.

.

czwartek, 22 lutego 2018

I cóż, że z wosku

No właśnie.
Z węzy pszczelej. 
Leżała już zapomniana, a my na trochę uziemieni w domu, bo influenza jakaś więc pożytkujemy czas. 
Wspólnie wiele minut, godzin, całe dnie. 
Życie daje nam różne doświadczenia, choroby, by móc coś przemyśleć lub...zatrzymać się i mieć czas na ŻYCIE. 

Mydełka były, dziś świeczunie.
Na pewno nie ostatnie w tym sezonie ;)





Knoty oczywiście do przycięcia.

Paląca się świeczka woskowa nie tylko daje nam ujemnie naładowane powietrze (neutralizacja "wyziewów" urządzeń elektrycznych), nadaje delikatny zapach miodu pomieszczeniom, neutralizuje obce zapachy, dodatnio wpływa na mikroklimat, a w klimacie chorób dróg oddechowych wspomaga procesy leczenia.



10 komentarzy:

  1. Boskie te świeczki. Muszę sobie taką sprawić. Utalentowane dzieci. Zdrówka Wam życzę. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajna zabawa i pożyteczności wychodzą :)
      pozdrawiam!

      Usuń
  2. Super świeczki.Zdrówka życzę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A knot bawełniany? Przepraszam, może to głupie pytanie, ale świeczek jeszcze nie robiliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bawełniany. To te białe motki, które można w sklepach z materiałami budowlanymi kupić.

      Usuń
  4. Ale robota wre u Ciebie Tupajo.Jak nie mydełka to świeczki.No i dobrze,dziecka się nie nudzą,a i pożyteczne te zajęcia.Jeszcze by Ci się pszczółki przydały do tych świeczek a i dla zdrowia. Myślałaś kiedykolwiek o ulach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pszczółki są, ale nie moje ;) Jak będą kiedyś warunki to zwiększymy ilość, bo póki co dwa tylko. Sama jeszcze nie chodzę, ale z czasem- kto wie. Strój już mam :)

      Usuń
  5. Jakie ładne te świeczki! Mój dziadek był pszczelarzem, tak na użytek rodziny. Zawsze mieliśmy swój miód. Pyszny był taki świeży, płynny.
    Ale nikt nigdy nie wpadł na pomysł robienia swieczek:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wyrobu świeczków tyż zazdraszczam. Uwielbiam zapach prawdziwego wosku, ileż to miłych wspomnień przywołuje ( mój Tata miał kiedyś pszczoły, osobiście lekko je otumaniałam dymem kiedy podbierany był miód ). Ulowe pszczoły mojego dzieciństwa były bardzo miłe, nie zdarzyły się żadne ekscesy z żądłami w roli głównej. Za to dzikich pszczół pomieszkujących w starym drzewie za sąsiedzkim sadkiem lepiej było unikać. Nie dawały się zwabiać w domowe pielesze, mimo podejmowanych prób i były bardzo samodzielne i mocno terytorialne ( auuu! ). Latem drzewo nimi szumiało ale o ile do ula można było podejść w celu podsłuchania pszczół o tyle do drzewa nikt się nie zapuszczał, słuchano roju z daleka.:-)

    OdpowiedzUsuń