Okropne, ale stało się...
Szeroka tafla wody zawsze stanowiła dla niego przeszkodę nie do pokonania.
Zwykle udawało mu się jej uniknąć. Żył na górze, nie tak jak inni na dole.
Na górze było cieplej, przewiewniej i jaśniej; łatwiej też było zdobyć coś do jedzenia.
Było też czyściej co nie bardzo mu się podobało, a jednak w tych warunkach czuł się lepiej niż na zimnym, wilgotnym dole.
Żył samotnie i nawet nie marzył o swojej połowie.
Egzystował spokojnie, huśtany wiatrem przeciągu, który wzmagał się przy otwarciu drzwi, w dni gorące lub burzowe, jak ten.
Był nocnym markiem.
Zwykle lubił przechadzać się między ścianami, balansować na swoich lepkich ścieżkach.
Tej nocy jednak, ogarnęło go złowrogie przeczucie.
Myśl natrętna, że niebawem coś się zmieni....
I to diametralnie.
Wieczorne niebo zagotowało się budyniem deszczowych chmur, w powietrzu wyczuwał narastające napięcie. Coraz ciężej oddychał.
Czekał na burzę, która oczyści atmosferę i uwolni skrywane napięcia...
Czuł się ciężko i gdyby nie głód, nie ruszyłby się z miejsca.
Nogi poniosły go przed siebie, mały kawałek tylko, aby zaspokoić czające się uczucie głodu.
Przyćmiony złym samopoczuciem, o plączących się nogach, wybrał inną niż zwykle ścieżkę.
Tu natrafił na przeszkodę.
Zwykle omijał je szeroko nie chcąc ryzykować życia czy utraty zdrowia.
Tym razem- zapewne ogłupiony stanem wywołanym burzą, postanowił iść przed siebie.
To go zgubiło.
W ułamku chwili stracił równowagę i całym swym ciężarem stoczył się w otchłań wody.
Czepiał się gładkiej powierzchni brzegów i ześlizgiwał z powrotem.
Oczy zalewała mu woda, z trudem łapał oddech.
Czuł, że opada z sił i nic i nikt nie jest w stanie mu pomóc.
Po godzinie prawie myślami był już daleko, a zmęczone ciało powoli opuszczała dusza.
Jeszcze jeden ruch nogą, drugi...
Jeszcze parę konwulsji...
I skonał.
Utopił się.
W garnku z wodą do podlewania kwiatków...
.................................................
.................................................
Pająk.
Tak. A potem przylała jakaś baba i wlała wodę do małego kubka, żeby ugotować dziecku parówki na śniadanie.
Nie zauważyła pająka.
Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, ze Pholcus, w wysokiej temperaturze robi się całkiem sztywny!
Alez Ty potrafisz budowac napiecie!!! malo zawalu nie dostalam... :)
OdpowiedzUsuńusciski!
i być może i jadalny :)
OdpowiedzUsuńNo ba! Proteinki pierwsza klasa, każdy Indianin to przyzna...
Usuńgotowałaś parówę w wodzie od kwiatków? o_O
OdpowiedzUsuńMając wodę na dole, kiedy szybko trzeba coś w kuchni (na piętrze) zrobić, nie zawsze chce się zejść....Woda była czysta więc ;)....
UsuńJesssuuuu i ty sie boisz pająków ?????? piszesz takie horrory że mi ciary przechodza po skórze..... ja sie ich okropnie boję , to juz fobia......
OdpowiedzUsuńproszę więc o " cos letkiego , np o motylku, kwiatuszku"
bo inaczej padne przed tym kompem na zawał.....
To może kiedyś o rosiczce lub dzbaneczniku ;)
UsuńAleż dramatyzm... bałam się doczytać do końca... I w sumie nie wiadomo, czy się utopił, czy ugotował...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie żył przed gotowaniem ...
OdpowiedzUsuńNapisane super!
Ja też bałam się czytać do końca. Super tekst. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA dzięki, dzięki... czasem tak mi się chce coś z innej bajki skrobnąć.
OdpowiedzUsuńBa, rozumiem, że z innej bajki, ale czemu dowiadujemy się o tym w epilogu, a nie w prologu?
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, czyta się świetnie, napięcie budujesz niczym Alfred Hitchcock.
Uściski
Oj smutne zakończenie.
OdpowiedzUsuńCo do brzucha, to dobrze, że w ogóle masz chęć się go pozbywać, to już wielki plus.