.

.

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Zdychaj poczwaro!

Gdyby nie to, że lubię poczwarki...
Ale... poczwara tak mi jakoś pasuje do tego roku, który już ledwo zipie.
Nie jest mi go żal.
Niech sobie .. zaśnie już.

Były i dobre chwile. Cudowne. Krótkie niestety.

Jestem głodna jednak.

Na tyle, by myśleć o Nowym.
I życzyć i sobie, i Wam, oby nie był gorszy.


Niech co złe się w dobre zmienia
Słabe -siłę wielką ma
Pracuś niech zastąpi lenia
Los niech co najlepsze da!

Miłość -"zimną rybę" zdusi
Śmiech niech połaskocze łzy
Szczęście złego czorta uśpi
Raj niech zawsze Wam się śni.


Zdrowie niech Wam wszystkim sprzyja
Kto Wam wadzi -temu w...trąbę...;)

Dosiego!



pocztówka z 1911 r. (ocalalicious.com)


piątek, 27 grudnia 2013

Krótko: na chwilę w firmie i wspomnienie wielbłądki.

Bardzo lubię spontony.
A że od czasu jakiegoś, całkiem długiego raczej, się nie zdarzają, tak dziś byłam bardzo uradowana.
Przy okazji zwrotu nagrzewnicy gazowej do firmy, w której pracuję (no teraz nie, bo się "byczę" wg co niektórych  na wychowawczym),spędziłam mile czas na spotkanku poświątecznym.
Jedyny żal jaki miałam to taki, że przyjechałam na krótko i trzeźwości musiałam się trzymać, bo autem, poza tym laktacja ueberalles więc musiałam o stosownej porze powrócić do Tupajowiska.

Towarzystwo wesołe, raczyło się pokarmem powigilijnym, do tego lekkie procenta, a mnie żal tyłek ściskał co by jędrniejszym być...

To mi dało do myślenia, że aż tak dobrze mi, w tym pustelniczym żywocie nie jest i chyba nie chciałabym tak zawsze.
Ludziska w firmie fajne; głównie faceci, ale preferuję kolegów.
Z babami zawsze jakieś dąsy, fochy.
Tu- krótka piłka.
No i o aktualiach modowych nie trzeba gadać i o serialach. Też.

Generalnie.
Bywają normalne.
I była. 
Tyle, że też napuchła w okolicy brzusznej tak jak ja i poszłyśmy na swoje macierzyńskie, doprowadzając Szefa (pozdrowienia!) do pewnej zapewne pasji...;)

A mi dziś moja pasja odżyła.
Przypomniało mi się, nie wiem właściwie czemu, moja pierwsza w życiu wielbłądka (Raphidia ophiopsis).
Widziałam ją...nie gdzie indziej jak w autobusie komunikacji miejskiej we Wrocławiu, kiedy to jeszcze studiowałam.
Nota bene jechałam do pani, u której mogłam zakupić Zeszyty PTE (Polskiego Towarzystwa Entomologicznego).
Zeszytów nie zakupiłam, bo tych, których szukałam nie było, za to na tyłach autobusy obserwowałam wielbłądkę i byłam z tego powodu bardzo zadowolona.

Kto nie wie jak wygląda wielbłądka- niech spojrzy na fotkę :

Tu na mojej ręce. Drugie- jak dotąd spotkanie z tym owadem.

Foto by Arkadiusz Stopa. Lepszej jakości niż moje powyżej.

Nie umiałam nie skorzystać przy okazji z jednej z moich ulubionych książek o owadach.
Koehler pisze tam także o tych owadach i ich żarłoczności (niestety także wobec osobników własnego gatunku). ("Saga rodu sześcionogów").
"(...) Jest już przy larwie osnui, a ściślej mówiąc- nad nią. 
Wypukłe oczy wielbłądki nie maja wyrazu, jak u wszystkich owadów. Nie patrzą, ale widzą. Jej przedtułów unosi się do góry, głowa z rozchylonymi drobnymi szczękami skierowana jest ku larwie, a ta- beznadziejna idiotka- żuje sobie spokojnie sosnową igłę w pełni nieświadomości losu, który już się właściwie dokonał". 

Wielbłądki według mnie są ciekawe. 
I ładne- to oczywiste!

Podobnie jak sieciarki (mrówkolwy, żupałki, złotooki) stanowią ciekawą entomofaunę.
Zarówno za sprawą wyglądu jak i etologii.
Ooooczywiście na dalszym miejscu za ryjkami czy pluskwiakami (zwł. rodziną Pentatomidae czy Acantosomatidae) :)



czwartek, 26 grudnia 2013

Jak Tupaja o mało nie oberwała kulki i co znalazła na drzewie.

Wyjazd z Absorberami do Sztygarowa mi nie wypalił.
Wielki glut dopadł Młodego, do tego temperatura powyżej średniej. 
Wyglądał jak mopsik...
Nawet nie protestował, że nie jedziemy.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym została w domu.
Jeśli tylko to możliwe, w dzień wolny jadę z psami do lasu. 
(Nuuda, już to każde z Was wie).

Dziś spacer był z szybkim zakończeniem.
Banda frustratów z małymi ciulami, urządziła sobie polowaneczko.
O mało nie trafiłam z moją mini watahą pod ostrzał.

Mignęły mi ze trzy lusterka sarnie.
Gnały przerażone...

Psy złapałam na smycze, bo jedno- mogłyby pójść w las za zwierzyną, drugie- jeszcze by mi je któryś z palantów w imię ochrony zwierząt leśnych  odstrzelił.
Szybko zwinęłam się do Foxa. 
Właściwie to psy same mnie ciągnęły do auta, bo hałas i atmosfera zbliżających się, a zapewne i zapachów zwierzów je "nakręciła".

Pamiętam jak jeszcze w sztygarowych okolicznych lasach z Rudą łaziłam, też nadziałam się na polowanie. 
Z tym, że po prostu szłyśmy z suką wprost na myśliwych, którzy szli za postrzałkiem. 
Nie wiem co za zwierzę nim było, ale broczyło krwią jasną, spienioną.
Widok był porażający.
Ruda wcale nie była "podniecona".
Ogon wkuliła pod brzuch i chciała wiać gdzie pieprz rośnie.
Ja z resztą też....(oczywiście pomińcie kwestię ogona).

Powrócmy jednak parę chwil przed wątpliwą przyjemnością nieodległego polowania.

Leśnicy, jak wiadomo,mają pomysły różne.
Zwłaszcza w materii ochrony przyrody.
To temat na osobny wpis.
Ale ten sposób pomocy ptakom chyba zasługuje na "nagrodę":

Budka jest- a że na wysokości 1,50 m....jaki problem?

No dobra- chcecie ochrony ptaków w lasach- to macie. 
Jest budka?
Jest.
Chyba dla nielota jakiegoś.

Gdyby była niżej, posądziłabym (ob)leśników o perwersyjne zabawy.
A tak- mamy kolejny przykład kawałka dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty.
Ale- najważniejsze- statystycznie- leśnictwo dostosowało się do wytycznych Instrukcji Ochrony Lasów...



środa, 25 grudnia 2013

Dziwnie....

Wiecie co...?
Odczuwam pewien niepokój.

Cicho.
Nikt nie krzyczy.
Nikt nie płacze.
Nikt niczym nie rzuca.

Wczoraj, w Wigilię, oczywiście największym zainteresowaniem cieszył się wśród Absorberów chleb.
Młody zjadł kęs sałatki i tyle. Młoda też trochę podziubała.

Wiadomo, że tak małe dzieciaki nie będą jadły bigosu (którego z resztą w tym roku zabrakło), ale myślałam, ze może rybka chociaż...
Nie.

No nic to.
Z głodu nie umrą.

Absorberka z gilem. Jakiś wirus niestety.
Absorber łobuz w aktualnym buncie 2,5 latka.

Przyszedł wreszcie Gwiazdor vel Mikołaj i podrzucił prezenty.

Kopara żółta duża miała być dla Gigiego, wg jego wskazówek Mikołaj miał zaopatrzyć Nadkę w czerwony traktor. 
Mikołaj podrzucił też puzzle piankowe duże z cyferkami. Bynajmniej nie do siedzenia. 

Zdecydowanie, po wydłubaniu samych cyfr, resztę puzzla należy sobie założyć na głowę.

Furorę, ale i wrzaski i nerwówkę urządziły cymbałki...
Jedno przez drugie chciało grać, czekałam, aż dojdzie do rękoczynów. 
Miałam mocne nerwy, może przez sute podjedzenie śledzi, nie dałam się ponieść wścieklicy, choć moja Klonica wrzeszczała niczym strzyga, a Absorber wrzeszczał nie gorzej od niej.
Powiem tak.
Z boku wyglądało to na bandę małych diabląt.

W końcu, walcząc o mała chwile ciszy dla własnego ucha, po uzgodnieniu ze starszym Gigim, położyłam cymbałki na szafie.
Nie zniosła tego Młoda, zaniosła się szlochem strasznym, a dwa gile nosowe połączyły malowniczo jej nos z wygiętą w podkówkę buzią.

A teraz?
Cicho.
W godzinę ogarnęłam sajgon z garami, podłogami, eksplozją zabawek.
Siadłam do earl greya, popełniłam post na Tupajowej Zgrai i... tak dziwnie.

Absorbery ze swoim tatą u dziadków.

A ja mam spokój.
Ale...wiecie co? Przyłapuję się na tym, że jest cicho. Za cicho.
Tylko wietrzysko za oknem i dudniące dzwony w kościele przypominają, ze życie toczy się obok prawie zwyczanym trybem.
U mnie niezwyczajnie.
Bo bez Absorberów na prawie cały dzień....

poniedziałek, 23 grudnia 2013

W wigilię Wigilii...

Wszystkim Wam, którzy tu do mnie zaglądają- przypadkiem lub z przyzwyczajenia ;)
Dobrych i spokojnych Świąt życzę.

Lekkich- znaczy nie w przeżarciu,
Z zadumą nad żywotem naszym-choć przez chwilę.
I nad tymi, które swój żywot oddały, żebyśmy mogli w ten czas nasycić swe brzuchy...

Wasza Tupaja

niedziela, 22 grudnia 2013

Przedświątecznie

No cóż.
Początek astronomiczny się zimie nie udał.
10 stopni.
Na plusie.

Z jednej strony - cieszy.
Może nam ta mała kupka węgla na dłużej starczy.
Z kolei- żal mi, że nie ma śniegu.
Nawet przymrozku małego.

Takie "niewiadomoco".

Jagoda jest obecnie naszą stałą lokatorką.
Jakiś mały kaszel i kichanie jej się przyplątało.
Już przechodzi. Nie wiem czy to czasem koci katar nie był, bo zaczęło się od oka.
Może lżej przeszła, bo była szczepiona? Tyle, że to było  3 lata temu....Pewnie już odporności nie ma. 
Jak zwał tak zwał; czasem jeszcze kaszlnie, ale je- jak to ona- ładnie, oko już zdrowe, nie kicha.



Proszę Was o niezwracanie uwagi na maziaje na szybie.
Kto ma Absorbery, szafki pod oknem, a na nich książeczki- to tak ma! Naprawdę!

Lekka atmosfera przedświąteczna zapanowała w Tupajowisku.
Chyba głównie za sprawą dzieciarni.
To głównie dla nich choinka, w całej swej okazałości.
Pomagały ubierać.
Oczywiście codziennie muszę powtarzać, że cukierki pożremy jak ją rozbierzemy!

W Moim Pokoju,zamiast gałązek świerka czy jodły- jałowiec.
Działa odkażająco, oczyszcza ze złej energii, a i aniołkom słomianym mu na nim dobrze.
Pod wiechciem karteczka z życzeniami od Aldony z EcoGypsy- dzięki serdeczne jeszcze raz! 




Dziś, jak to w niedzielę (prawie każdą), zapakowałam futrzaki do Foxiunia i podjechałam na Bazaltową.
Nie było mnie tam chyba z miesiąc.
Liście opadły więc widać o wiele więcej.
Odsłaniają się widoki skałek.



A jak już weszliśmy na górę to się gapiliśmy.




I tak mija dzień za dniem.
Święta niebawem i ...zanim się obejrzymy- już będzie po nich.

Ominęły mnie wątpliwe przyjemności zakupów, raz tylko wyrwałam się z zamiarem spotkania z Gwiazdorem i omówienia szczegółów dostarczenia prezentów Absorberom, ale...
No właśnie.
Chodzę ci ja po sklepie, obok, na stoisku z zabawkami babcia z synem lub zięciem, szuka prezentu dla wnuczki.
- Nie widziała pani jakichś ładnych rzeczy dla małej dziewczynki? Jakieś żelazko? Lala, może zestaw garnków?
- Nie, nie widziałam. Ja szukam dla swojej czerwonego traktora.
Koleś się zaśmiał, a babcia chyba zdębiała lekko.
I dobrze.
Jak się napięła- skóra zapewne zyskała większy turgor.

Szerokim łukiem minęłam stoisko z karpiami.
Nie wiem czy polaczki kupowały żywe stworzenia i fundowały im drogę krzyżową w worku foliowym ku chwale Nowonarodzonego.
O tym już pisałam rok temu i- od tej pory nic się nie zmieniło.
"Ludzie".
Dalej najchętniej tym tępym "zbudowanym na bazie węgla" istotom założyłabym folie na puste łby i śmiała się z ich wybałszonych gał.

Ale...
Żeby nie było, że monotonia pesymismus...
Odświeżyłam sobie reklamy Plusa w wykonaniu kabaretu Mumio i - żegnam Was, przynajmniej do jutra- ACZKOLWIEK.....






wtorek, 17 grudnia 2013

Radysy. Czyli mafia rządzi polaczkami. Zwierzaki cierpią, a Tupaja się wqurwia.

Jak zwykle.
Tupaja pisze sobie jak ją co wpieni.
Co ma pisać? O sobie- nie napisze. Wiadomo. 
Wspomniałam już o tym, ale...

W gąszczu swoich myśli, problemów,walki z TAURONEM,  natrafiam na takie gówno i już mi się na prawdę wszystkiego odechciewa.
Pieprzony kraj.
Qwa, gorzej niż w jakimś Zimbabwe!


To, że nasze kochane państwo to wrzód na dupie obywatela- to pewnik.
To, że okradają nas na wszelkie możliwe sposoby- drugie.
Ale...
Pamiętam, parę lat temu jakiś politykier oburzył się, że w Polsce nie ma mafii.
"Jest w Rosji, jest we Włoszech, ale nie u nas".
Ciekawe... w takim razie czym są Radysy. I inne tego typu miejsca.

Gdzie jest prawo?
Gdzie jest władza?
Każdy przyklaskuje gnojom, bo problem bezdomnych psów znika.

Dobrze. 
Jeśli dla części polaczków pies to ścierwo i problem, to może odwołam się do tego, co tak wielu moich TFU! rodaków rusza- pieniędzy.
Grube miliony idą na tych hycli.
Grube.

NIKi, sriki, policja. A już Inspekcja Weterynaryjna- ta instytucja kuriozum! Stada sprzedawczyków. Pod przykrywką działa na szkodę zwierząt. 
Rzygać się chce.

Mafia, złodzieje, krętacze- oto nasza elita.
Z nimi się trzeba liczyć.
To dla nich jest ten kraj chyba.

Wybaczcie...
Nie mogłam dziś inaczej.

środa, 11 grudnia 2013

Tupajowe kłopoty z Foxiuniem, tłusty Garip i kalendarz Eco Gypsy na osłodę.

Nie ma to jak dzień pełen niespodzianek...

W skrzyneczce pocztowej, nasz paszowicki listonosz skrzętnie wcisnął przesyłkę od Aldony z EcoGypsy - kalendarz na przyszły roczek, który to miałam szczęście wylosować :)
Ładne zdjęcia i co ważne jest miejsce na mini notatki; ostatnio jest mi to niezbędne....

Niestety był to jedyny miły akcent dnia.
Mój wyjazd z Garipem do weterynarza, a przy okazji udanie się na przegląd Foxiunia okazał się z lekka nieudany.
Po szóstej próbie odpalenia, mój kochany samochodzik wreszcie zrozumiał o co mi kaman i ruszyliśmy. Niestety. Na wyjeździe na krajową 3-kę, zaszarpał, skoczył parę razy jak postrzelony. Po redukcji do jedynki przemieścił się, ale czułam, ze źle z nim.
Zajechaliśmy siłą rozpędu na stacje paliw. Wlałam mu nieco (nie, nie był na oparach...), ale... już nie odpalił....
Pomocny pan ze stacji wypchnął Foxa i mnie wraz z Garipem sprzed dystrybutora co bym im ruchu nie tamowała....

Całe szczęście mam ja we wsi jednego dobrego Sąsiada.
Nie był w polu. Mógł przyjechać.
I przyjechał.
P. zapiął mojego Vw na linkę i smutno potoczyłam się za nim do mechanika.

Garip zgoopiał totalnie, ale jako, że mnie chyba lubi nic nie powiedział.


Pan G. mechanik okazał się przesympatycznym człowiekiem. Nie z tych nachalnych- raczej takich misiowatych, raczej flegmatycznych, ale jak wqrwisz- to zabiją.
Posłuchał mnie, posłuchał chechłania Foxa.
Odkręcił kopułkę przy aparacie zapłonowym, podmuchał, skręcił...

Fox odpalił od dotknięcia...

Magik, normalnie.
Ucieszyłam się.
Podziękowałam, uścisnęłam dużą dłoń, zażartowałam, że mam nadzieję szybko do niego nie wracać  i zawróciłam do Jawora, do weta.
Pomyślałam, że w razie czego, jak mi znów zdechnie to pod lecznicą, a nie pod stacja diagnostyczną....

Garip okazuje się mieć zaburzenia w pracy gruczołów łojowych...
Może po lekach, a może taki jego urok...
Czekam na ofertę medykamentów do usuwania łoju ze skóry. Mejscowo.
Nie mogę go kąpać całego. Z resztą- to nie wykonalne logistycznie.

Jak nie urok, to sraczka.

Pod stacją diagnostyczną, pan zajął się moim autem dokładnie.
Miałam wrażenie, że prześwietla go swoimi oczami. Sprawdzał wszystkie numery.
Dobrze, że nie żądał ich ode mnie...Tych najbardziej osobistych.

Po wjeździe na kanał, okazało się, że się panu moje auto nie podoba. 
"Wyjechany na wahaczach i słaby hamulec ma trochę".

No i ....niestety.
Mój pan mechanik, sympatyczny i fajny w ogóle- się ucieszył.
Znów mnie zobaczył.
Po niecałej godzinie.
A ucieszy się jeszcze bardziej, jak mu będę płącić za zrobienie przodu i hamulców mojego Foxiunia....




niedziela, 8 grudnia 2013

Jesteście ...okropni :)!

Piszę to z uśmiechem, choć ostatnio mi z nim nie po drodze.
Chyba, że Absorbery, chyba, że psie pyski...

Zabiłam dynię.
Długo leżała pod stołem w kuchni.
Gigi się na niej kulał.

Z wszystkich Waszych przepisów, które mi podsunęłyście, wybrałam przepis Weroniki.
Miałam ochotę na mleko, pomyślałam, że może Absorberom posmakuje.
A tu:

zupę zjadłam ja i psy.
Nie żałuję.
Smaczna była.
Garipowi na zdrowie, dynia wszak w witaminę A bogata.
A czosnek psy moje lubią.

A czemuście okropni?
Z przekąsem piszę, bo jak zasiadam w końcu po paru dniach, to ślipię i ślipię w lapka ( o ile go mam ...) i noc by chyba poszła sobie hen daleko, zanim bym wszystko nadgoniła :). Że nie wspomnę o komentarzach u Kretowatej! :)

Czytam Was, a jak nie czytam, to mi czegoś brak.
Was mi brak.

Cieszę się, że zaczęłam pisać bloga.
Nie wiem czy będę miała o czym pisać.
Nie to, że nic się u mnie nie dzieje.
Wręcz przeciwnie.

Może się niedługo wiele wydarzyć.
I złego, i dobrego.
To materia zbyt osobista, ale na pewno puszczę farbę, jak już coś się wyklaruje.

Wiem jedno:
przyszły rok to będą wielkie zmiany w moim życiu.
Trzymajcie kciuki za mnie.
Za powodzenie.
Za...

czwartek, 5 grudnia 2013

Pomocy- kto zna prosty, dobry przepis na pomarańczową bambułę?

Wiem, wiem...
Dziewczyn wiele- w tym Pacjan, Kretowata, Kama, pisało o zupie z dyni.
Z tym, że u mnie odpada na razie dodatek w stylu mleczka kokosowego tudzież imbirów świeżych....
Czy macie jakiś prosty przepis na dobą zupę z dyniolca?

Aha...no i blendera nie mam więc zupa- krem odpada...


środa, 4 grudnia 2013

Środa, czwartego.

Absmak czuję.
Sąsiadka się na mnie wypięła.
Nie dokładnie, ale- udaje, że mnie nie zna.
Chyba wiem czemu.
Ano temu, że pewnemu dobrze impregnującemu się panu, w złości lekkiej wyznałam, że owa sąsiadka czasem chyba śmieci puszcza z dymem. 
Dajcie spokój.
Otwieram sobie okno wieczorem, żeby przewietrzyć,a tu miast świeżego paszowickiego powietrza z dechem Ducha Pustelnika, wpada mi smród węglowodorów- tu wcale nie aromatycznych.
Jak więc się nie wpieniać, gdy sąsiadka przeprowadza znaną polaczkom metodę segregowania odpadów na te, które spala się w dzień i te, które spala się nocą.
Że nie wspomnę, że mieszkając z młodymi i wnuczkiem, mają mniejszy kontener niż my!
U nas dostawiony większy (240 l) stoi obok naszego (kupiony), a w nim po 2 tygodniach uśmiecha się do mnie szary popiół z kotła. Gdybym miała pomieścić w mniejszym i popiół (i dyament :), i odpady- przyznałabym sobie medal.

Na razie przyznaję sobie wyróżnienie z tytułu utraty wagi.
Jeszcze nigdy nie wyglądałam tak dobrze w swetrze za zadek, w paski (sweter, nie zadek) i nie miała kompleksu, że mi on coś optycznie powiększa!

Wygramoliłam się z Absorberami z infekcji wirusowej, która nam znów przyprawiła gluty po pas i kaszle a la suchotnicy, ale już od poniedziałku dajemy czadu na dworze.
Pogoda przednia...była, bo w tej chwili za oknem chmurzyska usilnie próbują mnie wpienić.
Nooo...chyba, że zwiastuje to śnieg. Jestem za!
Wiem, że wielu będzie się pieklić, rzucać mięsem i pomstować, ale mam to głęboko w nosie.
Ba! Wiem, że będę odśnieżać, bo jestem teraz w domu i wcale mnie to nie przeraża.
Czasem zastanawiam się czy nie mam w genach jakichś zesłańców syberyjskich, bo im ciężej tym czasem bardziej mi się podoba- oczywiście tylko wtedy jeśli sobie z przeciwnościami radzę;)).
Albo to nie geny, tylko...głupota..;)

Na razie tylko z lekka nas przymraża, nawet nie na tyle, żeby węglarze mogli bez rwania darni i szastania błotem w koło wyjechać.
Wczoraj przyjechał upragniony węgiel.
Z nowego składu. 26 kJ, orzech. Po obejrzeniu z bliska- orzeszek raczej, ale cóż- najtańszy. 
Całe 649 pln za tonę.
Zobaczymy ile wart jest ów opał.
Drewno za czas jakiś.
Na razie idą resztki płotu. Próchno, bo próchno, ale ratuje.
Zaraz przypominam sobie uchwałę krakowskich radnych o zakazie palenia w domowych kotłach węglem. 
Ustala się czas przejściowy na dostosowanie domowych źródeł ciepła. Znaczy- wchodzi w rachubę gaz i prąd. Kominki opalane drewnem zostają, ha, ha....

Absorbery mnie wykańczają czasem.
Totalne stereo. 
Jedno w jedną stronę, drugie - w drugą.
Wiem, że czas to odległy, ale ostatnio zastanawiam się, jak im będzie szła nauka w szkole.
Jaki poziom osiągnie polska oświata i metody ogłupiania dzieci, a później młodzieży...
Ile spocznie na nas, rodzicach, by wypuścić z gniazda mądre i radzące sobie dziatki?
Ufam, że jakoś się uda.
Ano...mam nadzieję, że nie dołączą do rzeszy, obecnych już analfabetów, którym drzewiej kojarzy się z drewnem, a kondominium (choć samo słowo i ten, który go użył wywołuje we mnie dość ambiwalentne uczucia) jest minimalną formą zabezpieczania się przed seksem.