Kiedy tak siedzę nad lapkiem, za oknem wieje, że mało głowy nie urwie; moja prywatna, całkiem spora zwężka Venturiego spisuje się dzielnie. Liście z ulicy, spod kościoła zasysa na podwórko,unosi je tańczące w górę by za chwilę grzmotnąć nimi o ziemię.
Rżną świerki na przystrojenie kościoła.
Nasza zielona panienka już ubrana. Absorbery uczestniczyły i jak zwykle z resztą dawały upust swojej pasji wieszania wszystkiego w jednym miejscu. Czuły punkt choinki, oczywiście w zasięgu łapek kocich, koło wigwamu. Jednym słowem w miejscach newralgicznych.
W przeciągu pół godziny, bo tyle trwało nasze urzędowanie wkoło uśmierconego drzewka,głównym odgłosem były wrzaski małych, kochanych gardzieli- "teraz ja!" i odbijanie się (plastikowych) bombek o podłogę.
- A teraz- prezenty!- oświadczyła Absorberka
Chwilę trwało przypominanie kolejności zdarzeń...
Obyło się bez łez, bo Tupaja słowa dotrzymuje i jak mówi, że Gwiazdor vel Mikołaj przyjdzie- to przyjdzie.
Kominiarz też był.
Absorber chciał wiedzieć czy naszym kominem Mikołaj ma szansę się przecisnąć?
Oczywiście! Wątpliwości zostały rozwiane, sadza z części komina wyczyszczona, uwagi wysłuchane, będą wdrożone.
108 z vatem zapłacone.
Wiosną czuć niemal.
Może dziś nie bardzo, bo nawet jeśli jakiś zapach się wykluł w tych już gdzieniegdzie zbyt zielonych zakamarkach moich okolic, to wywiał je ten wiatr. Wiatr co mnie nastraja nerwowo.
Nie, nie wkurwia dziś, bo chyba ostatnio zbyt jestem porozrzucana w środku.
Nie,raczej nic się nie zmieniło.
Niestety.
Całe szczęście,że dostrzegam co trzeba w koło. To, co zawsze cieszyło- cieszy nadal, choć przykrywają to gówniane przemyślenia i obawa, że mogę to stracić.
Święta i forpoczta w postaci duszonych karpi w marketach, zwałów wędlin...
Bóg się rodzi- zwierz truchleje...
Megi wspomina o tym też, nie przeżywam tego czasu jakoś szczególnie.
Będzie spotkanie w Wigilię z najbliższymi, w Tupajowisku. Wzgląd praktyczny- kury,psy- czekają na mnie :) Musiałabym wrócić do domu przed pierwszą gwiazdką. A tak- spokojnie, wszystko co trzeba zrobię, a potem zasiądzie się do stołu.
Jutro nastawiam bigos. Postny. We wtorek sałatka i krokieten machen. Oczywiście jeszcze burasy i barszcz.
Będzie troszkę roboty. Przynajmniej myśleć nie będę o swoich problemach.
Będzie troszkę roboty. Przynajmniej myśleć nie będę o swoich problemach.
Mam nadzieję, że Absorbery będą wyrozumiałe.
Pamiętacie jak dostałam od Agniechy sukienkę w owady?
Mimo, że już wróciłam do swojej wagi (w niektórych, peryferyjnych częściach mam wrażenie, że z nawiązką), sukienka, mimo, że fajna, że hej! za duża na mnie (musiałabym chyba się zaopatrzyć w implanty).
Postanowiłam jednak nie pozwolić leżeć w szafie i czekać- albo na opasowe zwiększenie wagi (to raczej się nie zdarzy) lub wszczepienie implantów cyckowych (to również wątpliwe bardzo).
Postanowiłam jednak nie pozwolić leżeć w szafie i czekać- albo na opasowe zwiększenie wagi (to raczej się nie zdarzy) lub wszczepienie implantów cyckowych (to również wątpliwe bardzo).
Poprosiłam Macierz o uszycie zazdrostki na okno. Tupaja nie jest wielbicielką igły i nitki (chyba, że dentystycznej).
Oczywiście jestem nadal wielka przeciwniczką zasłaniania okien. Czasem jednak mam ochotę ukryć się za jakimś skrawkiem materii mniej przepuszczalnej.
Zazdrostka jest ruchoma. To znaczy- przechodzi sobie- w miarę potrzeby z kuchni do pokoju.
Bardzo przepiękna przechodnia zazdrostka. Aż zazdroszczę. Najbardziej tego, że w poprzednim wcieleniu zrobiła się za duża, a nie odwrotnie.
OdpowiedzUsuńU nas tez duje potepienczo, a mnie obudzil ciezki bol glowy i na sniadanie zezarlam IBU.
OdpowiedzUsuńNadal nie czuje swiat, nie chce ich. Nie wiem, jak to wytrzymam.
I u mnie dmucha. Ten wiatr robi coś okropnego z nastrojem, bo mi tak jakoś bleeeeeeeee. Śpiulkać, śpiulkać się chce. Żadnego gotowania jeszcze.
OdpowiedzUsuńA u nas powiało i przestało...
OdpowiedzUsuńJa okna zawieszam czym się da, bo nie lubię jak coś mi zagląda bez mojego zezwolenia :-)))
Widze ,że dzieci przynajmniej mają radość ze świąt, bo coś się dzieje ciekawego :-)
U mnie na początku miałam okna z zazdrostkami, a teraz mam pancerne zasłony, bo wycieczki chodziły;)))
OdpowiedzUsuńu mnie też leje i wieje i magii świąt NIET...
OdpowiedzUsuńlubię być zasłonięta bo nie lubię być... podglądana...
pozdrawiam serdecznie Tupajko
Oj wieje,wieje.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńwiatr ma się gdzie rozpędzić u ciebie...
OdpowiedzUsuńIm więcej własnych, poważnych problemów, tym mniej obchodzi nas świat, ryby i biedne kotki. Po prostu tak jest, jednak prawa zwierząt to bania sytych i zadowolonych, którzy szukają celu w życiu.
Tak mi się tylko przypomniało, jako suplement do mojego;-) jako że w pierwszej chwili przeczytałam nie "nie przeżywam tego czasu jakoś szczególnie", tylko "nie przeżywam tego jakoś szczególnie". Czyli to nic personalnego.
podoba mi się z tą zazdrostką...
OdpowiedzUsuńSwietne zastosowanie sukienki ;)
OdpowiedzUsuńJa tez musze uszyc, ale story do kuchni, a tu czasu wciaz brak ;(