.

.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Ponurnik Kłapouchego, albo- wszystko zależy od perspektywy...


Nasz Kłapouchy
Dzień obudził mnie pod postacią Młodego...o 5:15.

Zapowiadał się pięknie, bo i słońce sobie raźno świeciło, zięby już śpiewały, powoli rozkwita wiosna.
Wszystko byłoby piękne tylko...jakoś tak mnie dopadły.
Kłapouche przemyśliwania....
Niby powlokłam  swój brzemienny brzuch w zapuszczony ogródek i odgrzebałam spod zeszłorocznych dębowych liści mięte i melisę oraz lubczyk,  bo mi ich żal się zrobiło, posiałam tu i ówdzie różności- szczeć balwierską, naparstnice, słonecznik ozdobny, szałwię, powój...- będą zdane tylko na siebie...
Mnie pochłonie macierzyństwo, laktacja i wszystkie radości i złości związane z małymi ssaczyskami.

A jednak "czuję się mniej więcej tak, jak ktoś, kto bujał w obłokach i nagle spadł".
Mamy dom na wsi, kawałek, za mały, ale jest -ogródka...A ostatnio nie mam czasu i sił by się tym cieszyć.
Dzieciaki- wiadomo, trudny, najbardziej wymagający okres przeżyję- w końcu sama (sami) tego chciałam (chcieliśmy), ale potem...
Powrót do pracy, rozwożenie Młodych- jedno do Dziadków, drugie- do żłobka (o ile w ogóle się zakwalifikuje...).
Powroty o zmierzchu i poczucie straty...
Straty życia na jazdę w te i nazad.
Takie mamy realia i pracę daleko od domu.

Powinnam się przyzwyczaić, uzbroić w cierpliwość i wierzyć, że w końcu mnie natchnie i zacznę robić coś, co pozwoli mi ŻYĆ w tym domu, cieszyć własnym ogródkiem, na który w końcu będę miała czas, a zaniedbane rabaty i ziemia nie będą obdarzać  mnie surowym, zawiedzionym spojrzeniem ..


"Bez śladu mózgu są niektórzy z nich", którzy myślą, że mi z tym dobrze; że to taki krzyż, takie chomąto ciężkie, uwierające...
Jest jednak coś co przybliża mnie to tych ludzi...Czasem zastanawiam się ile czasu jeszcze to zniosę, kiedy zacznę się wypalać, kiedy moja wrodzona niecierpliwość mnie zacznie gryźć od środka...
Kiedy zobaczę wyłażącego ze mnie robaka , co mnie gryzie?

"Jeśli się okaże, że ogon się zapodział, wiedz, że ma pełne prawo ci brakować"- a i brakuje. Ten ogon- to chyba pomysł na siebie i nas tutaj...Widziałam już tego królika  Tutaj i chyba ... się schował....

A perspektywy?
Czasem taki dzień jak dziś...i:


.. . to co bliższe sercu- nieostre, niedokończone...a za tym- całkiem stabilna i realna, nielubiana rzeczywistość.








Nie ukrywam, że wolałabym tak:


Kiedy, no jasny gwint! kiedy??...

7 komentarzy:

  1. Może to przesilenie wiosenne ,taki mało optymistyczny czas już nie zima ,a do wiosny jeszcze troszkę brakuje. Powiemy tak ,to wszystko zależy od cech osobnika (a dokładnie pary osobników,chyba w Twoim przypadku też tak jest) U nas panuje pełna zgodność poglądów i planów ,jednak tak naprawdę to nie zależy od Ciebie czy od nas a od otoczenia od sytuacji makro,mikro,od polityki tego bardzo dziwnego kraju.Jedno jest pewne my mieszkamy na wsi prawie 25 lat ,pomysłów na siebie mieliśmy już kilka.To że one zawiodły ,w końcowym efekcie nie dawały tego co było planowane to naprawdę nie zależało od nas (pomysły były zawsze super, opisywane przez dziennikarzy ,nawet rozdział w pewnej książce nam poświęcono) to sytuacja społeczna ,ekonomiczna w tym zasmarkanym kraju nie nadążała za naszymi pomysłami.
    Przepraszamy że tak długo mamy sporo przemyśleń w tej kwestii. Przygotuj się na to że może być kłopot ze znalezieniem a potem "złapaniem tego króliczka " Życie na wsi według swojego planu bez hektarów i jeżdżenia do gdzieś do pracy tylko tym z miasta tak cudnie pachnie wolnością naturą itd .Prawda jest najczęściej mniej kolorowa i wymaga stawiania wszystkiego na jedną kartę, i bardzo wielu dni których nie wspomina się z uśmiechem.
    Pozdrawiamy ,uszy do góry .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za słowa otuchy ;)
      Z reguły, od jakichś paru lat, staram się mimo wszystko szukać pozytywów. I zawsze coś się znajdzie...Może to spadek formy, przesilenie wiosenne i gra hormonów..;)

      Usuń
  2. Jako dziecko miałam takiego Kłapouchego i była to moja ulubiona maskotka, do czasu do póki nie zjadł mi jej pies.

    Co do Twojego wpisu, to świetnie Cię rozumiem. Też czasem wydaje mi się, że tracę czas na dojazdy (chociaż mamy niby tylko 25 km w jedną stronę, ale droga straszna i wolno się jedzie). Nie pracuję teraz, bo kończę studia, ale wiem, że jak pójdę do pracy to tak właśnie będzie, że całe dnie spędzać będę w pracy i czekać z niecierpliwością aż wrócę do domu...
    Jednak jakie piękne są te powroty do domu! Jak wiesz, że zwierzaki będą się cieszyć, że słońce będzie zachodzić, albo że zobaczysz nowo rozkwitnięte kwiaty, albo że spadł pierwszy śnieg... Jest się z czego cieszyć.
    Poza tym jesteś w ciąży, więc zmiany nastrojów są normalne - tak to sobie tłumacz. Przyjdzie ładniejsza pogoda, to poczujesz się lepiej.
    Poza tym mam znajomych, którzy mieszkając pod samą Warszawą (25 km), dojeżdżają 1,5 godziny do pracy. Ci to dopiero marnują czas!

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpoczywaj, na takie fanaberie organizm może sobie pozwolić właśnie teraz, na chwilę przed :)
    Na zmiany przyjdzie czas, albo w otoczeniu, albo w sobie.
    A Ci spod Warszawy niech wsiądą sobie w SKM-kę, będą mieli bezcenne pół godziny tylko dla siebie.
    Bo wszystko zależy od perspektywy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ...na wszystko przyjdzie czas...


    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpoczywaj i ciesz się z tego, co masz. Jest, jak pisze Meg, i wszystko się ułoży, Zobaczysz. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Twoich wpisów odbieram Cię jako niezwykle energiczną i pomysłową osobę. Może znajdziesz coś, związanego z miejscem lub odwrotnie, całkowicie niezależnego od miejsca, co pozwoli Ci zarabiać pieniądze.
    W mojej okolicy, nadal największym skarbem jest bezpieczna praca z opłaconym zusem ... Byłabyś zatem przedmiotem (podmiotem:)) zazdrości!
    Myślę, że te uczucia, które Cię teraz zatruwają, miną szybko, wraz z odzyskaniem "lekkości" i zmianą fali hormonalnej.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń