Znów zostałam na parę godzin sama.
Oczywiście futra przewietrzone. Znów Bazaltowa.
Pojawiają się już pierwsze przylaszczki, miodunki. Kwitnie leszczyna.
Przy zejściu z punktu widokowego na Bazaltowej, znalazłam paproć:
Wygląda mi na podrzenia żebrowca,ale może Megi wyprowadzi mnie z błędu?
Na podwórku jak zwykle codzienne zamiatanie w pocie czoła i bólu krzyża odkrytych kamieni.
Do tego przecięłam winorośl.
Nota bene jeden z moich czytelników chce mnie za to obłożyć klątwą.
Powiało grozą.
Przypominam- wina nie wycinam na amen. A co do klątw i każdego zła które sprawiamy- wracają. Czasem silniejsze i groźniejsze niż nam się zdaje. Kto sieje wiatr, burze zbiera; etcetera.
Cóż poza tym?
Ano śnieżyczki, jak zwykle piękne, choć mizerotki, bo ich nie przesadzam.
A na swoją walkę o trawnik patrzę z dumą.
Opłacił się maraton z kosiarką mechaniczną (pchaną). Powierzchnia wygląda fajnie.
W zeszłym roku dosiałam do trawy trochę nasion chwastów polnych, ciekawe czy się wplotą, bo te muldy bardziej w stronę płotów są dla mnie nie do przebrnięcia tym sprzętem.
A, no i jeszcze dla tych co tak chętnie grabią już liście i je palą....
Gromady kowali, do tego biedrony i inne stworzenia. To koniec lutego dopiero!
Zostawiajmy, nie ruszajmy.
U mnie na wsi szał.
Już niektórzy ziemniaki jeżdżą sadzić...
Nawożą...
Masakra jakaś...
Zero wiedzy, albo totalne wdupomiejstwo.
No tak, ale ja się wymądrzam, a sama winorośl, być może starej odmiany przecięłam, zapewne nieumiejętnie...
Durna baba.
Gorzka Jagoda kazała w marcu ciąć, a Ona wie, co mówi. I tego się trzymam.
OdpowiedzUsuńTeraz sieją, a potem będą płakać, że pomarzło.
Robali nie ruszam.
Nie grabić. Nie palić. Nie ruszać - trochę poprzycinać, powysadzać jak ziemia odmarznięta. Na paprociach się nie znam, kocham wszystkie, a zwłaszcza te z kwiatami:):):) Śnieżyczki jak królewny w tych opadłych liściach. Wino tez wyrznęłam, W pień. Ale już cztery lata temu. Nie owocowały - z czterech krzewów miałam trzy kiście kwaśnych jak cholera winogron...w drugim roku ZERO - wino robiło za żywopłot. W kolejnym poszło pod nóż. No sorry....a złooo wraca, oj wraca, widziałam na własne oczy i to nie jeden raz.....
OdpowiedzUsuńNa szczęście Ci mądrzy nie sieją, nie grabią i nie sadzą ;) ,a pyry to można dopiero jak mlecze zaczną kwitnąć, wcześniej nie bo ziemia za zimna.
OdpowiedzUsuńA ja jako typowa mieszczka bawiłam się w czasie urlopu w tym tygodniu w prace " na roli": podwiazywalam winorosl ( muscat d 'Alexandrie) i zbierałam u sąsiadki pomarańcze na konfitury (wyszły super pyszne, z czego się cieszę). A biedronki w naszej winnicy tez juz są :))
OdpowiedzUsuńmnie tam bardziej wygląda na paprotkę zwyczajną- nie szkodzi, też nieczęsta i chroniona.
OdpowiedzUsuńWidziałam dzisiaj przylaszczkę na Kaszubach i pomyślałam o Wąwozie i o tobie...
Nie wypalaj (wiem, że to nie ty;-)), za to winogrona tnij bez litości, nic im nie będzie. Przy tej pogodzie to może być najwyżej za późno.
Robale żyją u mnie spokojnie, podobnie jak jaszczurki, jeże, kuny i sarny :)
OdpowiedzUsuńPrzycinać polecam dopiero w marcu, no ale jak już po to nie ma co doradzać :)
W sumie jest tak niezwyczajnie ciepło, że pewnie można przycinać, bo za chwilę soki ruszą. Właśnie: podoba mi się niezwykle ten kalendarz kwiatowy("ziemniaki sadzić, kiedy kwitną mlecze"), on chyba jest najlepszy. Bo daty są stałe, a pogoda niestała. Czasem trzeba ciąć w lutym, czasem w marcu, a w zeszłym roku w kwietniu. Natomiast kwitnienie roślin jest najprawdziwszą wskazówką.
OdpowiedzUsuńTo jest dziedzina wiedzy, stara i mało kto o niej pamięta. Nazywa się FENOLOGIA. Kalendarz fenologiczny powinien decydować o każdym działaniu w ogrodzie, sadzie, warzywniaku. I zapewni właściwy czas na właściwe prace.
OdpowiedzUsuń