Słońce świeci.
Oczywiście, w ramach ostatniej mojej chandry, niczym Kłapouchy, ganię swój zachwyt słowami- "spokojnie, zaraz znów będzie padać", ale...Mam nadzieję, że moja radość potrwa dłużej niż jedno popołudnie?
Wczoraj dokonałam zbiorów naszego bzu czarnego, a dokładnie rzecz ujmując kiści kwiatostanów, celem zrobienia soku.
Oczywiście wg starej, corocznej receptury, o której pisałam rok temu .
W tym roku, prócz kwietnicy, przyniosłam też na bzie ślimaka z hordy pomrowów.
Nie dziwię się...Ślimaki wchodzą mi też do domu, bo drzwi mamy szczelne jak jasna cholera!*
Kiście bzu czarnego w pełnej krasie |
Hop- do gara |
W uścisku z cytryn, w kąpieli w wodzie z cukrem- do ciemnego, chłodnego, tak na 3-4 dni |
Absorbery oczywiście mi trochę przeszkadzały; Młoda zbierała porozrzucaną przez Młodego soczewicę, a nauczona już, ze do papy tego pchać nie wolno, za każdym razem kiedy ją znajdzie- wystawia rączkę, żebym jej ją odebrała.
Młody naoglądał się rąbania drewna i wali czym popadnie w co popadnie, do tego ukłąda stosy zabawek, niby je podpala, a potem gasi...
Jest na etapie strażakowania.
Muszę zakupić jakiś hełm, sikawkę....
Błoto u nas na razie nie schnie...bo i jak- od 2 godzin słońca?
Dowiedziałam się tymczasem od pana, co mnie zawsze zaczepia kiedy przechodzę obok jego domu, że na naszym podwórku zawsze woda stała.
Czyli, rzeczywiście, po Niemcu już tylko błoto...
Stwierdziłam dziś po raz kolejny, zastanawiając się chwilę nad sobą, że chyba rzeczywiście jestem normalna inaczej, bo po dniach dołów psychicznych z wapnem na dnie, wystarczyło słonko, śpiew szpaków, kosów, pierwiosnków i jeszcze jakiegoś ptaka, co go nie mogę rozszyfrować, bo się chowa i już mi lepiej.
Pewnie na chwilę, ale co tam...
Nie wiem...czy mi tak niewiele do szczęścia potrzeba czy juz kompeltnie zdurniałam?
Bo, że zdurniałam to wiadome.
W ruderze, z błotem i innym kłopotem....
A propos błota...
Górę domu trzeba odciąć.Póki co zapora z byłego łóżeczka dziecięcego.
Sorki, psowate, ale się wykończę tym sprzątaniem.
Już niemal przyspawana jestem do wiadra z wodą i szmaty!
Jak nie zetrę- wszystko ląduje w pokojach, apotem w papie Natki.
Nie przesadzam z czystością, bo "brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko", ale....bez przesadyzmu.
Trawa oczywiście po kolana.
Pokrzywy też.
Bez się rozrósł. Trzeba zbierać, bo na jesieni część musi paść ofiarą piły....
Chociaż....ja to bym go nie ruszała....
Podobno pod fundament wchodzi...
Wgryza się nam tam, gadzina jedna zdrowa.
Ja tam go lubię...mimo wszystko.
Poza tym...gdzie pójdą Bzionki?
------
P.S. (ze trzy godziny później)
Ślimaka znalazłam też w kaloszu....
Nie ma nic bardziej ohydnego, jak natrafić gołą stopą na coś zimnego, miękkiego i poruszającego się...w kaloszu.
Ja też tak mam z tym słońcem. Myślę, że ma tak wielu. U nas bez jeszcze musi ze dwa dni pobyć na krzakach, aby można było zrywać i syrop robić. Jestem uzależniona od tego kwiacianego syropu. Robię hektolitry. Ostatni popijałam 3 tygodnie temu i nie mogę się doczekać już na nowy.
OdpowiedzUsuńPogody na dworze i pogody ducha nieustającej życząc ściskam czule udając się w kierunku gara z mlekiem, aby zrobić nowy ser
też czekam na bez bo zrobię chyba nalewkę ale nie wiem jeszcze tak na pewno
OdpowiedzUsuńA ja nalewki nie próbowałam- ani pić, ani robić. Poza tym owoce zwykle pożerają ptaki- i na zdrowie im!
UsuńMusze wypróbować ten syrop bo jak do tej pory to robiłam tylko sok z owoców.Życzę dużo słońca i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa zbieram dojrzały bez - na nalewkę :D
OdpowiedzUsuńCiesz się ciepełkiem i słonkiem ile wlezie, reszta się jakoś wyprostuje :)
Świetnie, że masz lepszy humor :)
OdpowiedzUsuńhumorek masz wspaniało-wisielczy... hihi
OdpowiedzUsuńTupajko... już idę zerkać na Twój przepisik z bzu...obowiązkowo musze go w tym roku zrobić
Dziasiaj uslyszalam, ze kwiaty akacji w ciescie nalesnikowym sa przepyszne...
OdpowiedzUsuńDziki bez kwitnie, owszem, ale czekamy na owoce...
Serdecznosci
judyta
Soku to nie robiłam z kwiatów ale z owoców oraz naleweczkę.Słoneczko zaczyna świecić więc nadzieja na lepsze samopoczucie jest bliska.Pozdrawiam i duuuużo słoneczka
OdpowiedzUsuńEj.. 50mb geowłókniny (tej grubej, mocnej) 2 m szerokiej w necie kosztuje 300 zł. Wiem... i mało i dużo, ale działa! Na to cokolwiek, choćby i gruz jakiś, żeby tylko podnieść z 10 cm, a potem jakaś ziemia, czy coś, żeby wyrównać... i będzie inny świat. Naprawdę!
OdpowiedzUsuńTak! Też mam zdrenowane podwórze i wkoło domu sucho. A wcześniej bywało inaczej.
Usuńha! U nas bazaltem podsypane - kopalnia 3 km dalej - i też błota już ni ma. Tupaja, wypuściłaś flaki gadowi ( znaczy się slimaczysku )gołą stopą? Arnold i Konan się chowają przy Tobie.:-)
UsuńU nas nie ma drenażu, tylko na takim prześcieradle z geowłókniny cały towar sobie siedzi i się nie zapada. A pod spodem woda raz stoi, raz wysycha, raz płynie.. jak chce. Zimą jak zamarznie to się poziom podnosi, że bramy nie można otworzyć, na wiosnę opada :) Ale o bagnie dawno zapomnieliśmy. Polecam!
UsuńA... worek takiej geowłókniny zawiniętej czarnym streczem robił u nas na tarasie za nagrzany leżak. Wszyscy się zabijali o niego ;)
Brzmi optymistycznie....:)
UsuńWypadałoby- koparę, gruz, ziemię i odczekać trochę- na zazielenienie po obsiewie...
Czyli- najlepiej byłoby mi ekspediować się na ten czas z dziećmi i inwentarzem gdzieś...;)
Acha, jeszcze jedno: tego nie trzeba robić na całym! My podnieśliśmy tylko "podjazd", czyli taki niby teren, gdzie samochód stawiamy, dojazd do bramy, kawałek przed bramą i dojście do domu. W paru miejscach robią się okresowe oczka wodne ;), w innych trochę dowaliliśmy ziemi żeby trawa lepiej rosła (tez bez włókninowania). Na mniejszym areale można to zrobić bez koparki w 2-3 chłopa. A do rozsypywania "kamyczków" sami mi się robotnicy zgłosili, w wieku od 3 do 7 (czy jakoś tak ;)
Usuń