.

.

środa, 31 grudnia 2014

Tupaja z Sylwestrem

To się tylko wydaje takie proste.
Nowy rok, tak?
Jak zadbać o wszystko, żeby się czkawką w przyszłym nie odezwało?

Nie jestem maniaczką czystości, ale jakoś wolałam posprzątać.
Gmina wywiozła odpady- dopomogli, śmieci wyniesione zatem, kibel umyty, powierzchnie płaskie, pościel wymieniona, nieświeże co jeszcze nie wylazło z lodówki usunięte. 

Kuwety kocie posprzątane.

Trochę czarów też się przyda.
Okadzanie jeszcze nikomu jeszcze nie zaszkodziło a i biała świeczka też niech płonie.

I płonie.
Absorbery śpią.
Na razie cicho, pojedynczy idioci zabawiają się petardami. 
Garip jeszcze nie przelazł między tralkami balustrady schodów.
Ruda w okowach podschodzia.

Jagoda ma w ... futrze.
Kicia - też.
Kicia jako kot typowo kotłowy, o którym już kiedyś pisałam siaduje sobie na worach cementu, albo za kotłem. 
Ostatnio tam zaglądałam szukając wycieku. Zaraz, zaraz, widzę plamę! 
A tu nagle plama otworzyła oczy....

Jaki ostatni dzień i jaki pierwszy nowego taki cały nadchodzący.
Wypadało się umyć, uczesać, zjeść coś dobrego.

Te plajsterki to nie kiełbacha, ogór to ino

Tja... dwa żagielki...
Nie powiem co jeszcze powinnam w końcówce starego, bo...nie.

To sobie chociaż posiedzę, posłucham, popatrzę na świeczki, grzejąc się przy kaloryferze i popijając coś na wzmocnienie wizji lepszego Nowego.


A

wtorek, 30 grudnia 2014

Już niedługo...

Co złe i stare niech zjedzą robale!
Niech nam  Nowy da co najlepszego ma!
Najlepszego 2015!
Wszystkim czytaczom, podglądaczom, Przyjaciołom 
życzy
Tupaja i Absorbery







-------------
fotki do dzisiejszego posta sponsoruje internet

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Więcej niż rześko

Mawiał mój Ojciec, kiedy jeszcze w domu rodzinnym mieszkałam, kiedy pytaliśmy jak na dworze.
- Rześko- odpowiadał
Okazywało się to najczęściej szczęko i tyłkościskiem spowodowanym zamarzaniem słupka rtęci.
Od dwóch dni mam ścisk wszystkiego chyba co możliwe, a to za sprawą temperatury, która wita mnie o siódmej rano. W sypialni naszej....

Rześko- 12 stopni :)
Mam czujnik temperatury w małżowinach usznych. Uszami mierzę ciepło wokół siebie. 
Jak mi w uszy zimno- z całą pewnością jest poniżej 15 stopni!
Regułą Allena (nie, nie reżysera) mówi, że zwierzęta stałocieplne, występujące na północy mają mniejsze lub krótsze dystalne części ciała. Uszka, kończyny, ogony. Gdyby ewolucja osobnicza mogła rozgrywać się w obrębie jednego pokolenia, a ja spędziłabym w Tupajowisku całe życie...
Kto wie, może miałabym uszka maniunie. 
Że o ogonku nie wspomnę...

Śnieżek paprószy. Zrobiło się całkiem miło. 

Magda P-ska, okazała się Magdą Boską, bo nagrała mi Dwóch Drwali.
Rżnęli, rąbali, aż wióry leciały!
Gadali po włosku więc sąsiadka, widziałam, uszy w trąbki zwijała.
Cóż...szukałam kogoś do porąbania z miejscowych,ale...lepiej do "Gopsu" po zapomogę pójść....
Dzięki Wam jeszcze raz, po stokroć! :)

Leżakujące zwały drewna, z życiem biologicznym już w co niektórych kawałkach, zostały przycięte do przyjemnego dla kocioła rozmiarów. 
Jest szansa, że nie będziemy przez czas jakiś marznąć. 
Węgiel obrzydliwie drogi. Na razie pół tony przyjedzie. 
Od listopada niemal wszystko zeszło, a paliłam oszczędnie...

"Zawsze może być cieplej" - zdaje się mówić spojrzenie Jagody


czwartek, 25 grudnia 2014

Wietrzysko znów daje się we znaki kurom, które chodzą po podwórku w kucki, żeby zmniejszyć opór powietrza. Podejrzewam, że i wola napchane kamieniami co by ciężar zwiększyć a tym samym uniemożliwić porwanie w górę, het! do nieba!
Spacer nam nie wyszedł, bo- o ile na prawdę kocham swoje psy i często mimo bardzo nieprzyjemnej aury wypuszczamy się na pola- dziś nie dałam rady dojść do rzeczółki i zawróciliśmy. 
Zimne, podwiewające kuper podmuchy, mimo ciepłej kurki jakoś tak dawały mi się we znaki, że postanowiłam wrócić szybciej.
Zwariowana aura. 
Które to już święta bez śniegu?
Może wreszcie muszę kupić biegówki to przywlecze swój tłusty śniegowy zad?

Co trzeba zrobiłam. 
Wyczesałam psie futra, dolałam świeżej wody kurakom, zagadałam. 
Kociołek wyczyszczony czeka na popołudniową wrzutę węgla. na razie, jak dla mnie 17 stopni to przyjemna temperatura.
Zaszyłam się wobec tego w domu, z towarzystwem (Absorbery na wyjezdnym jednodniowym).
Zaraz ukroję sernik od Mamy, przygotuję lampkę wina, zapalę sobie świeczkę (nie, nie gromnicę...:), włączę muzykę i spróbuję się odprężyć troszkę. 
Może się uda. 

W końcu potrzebuję trochę czasu dla siebie. Choć co niektórym smutno, że jestem dziś sama. 
Musiałam zapewniać, że bardzo tego chcę ;) 
Potwierdzić, że na pewno będzie mi dobrze, że nie uderzę w ryk, nie pochlastam się nożem do smarowania chleba, nie wbiję korkociągu w oko.

Lubię mieć czasem dzień wolnego. 
Choć wtedy więcej myślę, bo co by nie mówić, przy Absorberach nie ma czasu na zamartwianie się i mamlanie...;)

A to, że doskwiera brak towarzystwa...To fakt.
Że jest ciężko- to też.
Ufam jednak, że to przejściowe. Na pewno...:)
I tak, dzięki niektórym Osobom czuję się lepiej, bo pamiętają (a ja czasem zapominam...), dają znać, że są- może daleko, ale są- mentalnie, myślą, wspierają i...co tam jeszcze...;) 
To daje zastrzyk pozytywnej energii i poczucie- choć na chwilę, że nie jest się samemu.
I także to, że będzie wreszcie dobrze...
Bo będzie, prawda?

Ciastuś piernikowy od Sylwii D. - dzięki!

Jak co rok, baba z wypiętym tyłkiem na wszystko, a w wodzie wstawiony jałowiec

Zielone, żywe. Świerk ubrany bombowo. Choinka znaczy się...

Chabazie świerkowe, miechunki i gwiazdki śliczne, szydełkowe, do Ewy :) Dzięki jeszcze raz!

Sama nie jestem. Najlepsi przyjaciele. Nagorętsze serca. Psie serca.. I...papucie od Sylwii D. :))))


Trzy słomianki :)

Promyki ...nadziei? ;)

sobota, 20 grudnia 2014

Wieje...

Kiedy tak siedzę nad lapkiem, za oknem wieje, że mało głowy nie urwie; moja prywatna, całkiem spora zwężka Venturiego spisuje się dzielnie. Liście z ulicy, spod kościoła zasysa na podwórko,unosi je tańczące w górę by za chwilę grzmotnąć nimi o ziemię.
Rżną świerki na przystrojenie kościoła.

Nasza zielona panienka już ubrana. Absorbery uczestniczyły i jak zwykle z resztą dawały upust swojej pasji wieszania wszystkiego w jednym miejscu. Czuły punkt choinki, oczywiście w zasięgu łapek kocich, koło wigwamu. Jednym słowem w miejscach newralgicznych. 
W przeciągu pół godziny, bo tyle trwało nasze urzędowanie wkoło uśmierconego drzewka,głównym odgłosem były wrzaski małych, kochanych gardzieli- "teraz ja!" i odbijanie się (plastikowych) bombek o podłogę.
- A teraz- prezenty!- oświadczyła Absorberka

Chwilę trwało przypominanie kolejności zdarzeń...
Obyło się bez łez, bo Tupaja słowa dotrzymuje i jak mówi, że Gwiazdor vel Mikołaj przyjdzie- to przyjdzie.

Kominiarz też był. 
Absorber chciał wiedzieć czy naszym kominem Mikołaj ma szansę się przecisnąć?
Oczywiście! Wątpliwości zostały rozwiane, sadza z części komina wyczyszczona, uwagi wysłuchane, będą wdrożone. 
108 z vatem zapłacone.

Wiosną czuć niemal.
Może dziś nie bardzo, bo nawet jeśli jakiś zapach się wykluł w tych już gdzieniegdzie zbyt zielonych zakamarkach moich okolic, to wywiał je ten wiatr. Wiatr co mnie nastraja nerwowo. 
Nie, nie wkurwia dziś, bo chyba ostatnio zbyt jestem porozrzucana w środku. 
Nie,raczej nic się nie zmieniło. 
Niestety.


Całe szczęście,że dostrzegam co trzeba w koło. To, co zawsze cieszyło- cieszy nadal, choć przykrywają to gówniane przemyślenia i obawa, że mogę to stracić. 

Święta i forpoczta w postaci duszonych karpi w marketach, zwałów wędlin...
Bóg się rodzi- zwierz truchleje...
Megi wspomina o tym też, nie przeżywam tego czasu jakoś szczególnie. 
Będzie spotkanie w Wigilię z najbliższymi, w Tupajowisku. Wzgląd praktyczny- kury,psy- czekają na mnie :) Musiałabym wrócić do domu przed pierwszą gwiazdką. A tak- spokojnie, wszystko co trzeba zrobię, a potem zasiądzie się do stołu.

Jutro nastawiam bigos. Postny. We wtorek sałatka i krokieten machen. Oczywiście jeszcze burasy i barszcz.
Będzie troszkę roboty. Przynajmniej myśleć nie będę o swoich problemach.
Mam nadzieję, że Absorbery będą wyrozumiałe. 

Pamiętacie jak dostałam od Agniechy sukienkę w owady?
Mimo, że już wróciłam do swojej wagi (w niektórych, peryferyjnych częściach mam wrażenie, że z nawiązką), sukienka, mimo, że fajna, że hej! za duża na mnie (musiałabym chyba się zaopatrzyć w implanty).
Postanowiłam jednak nie pozwolić leżeć w szafie i czekać- albo na opasowe zwiększenie wagi (to raczej się nie zdarzy) lub wszczepienie implantów cyckowych (to również wątpliwe bardzo). 
Poprosiłam Macierz o uszycie zazdrostki na okno. Tupaja nie jest wielbicielką igły i nitki (chyba, że dentystycznej).

Oczywiście jestem nadal wielka przeciwniczką zasłaniania okien. Czasem jednak mam ochotę ukryć się za jakimś skrawkiem materii mniej przepuszczalnej.
Zazdrostka jest ruchoma. To znaczy- przechodzi sobie- w miarę potrzeby z kuchni do pokoju.





niedziela, 7 grudnia 2014

Puzzlowo

Dziwna choroba zatacza coraz to szersze kręgi...
Pantera pisała, temat nieobcy wielu...
Nie będę kwękać.
Ale nieco tak w kawałkach się czuję.
Pozbieramy się, ale na razie lekkie puzzle.
Do poskładania.

Weny brak.
Czopkowo.




czwartek, 4 grudnia 2014

Tupaja nie małpa, a jednak...

Tupajowate, jako należące do naczelnych (nie mylić z wyższym szczeblem rządzenia), w podrzędzie małpatek posiadają cechy pośrednie między owadożernymi, a naczelnymi. 
Czasem zdaje mi się, że środowisko mojego życia zaczyna  przypominać biotop małp. 
Tych konkretnych. 

Zazwyczaj, kiedy rano wchodzę do łazienki, nie patrzę na termometr, który zawiesił tam mój Tato.
Nota bene nie wiem... patrząc nań (na termometr, nie Ojca),  o czym mam myśleć? Czy się rozebrać, czy może za zimno?

No więc wisi sobie, nad wanną, co by dokładny stan ciepła (?) w pomieszczeniu mierzyć.
Dziś plus 8.
W poprzednie, wietrzno- zimowe dni- plus 6.

Jest taka małpa, makak japoński, który z upodobaniem moczy się zimą w gorących źródłach gdzieś na wyspach, prócz Hokkaido.

Zazdraszczam czasem, bo przynajmniej widoki mają cudne.
Górzaste.
U mnie, prócz wspólnej dla mnie i makaków pary z ust podczas kąpieli, widoki marne. 
Kibel i zlew.

Za to one mają naturalne spa :)


Zazdraszczam...

Oto moje stopy. Chociaż trochę jak Kaszpirowski....


Maupa ;)


Zdjęcia, prócz ostatniego pochodzą z internetu.

wtorek, 2 grudnia 2014

Przy herbacie.

Hana ostatnio pisała o Łatce i psiej doli i niedoli .

Nie będę dziś pisała co sądzę o porzucaczach zwierząt, padlinach ludzkich co zwierzęta dręczą, a i takich, którzy obojętnie przechodzą.

Usiadłam dziś do herbaty, po spacerze po polach, po wywianiu głupich myśli przez zimny wiatr kaczawski.
Zabrałam psy na górę.
Siedzimy razem.


Sucze spojrzenie - zgoła inne u suk psich ;)


Garip mnie martwi.
Dziś nie je.
Nie panikuję mocno, bo zdarzały się takie dni; czasem źwierz sam wie, że coś mu leży i robi sobie głodówkę.
Jednak. Oddech coś za szybki. Nie podoba mi się. Lekko osowiały, choć na polu biegliśmy nawet.
Skóra w stanie opłakanym. Pojawiają się wyłysienia.

Pisałam już na Tupajowej Zgrai. Boję się jednak, że to nie łojotoki tylko coś poważniejszego.
Kortykosteroidy to broń obosieczna.


Smutno trochę, jeszcze lampą po oczach błyska...


Może jutro zabiorę do weta, żeby obejrzał.
I tylko tyle na razie, niestety.

I tak siedzimy (niektórzy leżą) i słuchamy sobie.

Poduchy duże, puchate

Jestem tu...Upierdliwie Cię kocham :)

Nie wiem komu można zadedykować tę piosenkę Kaśki.
Na pewno Przyjaciołom.
Psim i Ludzkim.
Tych, których kochamy.

Lubię Kaśkę czasem...