Tak, nie ukrywam- chciałam zimy- bo ją lubię.
Tak, nie ukrywam, że kilka stopni na plusie w styczniu mnie wkurza.
Teraz jednak jestem podłamana...Z Młodym jestem przymusowo przesiedlona do rodziców, w blokowisko miejskie, a w domu został tato, z inwentarzem i zimną chałupą.
Krany dostały zatwardzenia- woda tylko w w kibelku, tylko i wyłącznie dzięki nietrzymającej uszczelce (stały przepływ), piec kaflowy się buntuje i zwraca dym do pokoju....Był czyszczony, jest wyż. Co jest grane?
Minus 15 na zewnątrz, 14 stopni w pokoju. Trochę po spartańsku...
Ja w ciepełku, w atmosferze z lekka przyciężkawej, jak to pod nadopiekuńczymi skrzydłami rodziców....
nie wiem jak długo wytrzymam. Młode zaziębione, prycha, z nosa gluty wyglądają, noce- jak łatwo się domyślić, długie i niedospane.
Mogę się rozmyślić i chcieć już wiosny?
Algo choćby spadku temperatury do minus pięć i jakiejś kołderki śniegowej?
Za dużo żądam?
Oj, bez przesady...I tak mam pod górę ciągle to może tym razem mi odpuszczą ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz