.

.

czwartek, 19 lipca 2012

O Bzionku i reszcie.

Dostałam od brata swego rodzonego ksiażkę. 
Książkę, która- kiedy się pojawiła, musiała być moja.
Jako, że częściowo zbiegło się to z rocznicą moich narodzin, to po głębokim namyśle doszłam do wniosku, że jest to książka, którą chcę przeczytać i mieć w swojej biblioteczce.
To "Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach", autorstwa Pawła Zycha i Witolda Vargasa.

Autorzy przestudiowali sporo podań i legend ludowych. Jako, że często każda z naszych części kraju ma swoje magiczne postacie, opisują je w swojej książce. 
Nie jest to książka w typie, także posiadanego przeze mnie leksykonu "Księga demonów polskich" Barbary i Adama Podgórskich.


"Bestiariusz..." jest pisany lekko, czasem okraszony takim humorem, wtrętami aktualiów i wycieczek osobistych autora.  Zawiera też ciekawe ilustracje nadające się do straszenia niegrzecznych dzieci.

Na przykład przy opisie Bełt , zwanych też błędnymi ognikami, które są demonami polnymi, wabiącymi podróżnych na bezdroża: "(...)  Nie wiedzieć czemu , szczególne upodobanie znalazły sobie w myleniu dróg osobom opuszczającym wieczorem karczmy i zajazdy. Często wiec dawniej bywało, ze nasz przodek wracał z oberży nad ranem obszarpany, posiniaczony i bez grosza przy duszy, twierdząc, ze to bełt mu w głowie namieszał. Złośliwi twierdzą, iż choć złośliwy demon już zniknął z naszego krajobrazu, samo zjawisko "pomroczności" pozostało".

O wielu istotach magicznych dawnych Słowian słyszałam, ale jest parę takich, o których przeczytałam w tej książce. 
Na przykład Fajerman- dusza błąkająca się po świecie pod postacią płonącego, bezgłowego ciała. Pokutuje ona za znęcanie się za życia nad zwierzętami. Jak wiemy dawniej raczej zwierzęta dzielono na użyteczne i nieużyteczne, ale np. zabicie psa lub kota było już naganne. 
Ludzie zajmujący się zawodowo zabijaniem zwierząt byli powszechnie pogardzani i nienawidzeni, a nazwa ich profesji- rakarz- stała się jedną z najpospolitszych i najcięższych obelg staropolskich.

Skuła z kolei była niewielkich rozmiarów robakiem, żyjącym na podmokłych łąkach. 
Żywiła się korzeniami oślin, ale nadepnięta przez krowę czy konia wgryzała się w kopyto czy racicę i powodowała kulawiznę.

Srala- inaczej kręciek, to demon wiru powietrznego. Chyba na czasie i stale obecny, bo i u nas dziś nieźle wiuwa....
Miał postać małego, kudłatego ludzika w czerwonym stroju, z kapeluszem o szerokim rondzie. Pod nim chował...rogi. 
Krążył po świecie w słupie wirującego powietrza, głośno się śmiejąc dokuczał ludziom. Rozrzucał kopki siana, zrzucał strzechę z dachów, niszczył zboże. 
Aby go pokonać, należało rzucić w niego nożem...

Przyłożnik...No cóż. 
Nawiedzał on sobie bogobojne niewiasty by sprowadzić je na drogę grzechu. Przybierał do tego piękną postać, a kiedy osiągnął już swój cel- znikał, a żadna z białogłów nie mogła już o nim zapomnieć. 
Potem już tylko chyba położnik przypominał o wizytach poprzednika.
Aby uniknąć wizyt Przyłożnika, należało okadzać się przed snem dymem z krowiego nawozu. 
Rzeczywiście od tego to i demon i całkiem ziemski facet pryskałby gdzie pieprz rośnie.

Są też Marudy, których dręczenie małych dzieci stanowiło ich ulubione zajęcie. Wielu sposobów się imano (np. wkładając do łóżeczka obcięte uszy zajęcze czy łapki kreta- obłęd jakiś....), ale te Marudy są czynne chyba do dziś....

Kania porywała małe dzieci, kiedy ujrzała je bez opieki. Miała postać pięknej kobiety więc dzieci się jej nie bały. 
Sadzała je na obłoku, na którym sfruwała na ziemię i unosiła nie wiadomo dokąd. 
Powiedzenie "Dzieci, dzieci kania leci" nie dotyczyło, jak można wnioskować, pięknych ptaków drapieżnych. 

Bzionek- to duch opiekuńczy chroniący obejście przed czarami.  Miał postać małego człowieczka i żył pod krzewami bzu (stąd i chętne sadzenie tegoż przy domach- sami mamy go w cholerę i ciut ciut). Bzu nie wolno było ścinać, palić nim w piecu, wykopywać. Pod krzak bzu zanoszono gorączkujące dziecko, by Bzionek zabrał chorobę.

Dola
Znałam ją. 
Duch opiekuńczy, towarzyszący człowiekowi w życiu.
Zawiązanie Doli następowało w chwili narodzin i towarzyszyła ona człowiekowi aż do śmierci. 
Zajmowała się potomstwem, pilnowała dobytku i zapewniała dobrobyt. Człowiek musiał tylko zachowywać się tak, by jej nie rozzłościć. Należało więc wstawać ochoczo 2 godziny przed wschodem słońca, całymi dniami harować jak wół, nie narzekać, zaciskać pasa, a Dola sprowadzała szczęście i bogactwo. 
Tak przynajmniej teoretycznie...
A co jednak, gdy człowiekowi, mimo wypełniania zadań Doli nie wiodło? Ano mogło się okazać , że i tak był skazany na porażkę. 
Są bowiem różne rodzaje doli. Tak więc, gdy chłopu przypadła dola kupca- nie było szans doczekać się sukcesu. Można też trafić na dolę leniwą lub niezaradną.  
Więc jeśli trafimy na Dolę źle dopasowaną, może okazać się tylko naszym utrapieniem. 
Najgorsze, że może ona "przechodzić" na dzieci...

Zastanawiam się, czy moja Dola jest taka jakaś bez szczęścia  czy może jeszcze nie odkryłam jeszcze  jej fachu...?

9 komentarzy:

  1. o kurczę..... to moja dola jest całkowicie niedopasowana.... czy mozna ja jakoś "odczarować" ? :))))
    ciekawa książka , poszukam w necie może gdzieś da sie kupić.....

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja osobista Lepsza Połowa nosi imię od Doli właśnie - tylko w wersji litewskiej... Czy nam to jakoś pomaga w życiu? Na razie - a bo ja wiem? W sumie - nie ma co narzekać...

    OdpowiedzUsuń
  3. No to Bzionek, jak nic, pod tym sambukusem mieszka. Ale psy go usilnie próbują wykopać.

    A dola to chyba jednak dopasowana. Ale na dzieci nie przeszła. U nich to jeszcze nic nie jest dopasowane. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam się w tym roku tak bzy rozpanoszyły...Może to znak jaki? ;)

      Usuń
  4. A wstajesz dwie godziny przed wschodem słońca? ;-) Ja nie... może dlatego moja Dola dotąd nie dała o sobie znać. Ale w końcu ją dopasuję ;-)
    Rozejrzę się za tą książką ;-)
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie...chyba przez to wylegiwanie się do szóstej jest jak jest...;)
      pozdrowienia cieplutkie!

      Usuń
    2. Jak to, nie wstajesz 2 godziny przed świtem ... całą późną jesień, zimę i wczesne lato wstajemy 2 godziny przed świtem.

      Usuń
  5. polecam też książki pana Leonarda Pełki...Pozdrawiam

    wiki
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Leonard_Pe%C5%82ka

    OdpowiedzUsuń
  6. A bestiariusz mam i ja od niedawna, bo od września :)
    A "Księga demonów polskich" Barbary i Adama Podgórskich też muszę poszukać!

    OdpowiedzUsuń