Ano goopia.
Choć może aż tak bardzo się nie wyłamuje, bo ostatnio to Hana z Pastelowego też o tym pisała, ale...nie żebym Hanę do wora jednego ze mną wrzucała, o nie!
A jednak, jak sobie pomyślę, że taki goopi babol jak ja, zamiast na czas nieobecności Absorberów, porobić sobie coś dla ciała, poczytać...to nie.
Wryje się to to w ziemię i ciągnie ten perz, bogu ducha winny.
Ten wrzeszczy, ślimole powplątywane nierzadko dzielą się na części (fuj...), wszędzie unosi się zapach ziemi, wiatr porywa słowa niecenzuralne, bo czasem Tupaja zawyje, bo nie ma siły.
Łapki już mocniejsze, od sierpowych, od kopania, ale jeszcze nie tak. I zamiast szpadlem, a potem amerykanami naparzać z ręki, to po czasie jakimś, zmęczeniem członków spowodowanym, przenosi siłę na krzyż. I wali z tego krzyża.
A potem się dziwi, że ja boli.
A nie ma kto wymasować, oj nie ma.. (na razie...).
Miałam nie robić, ale kiedy zasuwałam z taczka tego co Kurowscy narobili przez tydzień i zobaczyłam, że nastąpiło tajemnicze zniknięciem moich grządek to mnie krew jasna zalała i powiedziałam, że wrócę.
I wróciłam.
Póki co, udało mi się odbić perzowi truskawki i zagon spod pomidorów.
Od razu co nie pod rośliną, zakryłam słomą.
W przyszła wiosenną grządkę wrzuciłam kurzak i starałam się przekopać...
Starałam się, bo już mnie ręce piekły i wiem, że przedobrzyć z kopaniem nie mogę, bo się jutro nie ruszę, a Absorbery muszą mieć mamę.
Dokumentacji foto nie posiadam, niestety.
Musicie mi wierzyć na słowo.
Za to mam dokumentację, choć lichą (noc, komórczak) tego co mi ostatnio spać nie daje.
Ryjówki.
Pożyteczne, śliczniaste, po prostu słodziaki.
No, ale nie o 2 i 3 w nocy, kiedy łapią się do żywołapek...
Zaraz potem trzeba iść i je wypuścić, bo szybko by umarły. Szybka przemiana materii sprawia, że muszą ciągle wcinać. Owadożerne przystojniaczki, pod ochroną.
No więc sprawdzam co siedzie w łapce.
Łup do słoika.
I już wiem, że muszę wyjść i wystawić za drzwi.
Po godzinie druga.
Ciekawe czy to ta sama :)
Dzień piękny więc było wietrzenie. Okolica zmienia się z każdym tygodniem lub dniem nawet...
Taki tam, landszafcik z Rudą i Poischwitz w tle |
Takie tam oziminy |
Takie tam Bazaltowa i Rataj |
Jedzą, piją, tylko lulek nie palą.... |
A wieczorem...
Coś nowego.
Pasteryzowane ciemne. Browar Witnica.
Piwo "Celtyckie".
Co ciekawe- wpisane na listę produktów tradycyjnych.
Do kupienia w Lidlu (Lidl nic mi nie płaci, browar też nie więc spoko).
Piwo ciekawe, lekko słodkawe, ale nie ulepkowate, nie porter.
Smaczne.
W butelce jeszcze |
Przelane, jak pepsi :) W tle obrazek Absorbera: mapa, żeby mam wiedziała jak wrócić po dzieci do przedszkola... |
P.S.
W trakcie pisania, znów pułapka się zapełniła.
Tym razem mysz polna :)
Wyniosłam na podwórko.
O mało jej kury nie zadziobały....;)
Przeciez jak je wyniesiesz na dwor, to wroca jak bumerang. Teraz, na jesieni, szukaja miejsca do przezimowania. Ja tam dla myszy litosci nie mam! Zreszta, przy dwoch kotach w domu, nie ma prawa byc myszy. Przynajmniej kury masz madre! :)
OdpowiedzUsuńOj, wiem. Czyli, że goopol rzeczywisty ze mnie :)))))
UsuńZwykle idą w pole, albo...zasypiają w słoiku po prostu. Tej dałam szansę, bo śliczne są te polne...
Kury gonią za myszami. Krwiożercze bestie :)
Popieram w całej rozciągłości, myszki i ryjówki na wolność wypuszczać, sama tak robiłam póki Bunia mi takie żywe prezenty namiętnie znosiła :)
Usuńśliczne te stworki, uwielbiam je!!! są takie śliczne i rozumne!!
OdpowiedzUsuńA widoków zazdroszczę!
a to nie jest zębiełek (też ryjówka ostatecznie) ? ten sam co to maluchy gęsiego wyprowadza za ogonki się trzymające z gniazda? U mnie była ich inwazja kilka lat temu. Lepsze od myszy bo nie śmierdzą. Ale skubane nie boją się niczego. Tupniesz to mysz jak gdzies skrobie - ucichnie. A to zębiełek dalej skrobie. Pod ochroną wiec nie walczyłam z nimi. Bywało, że dzieciom do plecaków wchodziły i w szkole była panika... mysz, mysz aaaaaaaaaaa
OdpowiedzUsuńkudlanka
Dokładnie pewna nie jestem; wnosząc po tym, że spotykany w domach moze to i zębiełek białawy.
UsuńRzeczywiście nie boją się i już wiem, że jak co skrobie i huknę i nie milknie to nie mysza :)
a ja jestem ciekawa tej twojej pułapki...jak je łapiesz ?
OdpowiedzUsuńhttp://leptir-visanna7.blogspot.com/
A pisałam o nich tu:
Usuńhttp://ostojatupai.blogspot.com/2012/08/walka-z-myszami-codziennosc-i-krzepka.html
OdpowiedzUsuńZataz tam goopia... Miałaś ochotę na fizkulturę po prostu.
U mnie bezczelnie po stole w kuchni i kredensie chodzą. Ja do nich:'spadajcie!", a one tylko patrzą i dalej szukać czegoś do konsumpcji. W nocy wyciągnęły mi z garneczka wanilii laseczkę już zużytą, bo zawartość garneczka miała wylądować na kompoście, ale nie chciało mi się iść po nocy. Takie mam smakoszki, Pestki dyni, serek, wanilia.
To jakaś elyta mysia chyba, choć moje łapią sie na takie kulki czekoadowe z rumem w środku :)
UsuńTupajo. jak nie ma kto masażu robić (na razie) to asany jogowe polecam bo sama stosuję mimo iż teoretycznie jest komu masować ale tylko teoretycznie. A chyba wiem, który odcinek pobolewa po perzu.
OdpowiedzUsuńA co do ryjówki to pojęcia nie miałam, że tak szybko trzeba na pole nieść i że się nonstop odżywiać musi. A że śliczne są... wiem! Tylko, że nie zawsze je żywe oglądam. Ściski
Joginguję się niemal codziennie wiec może dzięki temu dziś krzyz w spokoju niosłam ;)
UsuńSzkoda, że asany profilaktyczne na zatoki nie skutkują, bo znów jakieś smary i ból gardła...:(
Tupajko, same asany może nie... ale oddech naprzemienny już tak. http://jogasutry.pl/oddech-naprzemienny/
Usuńpolecam i zdrówka życzę
Ponoć do 3 wsi wracają... a jak tylko za drzwi wyrzucasz to na pewno wracaja ;-)
OdpowiedzUsuńNo na pewno wracają...jeszcze jak im dobrze u mnie było to na pewno ;)
UsuńOesssu, u mnie to samo, mimo nadzwyczajnej aktywności Czajnika I żywołapek. I dlaczego one (myszy i ryjówki) muszo być ŁADNE?
OdpowiedzUsuńTupaja, Ty popracuj nad staczaniem się. Od tego plecy nie bolą. Dobre i celtyckie na początek.
A po ilu staczaną mogę się nazwać?
UsuńPrzez ciąże, laktacje to ja bardzo ekonomiczna jestem. Jeden browarek i styknie...;)
Ładne to one som, ale hałasu to aż nadto robią...
Tupaje, ze trzy musisz walnąć.
UsuńCeltyckie ??? u mnie w zachodniopomorskiem nieznane . U nas jakoś mysz nie ma jak na razie. Ta w słoiku ładniutka. Powodzenia w porządkowaniu ogrodu , ale bez szaleństw , pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńNiewielki browar lubuski.
UsuńTylko niedzielę poświeciłam, bo Absorbery dalej cherlają i stacjonują w domu. Kwarantanna przedszkolna przynajmniej do środy, o ile nie do końca tygodnia...
Pozdrówy :)
śliczna myszka...
OdpowiedzUsuńzawsze wyrzucam na dwór... ostatecznie to też boże stworzonko... nie ich wina, że tak natrura je stworzyła...
Natura jest czasem wredna, zwłaszcza jak coś chrupie orzech gdzieś miedzy podłogą, a ścianą i tłuczesz kapciem, a to coś ma w nosie z wąsami, bo bezpieczne :)))
UsuńWracają i to bardzo szybko.Na własne oczy widziałam jak wypuściłam na podwórku to z prędkością światła wpadła do korytarza.Oszczędzaj trochę siły bo padaniesz i kto Cię podniesie.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOszczędzam, oszczędzam...tylko jak sobie pomyślę, że jak to zostawię to co wiosna będę miała? Chyba, że dom sprzedam, to już nie moja broszka będzie...
UsuńNie da rady tego perzu inaczej zniszczyć ??
OdpowiedzUsuńToż to mordęga...
Jak to na wsi , tych małych myszowatych to pełno :-)))
Można....
UsuńPermakulturą, albo jak kto lubi chemią. Drugie nie wchodzi w grę, zastanawiałam się nad pierwszym. Ciągle mam deficyt czasu, o słomowaniu zapomniałam...a jak sobie przypomniałam to już jesień...;)
Ryjówki są takie bezbronne i malutkie. Zawsze mnie wzruszały. A gdzieś z dawnej pamięci przychodzi jeszcze rzęsorek rzeczek o cudnej nazwie..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
m.
Są śliczne, a zębiełek karliczek? To dopiero misiaczek :)
UsuńWitaj w klubie walczących z perzem, a i ostatnio z podagrycznikiem. W takich miejscach, jak nasze, piękne rabatki kwiatowe i grządki warzywne to heroiczny wyczyn :)
OdpowiedzUsuńNo ja myszowatych nie rozróżniam, ale trupy gęsto się ścielą na trawie - Bakteria, moja kotka, im nie przepuści.
Uściski
U mnie kotki też dzielnie walczą, ale ostatnimi czasy noce spędzały na dworze więc podwórka były miejscem polowań i to nie koniecznie moje...
UsuńZ resztą... nie zapomnę jak w pierwszym roku w domu, dwa koty- Jagoda i jeszcze Asani,gapiły się ze stoickim spokojem na mysz włażącą po firance...
Ryjowki, ulubione zabawki mego kota, bosz. Jak one smiesznie...trzeszcza:) Tez sie ich nawynosilam..Nie wiadomo, czy na zawal potem nie zeszly, bo ponoc slabe serducho maja;)
OdpowiedzUsuń