Aura letnia, niemal doskwierająca.
Trzydziestostopniowe upały nie powodują u mnie klaskania uszami, choć może by mi to pomogło w ochłodzeniu się.
Pamiętacie teren zryty przez koparę, przy okazji przedświątecznej awarii rury?
Ano, wydobyta na powierzchnię glina, z lekka przekopana przeze mnie, wymieszana w miarę możliwości z kurzakiem, słomą- daje radę.
Znaczy- pomidorki koktailowe dają radę. Otrzymawszy w dołek kompost, dzielnie sobie radzą. Niepodlewane, niepodwiązane.
Z tym ostatnim wiąże się pewna niedogodność.
Niektórych pomidorków nie znajduję, niektórych nie jestem w stanie wyciągnąć w stanie nienaruszonym. Czasem, sięgając po nie, natrafiam na tyłek pomrowa, co nie jest szczególnie przyjemne.
Dziś, prócz przerabiania darów natury w postaci pomidorków, ziół - w sumie już resztek, jarzębiny i ogórków, zabrałam swój szanowny tupajowy tyłek i udałam się do Janowic Dużych, gdzie lokalni organizowali warsztaty rękodzieła ludowego.
Prócz zajęć ceramicznych, było tworzenie wieńców dożynkowych i coś dla mnie- czyli motanki.
Te lalki chodzą mi już długi czas po głowie, miałam już gdzieś dalej się wybrać, a tu- samo przyszło, niemal pod próg.
W grupie zainteresowanych, pół na pół dojrzałych kobitek i dziewczynek trafił się nawet jeden chłopak.
Początkowa niepewność w tworzeniu lalek, w miarę jak sobie człowiek radzi, myśli, nadaje do niej, przemienia się w coś- przynajmniej u mnie, że gdyby nie to, że pora już była późna, a terenów nie znam, zostałabym i motała dalej.
Początek |
Koniec |
Zajęcie będę miała na długie jesienno- zimowe wieczory....
Teraz tylko zbierać materiały.
Życzeń też sporo do obsadzenia :)
Małe spostrzeżenie, poczynione podczas motania.
Małe spostrzeżenie, poczynione podczas motania.
Dziewczynki, około 10-12 letnie, z zacięciem działały, póki nie przyszła matka.
Goniła je do domu.
Nie chciały, prosiły.
Matka, zniecierpliwiona, zaczęła pomagać.
Na córki- "ale mamo, ty nie możesz dotykać"- "mogę". "Choć wreszcie!". "Mamo jeszcze nie skończyłam...". " W domu zrobimy. Pomalujemy twarz". "Nie można! One nie maja twarzy". "Jak to nie mają. To co to za lalki?!" "Dawaj, utnę ci to". "Nie ucinaj, nie można!" "To jak ja mam ci to uciąć, cholera!..."
I tak dalej w ten deseń.
Widziałam jak dziewczynka pomału traci wolę walki o lalkę, a bezwzględna, głupia matka depcze to zdrowe zainteresowanie dziecka.
Nie twierdzę, że jestem doskonałą matką i zawsze mam cierpliwość.
Ale tu, naprawdę żal mi było.
Cóż jednak zrobić.
Czasem trzeba się zamknąć i robić swoje.
Motanki....
Droga do Janowic była ciekawa, właściwie w każdej z miejscowości istniał dwór, folwark czy pałac.
choćby w samej wsi.
Na mojej fotce, z drogi, z zabudowaniami folwarcznymi i łaciatymi, w zaniedbanym gospodarstwie.
A tak z bliska:
dolny-slask.org.pl |
Poniżej - dawne:
dolny-slask.org.pl |
Winnica, wioseczka, przez którą też dane mi było przejechać.
Stare dobra cysterskie. Po folwarku zostały tylko ruiny, niestety.
Sichów, którym muszę bardziej rozeznać, ma zabytkowy park, stworzony przez podróżnika i przyrodnika Manfreda von Richthofen.
Zbieżność nazwisk- Czerwony Baron, znany w historii I wojny światowej lotnik - też się tak zwał.
Piotrowice, także na trasie to także wieś z ruinami barokowego pałacu.
wroclaw.dolny.slask.pl |
wroclaw.dolny.slask.pl |
Powrót szybszy niż dojazd, droga kręta, ale łatwa do zapamiętania.
Z resztą- kierowałam się na zachód...
Punkt 19:30 dziefczynki zamknęłam.
Zanim zniknęłam w domu, dwóch rowerzystów w opciskdupkach:
- Ja, pier...le. Nie ożenię się
- E, przestań, nie jest wcale tak ch...owo!
Kurtyna!
no to miałaś wrażeń...
OdpowiedzUsuńOj jest tego na Dolnym Śląsku, jest. Dobra tyle, historii tyle i niestety niszczeje paskudnie.
OdpowiedzUsuńSuper ta lala! Nawet nie wiedzialam ze jest taka specjalna technika lalkowa :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda tych wszystkich majatkow, palacykow... po niektórych niedlugo zostana pewnie tylko zdjecia
Motanki to lalki życzeniowe, magiczne, ale w dobrej intencji robione.
UsuńA za tymi pałacami, dworkami...ech, żal strasznie.
Jejku, jaka ona do Ciebie podobna!
OdpowiedzUsuńHana, cyców takich nie mam, no i włos u mnie brązowy ;)
UsuńAleś ty nietolerancyjna, może ta matka jakaś bardziej 'ścisła': zupa z bozonów może jej na kuchence kipiała albo kursy walutowe, niepilnowane, leciały na łeb... a tu się dziecku etnografii zachciewa!
OdpowiedzUsuńps. Dawno o motankach czytałam, aż dziw że żadnej jeszcze nie zrobiłam. Chyba, że to grupowo wypada tylko - jak kilimy czy darcie pierza ;)
No, bo ja zła kobieta jestem :D
UsuńJa już drugą zamotałam, a trzecia już zaczynam w głowie motać..:) To uzależnia! :)
Zrobiłam córce motankę, jak wyjeżdżała włóczyć się po zagranicach. Wróciła szczęśliwie i zadowolona. ani chybi ta motankowa moc...
OdpowiedzUsuńNo właśnie...! :)
UsuńNam motanki też bardzo dużo dały, pomogły. I serio wierzę w ich moc :D
OdpowiedzUsuńJak już Ci pisałam, ciesze się bardzo, ze i Ty możesz się cieszyć ich tworzeniem :) Nie dość, że to mega radocha, przynajmniej dla mnie,a poza tym ile korzyści! ;)
Dokładnie, Ewo, to wciąga strasznie, a wiara jest, więc jest i nadzieja :)
UsuńA to motanie duszy, to na czym polega?
OdpowiedzUsuńMotasz lalkę, tu zadanicę, "programując" ja na pomaganie w danej sprawie.
Usuńlala niesamowita... hihi
OdpowiedzUsuń