No i nie było mnie aż tak długo.
Myślałam, że będzie gorzej.
Pragnę Wam wszystkim podziękować za słowa otuchy i moc dobrej energii, która odebrałam!
Wszystko do kupy razem mnie dopadło.
Życie.
Kopie po tyłku, a większość razów na zad to sama sobie funduję.
A to przez dziwne decyzje, a to przez inne działania, o których pisać nie będę.
Dodatkowo, sytuacja z moją Mamą mnie martwi i stąd też napiszę teraz o tym.
Zdiagnozowano u niej nowotwór pęcherza moczowego.
Wszystko się ślimaczy.
Zdiagnozowany w sumie w lutym, do dziś trwają badania. Po wynikach badań histopatologicznych i określeniu stopnia złośliwości w końcu zdecydowano się na terapię i padło na immunoterapię z wykorzystaniem prątków.
O co tak ogólnie chodzi w tej terapii- poniżej:
Dopęcherzowe wlewki z BCG wykorzystywane są w leczeniu uzupełniającym powierzchownego raka pęcherza moczowego. Zastosowanie BCG stanowi przykład najskuteczniejszej immunoterapii w leczeniu nowotworów. BCG jest skrótem od Bacillus Calmette-Guérin czyli szczepionki przeciwko gruźlicy wynalezionej przez Alberta Calmette i Camille'a Guérin. Szczepionka zawiera w swym składzie atenuowany szczep Mycobacterium bovis.
Działanie BCG po podaniu do pęcherza moczowego polega na wytworzeniu odpowiedzi immunologicznej przeciwko komórkom raka pęcherza moczowego.
I tu moje pytanie- czy któreś z Was ma jakieś doświadczenie z tego typu terapią?
Może ktoś z Waszych bliskich lub znajomych przechodziło tę kurację?
Jeśli tak- proszę pisać na priv.
A co poza tym?
Upały.
Omłoty w powietrzu.
Żniwa- pełen przegląd paszowickiej stajni kombajnów - od Claas'ów, Johny Deer'ów, New Holand'ów po "ciapki".
No właśnie.
Ciapki.
Dziś w drodze ze sklepu przypałętał się do nas terierowaty Gościu.
Siedzi przy bramie...
Nic do niego nie gadałam, nawet nie spojrzałam. Żeby się nie przykleił!
A ten siedzi i pilnuje ... bramy.
Garip by go zeżarł, poza tym, wierzcie mi...mam już tyle na głowie, że do kompletu kolejnego psa mi nie trzeba.
Może by kto chciał?
Jak się uda i nie pójdzie- strzelę fotkę.
Znów pewnie pies zabawka.
Państwo wyjechali na urlop a pies wylądował na ulicy.
Zagubiony. Smutny.
Dałam mu wody.
Nie pił za wiele wiec albo znalazł strumyk, albo może od niedawna się wałęsa. A obróżkę. Skórzaną i przeciwpchelną.
Niech szlag trafi tego kto go zostawił.
No tak.
Znów pełna niekonsekwencja.
Miałam już nikomu nie życzyć źle...
Pojecia nie mam na tematy nowotworow i terapii, ale na pewno bede mocno trzymac kciuki, zeby Mama rychlo wyzdrowiala.
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie, Tupajka.
Ja też w sprawie terapii nic nie poradzę.Przykro mi bardzo.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś.
OdpowiedzUsuńTen rodzaj terapii przy tym nowotworze jest standardem na Zachodzie od lat siedemdziesiątych. Daje naprawdę dobre rezultaty. Nie martw się. Jak mi się uda (burza) napiszę na priv). Pozdrawiam
W sprawie terapii nie pomogę, bo nic nie wiem.
OdpowiedzUsuńPsu i Tobie współczuję, bo faktycznie znowu biedne te psy od jaśnie państwa, co sobie na wakacje pojechało wrrrr...
Cięzki masz czas, przykro mi!
OdpowiedzUsuńO rakach i rodzicach nie mam siły pisać, z resztą nie znam tej terapii.
Biedna psinka...
Jedyne, co mogę, to dobre myśli posyłać... nie znam się na terapii, wszystkie znane mi domy zapsione lub zakocone do granic, więc i z pieskiem nie pomogę. Sił Ci życzę i szczęścia i ściskam czule bardzo;)
OdpowiedzUsuńTupajko - nie pomogę w kwestii choroby, ale myślę często o Tobie, trzymaj się.
OdpowiedzUsuńBezpańskie porzucone kotki i psy śnią mi się po nocach, cholercia nie wiem dlaczego. Na wsiach dużo takich.
Buziaki
Wszystkiego dobrego dla Twojej Mamy!
OdpowiedzUsuńNo a odnośnie kopów w tyłek, im więcej kopów dostaniesz, tym 4 litery będziesz miała twardsze, sprawdziłam...
ściskam :)
POzdrawiam i trzymam kciuki, żeby wszystko było dobrze :)
OdpowiedzUsuńMamy podobną sytuację, z tym że nie ta bestia, nie ta terapia. Niczego nie podpowiem, niestety.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się.
Kiedyś, gdy tylko wprowadziliśmy się na wieś, przypałętał się duży pies. Strach jakoś go było zostawić i oddaliśmy go do stróżowania przy składzie złomu. Gania koty do dziś ;) na porzucanie zwierząt brakuje mi słów. Dziadostwo jednym słowem!
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję choroby mamy. Ślę dużo pozytywnych myśli! Musi być dobrze!
Pozdrowienia :)
Trzymaj się dzielnie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa niestety też o nowotworach i ich leczeniu wiem mało. Prawie nic. Zatem przykro mi ale nie umiem pomóc. Wierzę jednak, że ta terapia będzie skuteczna i wkrótce Mama wyjdzie na prostą.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i trzymam kciuki by terierowaty znalazł szybko rodzinę. Może jednak nie został porzucony, może się zgubił? Ja to zawsze wierzę w dobro ludzi... wiem ... naiwna jestem :-).
pozdrowienia