.

.

czwartek, 2 stycznia 2014

Tupaja czyta książeczki Absorberom i tupie.

Drugi dzień roku mija.
Nihil novi.
Tylko dziś rano obudziło mnie wycie. 
Nie. Nie psów. Tylko wiatru.
Tak mi się ostatnio układa, że się nie mogę z Bratem moim spotkać. 
Całe 22 km nas dzieli.
Czasoprzestrzeń nie do pokonania....

Ano.
Miała być mała wyprawa wózkowo- piesza na Bazaltową.
No i nie wyszło.
Wycie za oknem zwiastowało sporej siły poziome ruchy powietrza wywołane przez różnicę ciśnień, a nawet spore zawirowania wspomnianych w Paszowickiej Zwężce Venturiego znajdującej się nie gdzie indziej jak w bramie Tupajowiska. (piękne zdanie konstrukcji barokowej...)

Absorbery dalej glutowate.
Co prawda ilość gluta znacznie się zmniejszyła, ale- pozostaje na tyle widoczną, że wolałam dmuchać na ...gluta i nie wypełzać na zimne z młodzieżą.

I tak zostaliśmy w domu.

Porzuciliśmy farby i kredki już po 5 minutach i zaczęliśmy zrzucać książeczki z parapetu. 
Oczywiście piszę w liczbie mnogiej, ale ja w tym nie uczestniczyłam. 
Ajć!, no może pośrednio, bo w czasie lawiny książeczkowej parzyłam earl grey'a, by za moment zniweczyć dobroczynne enzymy z pszczelego wola znajdujące się w miodzie.

Młody przyniósł mi do poczytania jedną z ostatnio zakupionych w naszym sklepie książeczek.

Cena- 5,20 pln. Wydawnictwo MD Monika Duda.
Szata graficzna... jak dla mnie pozostawia wiele do życzenia, ale skoro Młodemu się spodobało, a mnie się śpieszyło- wzięłam.


Teraz miałam okazję zobaczyć cóż to autorka Dorota Skwark, popełniła.
No cóż....
Ja to bym- na miejscu autorki, popełniła samobójstwo tłukąc się tym "dziełem" w łeb.

Rozumiem, że nie każdy rodzic ma wiedzę przyrodniczą ( np. odróżnia Acantosomatidae od Pentatomidae* na przykład), za to prócz glist i dżdżownic zna też glizdy, wyłażące po deszczu na chodniki, albo też ogania się od pasiastych uroczych bąków, które- jak na złość są trzmielami, ale na Odysa! 
Kiedy już coś piszę, ktoś mi to drukuje....

Do sedna.
Pani autorka pisze o zajączku, który to- głupek jeden, ściga się  z wszystkimi zwierzakami wkoło, a z autami zwłaszcza.
Jak nietrudno zgadnąć, zajączek w końcu wpada pod auto i łamię sobie łapę (skok- jakby to myśliwi nazwali).
Rymy- o konstrukcji cepa, w końcu dla małoletnich. 
Można znieść.
Ale jak juz zobaczyłam to:
wydawnictwomd.pl

"- Hej! Uważaj!- wołał szpak,
dając mu z gałęzi znak.
Ledwie rzekł to do zająca,
A ten upadł na jałowca."

Poza tym, chyba raczej upada się na jałowiec? 
A może się mylę. Niech mnie kto oświeci...

Tu jeszcze jeden kwiatek. 

"- Już nie będę i przepraszam- w drodze mowę swą wygłaszał.
- Nie słuchałem na swą zgubę,
już nie będę samolubem".

Czyli co...Samolub to jednak nie "myśląca o własnych korzyściach osoba" (tu szarak), a ktoś kto nie słucha innych i tym samym....Yyyyyy....?

No...czepiam się. Rymów i pisania ze zrozumieniem.
Wiem- to czytają mamy małym dziatkom, a te jeszcze nie "rozumiom". 
Więc najważniejsze jest czytanie w ogóle. 
Albo "wogle", raczej.

Wydawnictwo celuje w książkach o tematyce przyrodniczej.
Mamy też inną.
O ptakach.

Z niej to moje dziecko mogło się dowiedzieć, że jaskółki budują gniazda na drzewach, a "mądre gołębie budują swoje gniazda z małych gałązek. Wyglądają one jak zwichrowane włosy" . 
Logika poraża, a kompletny brak wiedzy wdeptuje w ptasie guano.

No i co robi Tupaja?
Ano.
Czyta, a potem mówi- 
A teraz Gigi, mama Ci pokaże jak wygląda gniazdo jaskółki.
I sięga do podręcznej ....biblioteczki.
Jak ciepło- idziemy do stajni. Mamy tam dwa zeszłoroczne gniazda.


Po przeczytaniu - dobrej jak dla mnie i klasycznej Chotomskiej i jej "Ślimaka" (dobrze, że to nie facet napisał, bo by mi się oberwało, że świntuszę...), też nie wytrzymałam i pokazałam Młodemu jak wygląda gniazdo sroki i że nie jest ono gniazdkiem w stylu np. "kosim"


ptasieogrody.pl
ale- tak charakterystyczne, że nawet młody ludź zapamięta

Wikipedia


mojeptaki.info

Czepiam się.
Wiem.
Tylko wiecie co? Nie znoszę dyletantów.
Może też dlatego, że jeśli się na czymś nie znam, to tego nie robię. 
A jeśli już robię to sprawdzam, czytam, żeby nie zrobić z siebie głupka.

Owszem...większość ma w nosie czy ktoś namaluje salamandrę a podpisze ją "jaszczurka", wlepi gniazdo dymówki między gałęzie, a pająkowi narysuje trzy pary odnóży.

No tak, ale głupki mają to w nosie i mają kasę z tych wypocin, które i ja kupiłam, bo nie przeczytałam wcześniej.

Może zamiast narzekania, które jako Polka mam we krwi, sama powinnam zająć się pisaniem bajek dla dzieci  z domów skażonych wiedzą przyrodniczą...?





* chcesz wiedzieć- patrz TU


17 komentarzy:

  1. Yyy... moja babcia polonistka to sie musi w grobie przewracać na cos takiego... Zawsze bardzo uważała na czystość języka ojczystego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze nie w grobie, a;e już się przewróciłam;)

      Usuń
    2. Mój ojciec dostawał furii już dawno. Jak nic, teraz się w grobie przewraca. Ale w dobrym towarzystwie się tak przewracają. To pocieszające.

      Usuń
  2. Masz nauczke na przyszlosc, ze po ksiazeczki dla dzieci trza chodzic samemu i w ksiegarni najpierw je ocenzurowac.
    "Jalowca" mozna jeszcze przelknac, niech mu bedzie licencja poetica, ale glizdy to zbrodnia. Do pieca z tym! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie, Tupaja, na co czekasz?
    Powszechnie obecny brak profesjonalizmu na każdym dosłownie kroku doprowadza mnie do szewskiej pasji. Durna paniusia kleci durnowatą książczynę - ma prawo. Uważam, że większą odpowiedzialność ponosi wydawnictwo przyjmując i wydając taki gniot. Szkoda im kasy na redakcję, konsultację i korektę. Książki roją się od błędów różnej maści, a jeśli adresowane są do dzieci, szkoda jest podwójna. Długo by gadać. Kiedyś robiłam coś dla całkiem przyzwoitego wydawnictwa, przynajmniej tak mi się wydawało. Redaktorka w spornej sprawie powoływała się na googla...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to google i przekłada z obcego i naucza. No i mamy.
      Tupajo! Do konkursu naszego u Dzikich Kur nadaje się jak najbardziej.

      Usuń
    2. No przestań, kicz to nie głupota.

      Usuń
    3. Dziewczyny, ona pewnie sama tę książkę wydała. To znaczy zaplaciła za jej wydanie. A wtedy korekta, skad, okładka wyglądają zupełnie inaczej. Zasada - nasz klient - nasz pan ! Takie małe wydawnictwa zupełnie olewają korektę, błędy składniowe, ortograficzne i wszystkie inne. Kasa się liczy.
      Tupajko, ja bym na Twoim miejscu napisał maila do wydawnictwa, że taki gniot wydali. Może jest jakaś strona wydawnictwa, gdzie można napisa swoją recenzję do knigi. Albo może sprzedają również internetowo, to na tej stronir można wstawić (najczęściej) swoją recenzję . Spróbuj . Bo to woła o pomstę do nieba .

      Usuń
    4. sama narobiłam byków :) to za mało liter, to za dużo :)

      Usuń
    5. No właśnie. Nie zawsze klient nasz pan i kasa nie może usprawiedliwiać chłamu. Ale to temat rzeka. Nie tylko małe wydawnictwa stosują tę metodę, niestety. Mam doświadczenia z różnymi. To bierze się z upadku, choć patetycznie to brzmi. Z kiepskich szkół, beznadziejnego poziomu niektórych wyższych uczelni i masy innych czynników.

      Usuń
  4. Największymi współczesnymi dyletantami są dziennikarze, autorzy książeczek dla dzieci to przy nich eksperci;)))
    Tupaja pisz historie przyrodnicze, ja zakupię, bo mam dosyć książeczek o księżniczkach - dzisiaj dałam odpór kolejnej, chciano ją wymęczyć w empiku - bardzom z siebie dumna;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. ot i mamy tzw. nowoczesne czasy i wolność... że każdy głupek pod warunkiem , że ma albo kasę albo znajomości może wydać swe głupotki...
    dobrze, że ja swoje dzieciaki wychowywałam na literaturze znanych polskich autorów... piszących naprawdę fajne opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakie to szczęście ,że ja nie musiałam czytać wnukom takich książek...
    Pomysł całkiem dobry , by napisać kasiążeczkę dla dzieci ...
    Przecież "siedzisz" w domu :-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. łomatkooo !!! to woła o pomstę do nieba... te wszystkie "ksionżeczki" dla małych i dużych, te wypasione hity... ja już dawno nie sięgałam po dziecięce, gdyż moja dziatwa już wyrosła. Sięgnęłam za to , skuszona promocją po hicior niejakiej polskiej autorki "Alibi na szczęście"... Na szczęście nie zapłaciłam za nią ani grosza ...To dopiero lektura "najwyższych lotów"... Myślałam, że mnie zemdli... Nie dotrwałam do końca... Oddałam do antykwariatu :) Za jakie grzechy wydawnictwa katują nas takimi beznadziejnymi książkami??? Oooo, ależ mi się ulało ;) Pozdrawiam noworocznie. S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Teraz każdy może napisać książkę, co mnie powoli zaczyna przerażać. Na praktykach notorycznie spotykałam się z błędami w PODRĘCZNIKACH! Kto je dopuścił?! Szkoda nerwów...
    Pozdrawiam,
    I.

    OdpowiedzUsuń
  9. To idę pisać ksiunżeczkę dla dzieci, z rymami mogę mieć podobnie, ale z pewnością nie napiszę, ze jaskółka wije gniazdko na drzewie. Grunt, że wydaje mi się, że sprostam zadaniu, tak ogólnie, choć polonistka ze mnie, jak z koziej d...., worek na mąkę. Skoro śpiewać każdy może, to dlaczego nie pisać książki dla dzieci????

    OdpowiedzUsuń
  10. Takim pożal-sięBoże pisarczykom wydaje się, że dla dzieci można byle jak, bo głupie i się nie połapią. Dlatego w twórczości dla dzieci, w każdej dziedzinie, jest tyle miernoty i chłamu. Jeśli jakiemuś "twórcy" nie uda się zaistnieć w twórczości dla dorosłych, zaczyna robić "sztukę: dla dzieci. To powinno być karalne.

    OdpowiedzUsuń