.

.

poniedziałek, 2 lipca 2012

Codzienność....

Ostatnio robocze dni tygodnia bywają przewidywalne...
Rano, patrzę przez okna...i oceniam jaka aura nas dziś otacza....


Zerkam czy mam trochę czasu dla siebie?
Czy Mała śpi?


Oczywiście sierściuchy śpią...
Pozwalam na spanie na łóżku, koło Młodej, żeby zasysała ich zapachy i alergeny, żeby się uodparniała.

Kicia- beszczelna mała bździągwa...


I Jagoda. Strasznie pocharatana.
Chyba biła się  niedawno.
Rany jeszcze się goją.


Wychodzę przed dom.
Garip siedzi przy drzwiach.
Tu chłodniej, bo zaciąga zimnym powietrzem i chłodzi mu nos...


Przy wejściu postawiłam doniczki z pelargoniami.
Stały w domu, ale zasiedliły je mszyce.
Nie chcę spadzi w "kuchni".


Garip oblizuje suchy nos.
Musimy jechać do Wrocławia, do dermatologa, wykluczyć chorobę autoimmunologiczną....:(


Idę na nasz mały ogródek; zaraz za furtką mijam Miscantus...zasadzony przez moją Teściową


A dalej rabatka, która usycha.
Po kolei wypadają kwiaty nasadzone w roku ubiegłym.
Nie mamy czasu podlewać, a tam jest istna kseroterma!
I tak trzeba o tym myśleć.
W następnych latach po prostu zrobić duży skalniak i już....
A póki co, żyją jeszcze róże


Liliowce, za którymi specjalnie nie przepadam...


I coś astrowatego...


Agrest- drobny, ale dojrzały....


Mięta i melisa okazale odrosły



Pokrzywy dla rusałek też mają się dobrze....


Maliny dojrzewają....



W baseniku, opuszczone zabawki pływają smutno....
Czekają na weekend...i Młodego.



Kaczka- w szczególności.



Kolejne zielsko, którego nie było w zeszłym roku, a bardzo pożyteczne- wiesiołek dwuletni



Wracam pomału do domu, mijam nasze jesiony



Które sieją wkoło swoje dzieci...





Kiedy zadrę głowę do góry- widzę sprawcę hałasów niedzielnych i świątecznych- wieżę kościoła i dzwon...
który często mamy ochotę zestrzelić...
A głośniki na kościele tym bardziej




Ruda na to się tylko śmieje....


A Garip....ma także gdzieś i patroluje podwórze, korzystając z chłodniejszego dnia




Czuję przez moment czyjś wzrok na sobie...
Patrzę na dach....







A przy płotku sąsiadów, wysiały nam ptaki orzechy.
Całe stadko.
Dobrze sobie radzą na kupie gruzu.
Poczekamy ile z nich wyrośnie dzielnie.




Jeszcze krótki rzut oka pod nogi, co by się o gnaty wołowe nie potknąć....




Patrzę na furtkę....



I ...wracam do domu....


16 komentarzy:

  1. sielsko i spokojnie.... ale to tylko ułuda.... na wsi zycie biegnie swoim torem....
    ale niejedni miastowi zazdroszcza takiej sielanki
    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano...ten wizerunek człowieka ze wsi- zwłaszcza przesiedleńca miastowego, jawi się pozostałym selankowo. Prawie jak leśnik- chodzi taki z fuzją i ptaszki podgląda...;)
      My, w odróżnieniu od innych naszych znajomych blogowych, inwentarzu dużo nie mamy wiec i roboty stosunkowo mało. Jednak gdy przyjdzie nam przyjąć pod swój dach jakiś drób, kózkę i wymarzonego konia- obowiązków przybędzie. Ale to, to dopiero po porzuceniu roboty w mieście, bo inaczej zwierze musiałyby same się sobą zajmować, a to nie tak ma być....

      Usuń
  2. Gdy czytamy Twój opis porannego obchodu ,wydający się monotonnym i dla wielu pewnie nudny, w głowie zapala się żarówka wiemy jak w takim momencie kołaczą się myśli ,troski ,pytania bez prostych odpowiedzi.Tak to pozorny spokój,taka jakby rozgrzewka przed całym dniem. Nasze pierwsze kroki między 6-7 kierowane są do stajni do zwierząt ,szybkie spojrzenie po każdej po kolei ,potem obejście tu rzut oka tam ...
    Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w tej monotonii takiego co sprawia, że czujemy się pewniej i spokojniej. Nie tylko dla zwierząt ważny jest stały rozkład dnia...:)A niespodzianki? Ano są- choćby w czasie tej monotonii, kiedy obcujemy z tym naszym światem...:)
      pozdrawiam

      Usuń
  3. Niby zwykły obchód własnych włości, a ile wrażeń.
    Ile pomysłów zakiełkowało, co zrobić w pierwszej kolejności a co może poczekać.
    Jedni powiedzą - sielanka, a dla innych układanie planu prac na cały dzień.
    No, teraz dla Ciebie to plan dnie układa to małe, śliczne, długowłose cudo :)))
    Też tak rano lubie, jeszcze z kubkiem kawy, połazić, popotrzeć co podrosło, co uschło ( bo piachy mamy straszne i bez wody ani ani).
    Jak ptaszory, psiaki.
    Nieraz ma się dosyć, jakaś niemoc człowieka dopada ... ale nigdy bym już tego nie zamieniła na obchód pokoi w bloku :)))
    Całuski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym już do bloku nie wróciła....To byłby jakiś koszmar! Nie wspominając już o naszych psach i kotach...One myślą na pewno podobnie :)
      buźka!

      Usuń
  4. Dlaczego Kicia jest "bezczelną małą bździągwą"..?

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja bym tak chciala, w ciagu jednej nocy, magicznym sposobem przeniesc sie z calym gospodarstwem z cywilizowanej wsi angielskiej na to moje Podlasie... Zasnac tu a obudzic sie tam! :D
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, niedługo chyba teleportacja będzie możliwa...:)
      pozdrówki :)

      Usuń
  6. Już wczoraj chciałem zapytać, ale mnie rozłączyło z netem: dlaczego Kicia jest "bezczelną małą bździągwą"?

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie czytam, a właściwie wyświetla mi się, że blog biskawola.blogspot.com nie istnieje....
    A dwa powiadomienia o komentarzach kolegi dostałam na gmaila. Co się podziało?
    A co do bździągwy bezczelnej- no taka jest- nieposłuszna, udaje, że ma uszy zapchane watą. Bezczelnie łazi po blatach mimo moich napomnień i ba! czasem i ostrych wrzasków. Bezczelnie włazi tam, gdzie nie powinna. No...nieposłuszna jest. A bździągwa- bo potocznie to "obraźliwie lub z irytacją o kobiecie, zwłaszcza młodej". Zirytowana jej zachowaniem jestem- to fakt, fakt drugi- młoda ma jakieś 9-10 miesięcy, a i kobietą- jak nie patrzeć jest, wiec wszystko się zgadza :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem czy po tej chorobie czy tak po prostu lata lecą i sentymentalizm dopada, demencja podobno też się tak objawia hmmm..... ale łza mi się w oku zakręciła i nawet spadła jak czytałam Twój wpis...

    OdpowiedzUsuń
  9. i dalej nie wiem, który to dom... bo onegdaj, jadąc kilka razy przez Paszowice, już chciałam się rozedrzeć: Tupajoooo! kawyyyy! bo o kawę w P. i okolicach trudno... i tylko to, że mogłabym obudzić N, mnie powstrzymało... a w ogóle to jak masz na imię, przecież następnym razem nie będę wołać po wsi Tupajo, bo wstyd na całą wieś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zapraszamy, zapraszamy!
      To takie wielkie, różowawe domiszcze naprzeciwko kościoła, przy głównej drodze. Nie mamy dzwonka przy bramie (bateria się skończyła :) a potem ktoś go zajumał, albo spadł i przepadł), dlatego najlepiej użyć klaksonu :)
      Po imieniu we wsi mnie nie znają (Kalina), ale jakbyś szukała i spytasz, gdzie mieszkają ci od psa bandyty to Ci wskażą :)

      Usuń
    2. Pięknie. Klakson. Pies bandyta. Podążając tym tropem: czarna beemka, umcykumcyk.
      Piękne imię, Kalina. Prawie jak Czeremcha;-)
      Tylko naprzeciw KTÓREGO kościoła? To, że naprzeciw kościoła, to już czytałam, trudność leży w liczbie kościołów;-)))

      Usuń
    3. Ten drugi to kościół przerobiony na cmentarny. Tam mnie jeszcze nie szukaj :)
      Póki co mieszkamy przy tym http://www.polskaniezwykla.pl/pictures/original/286955.jpg

      Usuń