystów i niestety gnoi na motocyklach crossowych (strunę fortepianową im w doopę!).

Wszędzie skałki z wtrętami rud

Świerczyska ogromne się gapią na nas...a może nie?

Deptu, deptu, gadu...gadu....





Góra Połom- w prześwicie- widać wyrobisko

Braty znalazł siekierę. Niestety.
Zostawiliśmy w Radzimowicach...


Świerczyna, śmiałek pogięty...lubię spać tak, ale za zimno jeszcze :)

Dużej ładniości panorama, ale nie za wiele, bo komórczak.
Wierzcie mi- najbardziej z prawej najprawdziwsza dawny wulkan- Ostrzyca Proboszczowicka

Na popasie- "rynek" w Radzimowicach

Też nie widać, a Karkonosze z Królewną- w śniegu

Krótki (ok. 3,5 godzinny) spacer, troszkę podejść, ciekawe widoki (prócz bałwanów na motorach).
W Radzimowicach ładnie, działają.
Można by jeszcze, ale pewnie się rozwiną.
Klik

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Czemu się szlaja Tupaja?

Dziś nie będę ględzić za wiele.
Zastanawia mnie czasem czy i ile dziedziczymy po rodzicach, przodkach pasji, predyspozycji, ciągot.

Weźmy na to takie szlajanie się.
Czy jest normalne pakowanie plecaka (małego) a do niego pudełek po filmach (zwanych kliszami - młode już nie wiedzą co to....), bo może coś się do złapania znajdzie (sześcionóg znaczy się), notes (bo może coś ciekawego do zasuszenia (raczej jaki chwast tudzież inne zielone), aparat foto- krótko Smiena, potem Praktica czy Zenith. Takie, gdzie trzeba było myśleć przed zrobieniem zdjęcia, a nie po...
Kanapka, jabłko, picie.
Groszek- mój Pies, wierny kompan.
Miałam te 11 -12 lat.
Szłam sobie w lasy, pola...
Zawsze to lubiłam.
Zostało.
Mam nadzieję, że mam silne geny...;)

W lasku za Siedlcami k. Ścinawy, ciekawy drzewostan (foto by Kamax)

Gmeram w trawskach.
Chełmy. (foto by Kamax)

Chełmy...:)
(foto by Kamax)

-?
- Chełmy
(foto by Kamax)
Czy juz to czułam- w wózku pchanym przez Mamę?

Chyba Brat pokazuje mi jak się gra na trawie :)

Z wózka - na rower 

Ach, ten starszy Brat :)

Na pewno Karkonosze

Z Bratem
Ot, takie tam...;)

sobota, 11 kwietnia 2015

Tupaja się szlaja- Wąwóz Siedmica

Jakoś tak wczoraj zapanowałam nad swoimi z lekka destrukcyjnymi zapędami i postanowiłam w sobotę wybyć z domu. 
Absorbery na wyjeździe dziś akurat.
A czemu destrukcyjne? Śmieję się...chodzi tylko o to, że zawsze przy dniu wolnym w sensie bezAbsorberowym, czuję wewnętrzny imperatyw by robić coś in situ. 
A bo posiać, a bo coś naprawić, a bo kury, a bo...

Tym razem pozwoliłam sobie na niesubordynację i zaplanowałam wypad z Danką (tą, co mnie najpierw czytała, a potem się spotkałyśmy, bo mamy do siebie rzut beretem). 
Być może moja decyzja to próba przedłużenia świętowania. 
Podwójna osiemnastka to chyba powód do tego, jak sądzicie?

Ponieważ należę do turystycznych nudziar i z perwersyjną niemal przyjemnością wracam w miejsca ulubione- był więc dziś Wąwóz Siedmica
Moje chyba ulubione miejsce. 
Mało uczęszczane, troszkę dzikie.

Wbiłyśmy się od strony Siedmicy i kwatery impotentów z flintami. 
Szlak zielony wiedzie nas wgłąb tego pięknego miejsca.
Nie było mnie tu ...chyba ze 4 lata i dużo się zmieniło. 
Mam wrażenie, że zdziczało. Potoczek zdążył ładnie sobie pomeandrować, Przydały się moje wysokie buty z mocno impregnowanej skóry, bo w wielu miejscach była trudność z kontynuacją szlaku. 
Musiałyśmy przechodzić po kamieniach lub w bród. Danka raz nawet niczym akrobatka maszerowała po zwalonym pniu.


Wawrzynek przekwita

Mogłabym tu zostać i się gapić....

....i słuchać szemrania....

Śledziennice

Pomosty dla tych co mają buty przemakalne ;)

Stan bezlistny drzew to nie tylko szansa dla geofitów.
To szansa na ujrzenie skałek, latem ukrytych pośród listowia

Tu dalej płynie, u stóp Zbójnickiego Zamku- formacji skalnej

Skałeczki zieleńcowe- do schrupania!

Wszystko płynie- fajnie, że gdzieś jest woda! :)

Ech...:)

Tupaja w wersji ulubionej- terenowej :)
Potem, zamiast zejść wcześniej na szlak czarny i Wąwozem Myśliborskim z odbiciem na Jakuszową zejść do Siedmicy, gdzie zostawiłyśmy konie mechaniczne, przegapiłam...i polazłyśmy do Myślinowa.

Nowe życie na trupach dziadów i pradziadów....

Pełnia czasu zawilców

Pierwiosnki tu i ówdzie

Walimy na Myślinów :)

I całe szczęście, bo pogoda cudna, życ sie chce. 
Tylko jeden niedrobny szczegół, który mnie zawsze smuci i wkurwia, że niewielu coś z tym robi.
Ropuchy szare mają gody.
Zakochane lezą i giną. 
Rozjeżdżane przez auta.


Tu jeszcze żywe. Nie wiadomo jak długo...

A wystarczy tak niewiele.
Wiem, bo akcję stawiania płotków i przenoszenia płazów współorganizowałam kiedyś...
Problem w całym kraju.
A płazów coraz mniej...

Z Myślinowa do Myśliborza asfaltową drogą, żółtym szlakiem, a w Myśliborzu, na skróty do Jakuszowej

... w niemniej miłych okolicznościach flory

Serce Tupai mocniej zabiło...
Po drodze mijane gospodarstwo z kozami, końmi, drobiem, miłymi czarnymi psiurami.
Dwoje ludzi.
Fajnie.

W takich chwilach żałuję, że mam taką cywilizację w Tupajowisku, z drugiej strony staram się odpędzać te myśli i cieszyć tym co mam.