Poniedziałek.
Anka Wrocławianka pisze , że dla niej poniedziałek to najlepszy dzień na pisanie posta.
U mnie nie ma ostatnio takiego dnia, a w ogóle to u mnie pisanie zdarza się przypadkiem właściwie.
Jedno- w kółko to samo.
Drugie- deficyt czasowy i absorpcja przez Absorbery doskonała!
Po paru dniach sprzyjającej desantowi na podwórko tudzież przemieszczaniu się w promilu kilometra- dwóch od Tupajowiska pogodzie, zerknęłam (zupełnie niepotrzebnie) na prognozę na najbliższe dni.....
Cóż.
Zaplanowano nam dwa dni z nieprzerwanym deszczem, ciepłotą na poziomie łap pingwina.
Ech, a już było tak cudownie!
Mogłam narzekać na skwar i oblepiające ciało, wilgotne powietrze!
Dziś zapuściłam we wsi wici w poszukiwaniu faceta z kosą.
Ma przyjść i skosić tę naszą dżunglę chwastową.
Na razie nie dotarł.
Jutro ma lać, więc pewnie z koszenia nici.
Pojutrze też.
Wakacje zapowiadają się stagnująco.
Także muszę sobie poszukać jakichś rozrywek in situ.
Jakże smutne będą to chwile dla mnie matki-rodzicielki, bo basenik za malutki na moje cielsko, do piaskownicy też się nie zmieszczę, rowerek ma za małe siedzisko, traktorek też odpada, że nie wspomnę o drewnianym koniku na biegunach.
Eeeeee....
Za to jest mi miło na sercu, bo oto parę roślin, które zabrałam z firmy udając się na urlop wychowawczy, "rozwinęło skrzydła".
Z anginki vel geranium, urwałam gałązkę. Minął miesiąc, a się rozpuściła ladacznica kilkunastoma listkami, do tego wypączkowała masę nowych listeczków.
Lipka vel klonik.
Chuchro takie.
Nie chcieli jej. Wstawili do łazienki.
Zabrałam bidę, bo mi jej żal się zrobiło.
No i odpłaciła. Też się napuszczała liści, że musiałam ją ciachnąć, bo się już do ziemi gięła.
Piękna, zielona - nie seledynowa, zch(l)orowana".
No i sansewerie moje ulubione.
Aż już doniczke rozsadzały. Nikt im nie pomógł.
Stoją sobie teraz u mnie i wyciągają się do światła.
Piękne!
Nie wiem, jak można nie lubić kwiatków doniczkowych....
Siedzi to cicho, kuwety nie potrzebuje.
Kawałek doniczki i wodę. Czasem przesadzić trzeba. No i pogadać,pogłaskać po listku,a czasem tylko z miłością lekką spojrzeć.
Prawie jak...kobieta :D : D
Znów w tym roku dałam ciała i nic nie zrobiliśmy na Noc Kupały.
Przespałam.
Kładę Absorbery, a że Młody zasypia ze mną w łóżku, to i często i ja zasnę...
Potem już tylko pozostaje mi przerzucić delikwenta do łóżeczka i samej się udać w objęcia Orfiego.
Kiedy wczoraj Młody zasnął przed 21-wszą (Młoda wcześniej pada), nie wiedziałąm co zrobić z taką ilością wolnego wieczoru!
Miotałam się- czy gazeta, czy książka, a może jakaś maseczka na liczko sfatygowane ?
I cóż?
Ano....
Dałam jeść psom i....poszłam spać.
Perystaltyka życia wygrała z potrzebami wyższymi.
Trochę mi ręce opadły też, bo sąsiad jednak sie buduje.
Miał tego nie robić, ale jednak.
Dziś koparka Tauronu kładła kable.
Panowie pewnie delektowali się widokami naszych pokrzyw wielkości wyrośniętych karłów i bzów, którymi wykarmiłoby się stado baranów tudzież innych przeżuwających.
Poszłam zerwać pokątne truskawki (ze trzy krzaczki na krzyż) dla Absorberów, ale wyglądało, jakbym je zbierała w obawie przed tauronowcami.
A ci nie wyglądali jakoś złowieszczo.
Truskawki były smaczne.
To wystarczyło, żeby Młoda rozgniotła ich parę w wózku, na sobie, omijając swoją paszczę.
Dzieciak wyglądał jak po ostrzale z kałasznikowa, ale co tam; chodziłam z nią po naszej mini wersji ogródka rekreacyjnego, bo na reszcie działki obszar poligonów doświadczalnych badaczy właściwości parzących kwasu mrówkowego, tudzież wielbicieli rusałek kratkowców i rusałek pawików, do których ja sama się zaliczam.
Roku zeszłego, żerowało na naszych pokrzywach sporo gąsienic, także i ja mam swój wkład w powiększanie populacji tych przemiłych motyli.
Dzień zakończyła niżowa zmuła.
Modliłam się do swoich Opiekuńczych, co by sie dzień juz skończył, bo nie wyrabiam.
I usłyszeli.
Musiałam tylko ścierpieć trzy odcinki Teległupków (moja osobista nazwa Teletubisiów) (czemu i moje dziecko zachwyciło się tym idiotycznym filmikiem???)przed i po myciu zębów i nastąpiła cisza.....
Absorbery śpią.
A ja...Cóż.
Za Anką- popełniam tego posta, coś może na ząb i - siup, do łóżka.
Spać, oczywiście.
Jakże smutne będą to chwile dla mnie matki-rodzicielki, bo basenik za malutki na moje cielsko, do piaskownicy też się nie zmieszczę, rowerek ma za małe siedzisko, traktorek też odpada, że nie wspomnę o drewnianym koniku na biegunach.
Eeeeee....
Za to jest mi miło na sercu, bo oto parę roślin, które zabrałam z firmy udając się na urlop wychowawczy, "rozwinęło skrzydła".
Z anginki vel geranium, urwałam gałązkę. Minął miesiąc, a się rozpuściła ladacznica kilkunastoma listkami, do tego wypączkowała masę nowych listeczków.
Lipka vel klonik.
Chuchro takie.
Nie chcieli jej. Wstawili do łazienki.
Zabrałam bidę, bo mi jej żal się zrobiło.
No i odpłaciła. Też się napuszczała liści, że musiałam ją ciachnąć, bo się już do ziemi gięła.
Piękna, zielona - nie seledynowa, zch(l)orowana".
No i sansewerie moje ulubione.
Aż już doniczke rozsadzały. Nikt im nie pomógł.
Stoją sobie teraz u mnie i wyciągają się do światła.
Piękne!
Nie wiem, jak można nie lubić kwiatków doniczkowych....
Siedzi to cicho, kuwety nie potrzebuje.
Kawałek doniczki i wodę. Czasem przesadzić trzeba. No i pogadać,pogłaskać po listku,a czasem tylko z miłością lekką spojrzeć.
Prawie jak...kobieta :D : D
Znów w tym roku dałam ciała i nic nie zrobiliśmy na Noc Kupały.
Przespałam.
Kładę Absorbery, a że Młody zasypia ze mną w łóżku, to i często i ja zasnę...
Potem już tylko pozostaje mi przerzucić delikwenta do łóżeczka i samej się udać w objęcia Orfiego.
Kiedy wczoraj Młody zasnął przed 21-wszą (Młoda wcześniej pada), nie wiedziałąm co zrobić z taką ilością wolnego wieczoru!
Miotałam się- czy gazeta, czy książka, a może jakaś maseczka na liczko sfatygowane ?
I cóż?
Ano....
Dałam jeść psom i....poszłam spać.
Perystaltyka życia wygrała z potrzebami wyższymi.
Trochę mi ręce opadły też, bo sąsiad jednak sie buduje.
Miał tego nie robić, ale jednak.
Dziś koparka Tauronu kładła kable.
Panowie pewnie delektowali się widokami naszych pokrzyw wielkości wyrośniętych karłów i bzów, którymi wykarmiłoby się stado baranów tudzież innych przeżuwających.
Poszłam zerwać pokątne truskawki (ze trzy krzaczki na krzyż) dla Absorberów, ale wyglądało, jakbym je zbierała w obawie przed tauronowcami.
A ci nie wyglądali jakoś złowieszczo.
Truskawki były smaczne.
To wystarczyło, żeby Młoda rozgniotła ich parę w wózku, na sobie, omijając swoją paszczę.
Dzieciak wyglądał jak po ostrzale z kałasznikowa, ale co tam; chodziłam z nią po naszej mini wersji ogródka rekreacyjnego, bo na reszcie działki obszar poligonów doświadczalnych badaczy właściwości parzących kwasu mrówkowego, tudzież wielbicieli rusałek kratkowców i rusałek pawików, do których ja sama się zaliczam.
Roku zeszłego, żerowało na naszych pokrzywach sporo gąsienic, także i ja mam swój wkład w powiększanie populacji tych przemiłych motyli.
Dzień zakończyła niżowa zmuła.
Modliłam się do swoich Opiekuńczych, co by sie dzień juz skończył, bo nie wyrabiam.
I usłyszeli.
Musiałam tylko ścierpieć trzy odcinki Teległupków (moja osobista nazwa Teletubisiów) (czemu i moje dziecko zachwyciło się tym idiotycznym filmikiem???)przed i po myciu zębów i nastąpiła cisza.....
Absorbery śpią.
A ja...Cóż.
Za Anką- popełniam tego posta, coś może na ząb i - siup, do łóżka.
Spać, oczywiście.
Pokrzywy bardzo zdrowe :) Zarówno zewnętrznie jak i wewnętrznie!
OdpowiedzUsuńMogę Ci przesłać trochę, chcesz? ;)
UsuńZe mną to kwiatki doniczkowe nigdy długo nie wytrzymywały ;)
OdpowiedzUsuńNo to dobranoc :)
Znam Was- faceci...;)
UsuńMój Brat miał w pokoju paprotkę. Nie cierpiał jej i zawsze kiedy sięgał po coś z szafki na której stała- przytrzaskiwał ją. A ta rosła!
Na przekór męskiej nacji? :)
Noc kupały też przespałam , tym klonikiem vel lipką przypomniałaś mi że kiedyś usilnie takiej rośliny szukałam a nie znalazłam , niby taka popularna ...
OdpowiedzUsuńTeraz muszę lepiej poszukać .
Dobrej nocki Ci życzę , a budowy za płotem współczuję .
Ilona
Czytam sobie o Twojej codziennosci i ciesze sie jak nie wiem co, ze ten kolowrotek mam juz za soba. Teraz chyba nie dalabym rady ogarnac tego wszystkiego, brak sil i cierpliwosci.
OdpowiedzUsuńI fajnie, że napisałaś, bo miło się czyta, gęba sama się śmieje, choć pewnie nie wiesz z czego ;))
OdpowiedzUsuńWesoło masz, z całą pewnością :)
I nie uwierzę już w żadne cielsko, co się do basenu nie zmieści! Przyznałaś się u Pantery, że chudzinka jesteś!
Buziaki :**
Aha! Pisząc o poniedziałku miałam na myśli rano, a nie za pięc 12! :)
UsuńNieee, no z czego się cieszysz???
UsuńTajemnica jaka czy jak? ;)
Wiesz co, tak sobie pomyślałam, że to niemożliwe, żeby oprócz drewnianych koników na biegunach, nie było w okolicy innych. Na pewno są, duże i bardzo żywe.
OdpowiedzUsuńI nie mów, że raz, dwa razy w tygodniu, nie da rady. Przy każdym z małych dziecek, towarzyszyły mi konie i radowały duszę i resztę mnie:)
Fakt, że nigdy nie miałach dwójki równocześnie ...
No i co?
Jest jedna mała stajnia w Jakuszowej. Całe 4 konie tam były w lipcu 2011. Teraz nie wiem. W sierpniu zaciążyłam wiec odpuściłam sobie. Teraz może rzeczywiście bym mogła sobie przypomnieć te wspaniałe chwile na końskim grzbiecie, kto wie...;)
UsuńNie wiem co napisać ale jakoś trzeba przetrwać te absorbujące chwile.Pamiętam jak mój syn był mały i mieszałam kolejną kaszkę z oczami podpuchniętymi od niewyspania to pytałam się gdzie są te uroki macierzyństwa? ... ale po latach miło wspominam tamte chwile.Życzę cierpliwości i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo taki kierat jest słodko-gorzki :)
UsuńA że jak minie- będę wspominać z łezką w oku- zdaję sobie sprawę, także- czasem zaciskam zęby i...do przodu :)
I dobrze to turlanie Ci idzie! :)
OdpowiedzUsuńBasen kup większy, żal nie moczyć się w te upały ;)
Sąsiad w końcu dojdzie, skosi a potem to już oby pilnować trawy i regularnie wycinać i będzie cudna polanka :)
Pozdrowienia z Mazur! U nas dziś chłodniej, troszkę mży a ja w kartoflisku siedzę i chwaściory rwę bo do kolana urosły ;)
Wiesz,żeby to była tylko kwestia traw i chwastów. Woda znów po kostki. Ale jak wykosim to szybciej parować będzie...chyba....;)
UsuńTak myślałam, żeby po wykoszeniu i potem- jakimś cudem skopaniu kawałka- nie posadzić paru kartofli. Miałabym kolejną robotę i powód do chwilowych narzekań- redliny! :)
Błędna interpretacja. Zawsze jakiekolwiek rośliny będą szybciej transpirować, aniźli parowanie z powierzchni zbiornika wodnego. Dowód? Klamocie ... popatrz na podwórko Pawła ... On zaś ma staw rybny na podwórku. Owszem, nie wiem ile jest wody u nas ... ale wystarczy parę olch ... jak podrosną, to wody nie będzie ...
Usuń