Jadąc po Absorbery, jeszcze we wsi, zobaczyłam to, czego nie cierpię oglądać. Cierpienie zwierzęcia i bezmyślność ludzką, która to spowodowała. Przede mną stało auto, na awaryjnych, na środku drogi leżał czarny, dość duży pies. Kojarzyłam go, bo często leżał tuż przy jezdni, a zarazem przy furtce . Dom stoi tuż przy drodze, nie jak np. mój, gdzie chociaż podjazd i kawałek działki oddziela go od pasa drogowego. No właśnie. Psisko często tam leżało, siedziało też na murze stanowiącym płot domostwa.
Teraz biedak leżał, a auto przede mną było autem sprawcy potrącenia.
Młody facet, dziewczyna- zdenerwowana i z lekka zapłakana. Pytam czy to ich pies, bo na początku nie wiedziałam. Nie, to on potrącił, uderzył psa prosto w głowę. Rzeczywiście, pies leży, podnosi głowę, trochę krwi na pysku, w okolicach oczu; łapy tylne niewładne. Przerażony. Pytam gdzie właściciel, pojawia się starszy człowiek, ale zachowuje się tak jakby nie wiedziało się dzieje. Pies dalej na pasie drogi, mówię, żeby go na płachcie przesunąć. Nie mam nic w aucie, kierowca sprawca też nie. Okazuje się jednak znajomym młodego kolesia, który się objawia, chyba z tego domostwa, i ten mówi do psa po imieniu. W międzyczasie robi się zamieszanie na drodze, bo pies leży, ja w polarze pomarańczowym na środku drogi (drogówka, nie tirówka; ), dobrze, że nikt mnie i psa nie rozjeżdża. Szukają płachty, pies próbuje się podnosić, nie jest agresywny, ale nie zna mnie, wolę go sama nie dotykać. W międzyczasie dzwonimy po lekarza, bo sprawca wypadku chce psa zawieźć do lecznicy; nie ma doktora. Dostajemy namiar na innego weta- poczta głosowa. Ponaglam z ta płachtą, a w międzyczasie zatrzymuje się kobieta młoda, pyta czy może pomóc. Jedzie do Jawora i może psa zabrać do lecznicy. Płachta się znajduje, młodszy facet ściąga trochę mało delikatnie, ale bardziej chyba z nerwów niż z braku empatii psa, który jak się okazuje wabi się Cygan. Ja cała w nerwach, bo ludzie nieodpowiedzialni, pies chyba z urazem kręgosłupa, nawet na pewno. Kto na wsi- tu akurat chyba nikt, będzie psa leczył, rehabilitował. Może się mylę, może będą o niego walczyć. A może, jak nie było głowy i mózgu na dopilnowanie, to nie będzie serca do leczenia i ratowania.
Wybaczcie za chaos, ale przeżyłam to.
Dobre myśli dla pana, brzydko zwanego „sprawcą”, że się zatrzymał, zaangażował się w pomoc, dla pani w aucie, która się zatrzymała i chciała psa podwieźć do weta.
Właściciele?
Nie będę pisać.
Myślę, że wiecie co bym napisała.
Edit:
Dziś byłam u "swoich" wetów. Wczoraj pies został do nich przywieziony. Złamany kręgosłup.
Poddano eutanazji.
Do dupy dzień dziś mam.
Do tego Absorber ma kłopot z ząbkiem.
Ekipa od chodnika zerwała mi podjazd, bo miała naprawić po zniszczeniach - ciekawe kiedy rzucą tłuczeń. Raczej- ciekawe przez ile kolejnych deszczowych dni, będę sobie błoto pod drzwi wwozić.
KWA!KWA!KWA!
No coz, Cygan juz podworka nie upilnuje, a koszty weta, rehabilitacji czy innych takich kaprysow... eee... nie oplaca sie. Tyle psow sie rodzi, wezmie sie jakiegos... A ze na lancuchu nie pozwalaja trzymac, tez bedzie latal wolno, poki go kolejny samochod nie zabije.
OdpowiedzUsuńI tak w kolko.
oj smutne to
OdpowiedzUsuńTupajko, w takich sytuacjach szkoda pisać co by się chciało napisać bo... koło mnie sąsiedzi, niby mili, niby kochają zwierzęta: swoje świnki i krowy i kurki a jak im rok temu sąsiad po pijaku potrącił śmiertelnie kota, to ON od razu chciał lecieć do tzw. "sprawcy" a właściciele kota powiedzieli żeby "jednak może nie... bo oni się tu we wsi nie chcą z nimi kłócić..." On poleciał, prawie że mordę by obił ... i gościu jak na razie po pijaku nie jeździ niby ale kto go tam wie. Mentalność ludzi jest straszna. Tutaj kota trzymają bo myszy, tam psa bo wiadomo, obejścia pilnuje ale w sytuacji kryzysowej, złej, problematycznej a już nie daj Boże zmuszającej do dodatkowych finansów to niestety... Żal dupę ściska ale takie realia. I walka to z wiatrakami, moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńAż mną zatrzepało. XIX wiek, ludzie w kosmos latają, a jednak 99% ludzkości korzysta z nie więcej niż 3% możliwości swego mózgu. I to, jak właściciele Cygana, jedzie głównie na podkorowych - żarcie, defekacja i obsługa pilota do plazmy.
OdpowiedzUsuńDobrze, że jakakolwiek pomoc nadeszła. A ile jest gnojków, którzy wzrusza tylko ramionami? A jak wyjda z auta to tylko po to, żeby sprawdzić jakie szkody smochód odniósł! Noże same się w kieszeni otwierają!!!
OdpowiedzUsuńMnie się już gadać nie chce po próżnicy. Chyba że niecenzuralnie, bo mi się ciśnie. Bezradność, bezwład i beznadzieja. Pies w Swetrze - niezwykle trafnie: żarcie, defekacja i pilot. I jeszcze chlanie.
OdpowiedzUsuńA to ostatnie, to już potrzeba wyższa. Ciesz się, Hano.
UsuńDajcie spokój.
OdpowiedzUsuńA ja się pytam czasem, po kiego ciula mi taka wrażliwość? Tylko łazi człowiek potem i myśli i łzawe oczy ma.
Biedna psina.Nikt nie zawalczył o niego.
UsuńMieszkam w mieście,nie jest lepiej,wcale nie lubię spacerować po okolicy.Zawsze wracam zdenerwowana.
u nas zamykają psy, bo - cytat: "Wypadnie pod auto i pojedzie super fura i narobi mi kosztów!" Ot co! narobi kosztów, bo auto zniszczy... Szkoda słów. Tupaja, szkoda zdrowia... Brawo dla faceta, co potrącił, pewnie nie miał wyjścia - u nas psy na szosie to są sekundy... Kruczka pilnuje jak głupia, 6 razy dziennie otwieram i zamykam bramę - a tiroloty se śmigają 80, choć jest do 40-tu...
OdpowiedzUsuń