.

.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Walka z myszami, codzienność i krzepka ręka Matki Polki

Pogoda dziś piękna. Bardzo lubię taką.

Wiatr, chłodny co prawda, za to ożywczy, niebo ze stadem biało-szarych puchatych chmur, pełzących leniwie jak spasione barany (nie widziałam spasionych baranów, choć najbliżej były merynosy z POHZ Krzywa, a jednak napakowane rasowo, nie spasione).

Słonko ostre, choć już wyraźnie niżej i bardziej świeci w oczy.
Jak to zwykł, w chwilach zezłoszczenia,  niecenzuralnie mawiać K.- "Żarówa na....dala po oczach".

Młodej Żarówa dziś bardzo dokuczała, bo mała twarzyczka krzywiła się mocno, a ja wywijałam figury niczym w tańcu Św. Wita, żeby ją od gwiazdeczki naszej osłonić. 
Trochę się udało, ale tylko trochę. 
Mała zasnęła i wypięła się na słoneczko policzkiem lewym.

Myśli mi dziś jako te chmurzyska po głowie się przetaczają. 
Sięgają powiązań zusowsko- pracowniczo-żłobkowych i na tę chwilę podnoszą mi poziom kortyzolu do granic wytrzymałości. 
Nie tylko mnie, K. również.

Bez czarny dojrzewa; jutro pójdziemy z młodym i narwiemy. 
Może jakiś inny sposób niż suszenie wykorzystam? 
A może by sok zrobić, albo syrop? 

Kicia nasza wysterylizowana. Odsuwaliśmy w czasie, odsuwaliśmy, ale w końcu się stało.

Myszy harcują na potęgę.
Miałam już dość. 
Łapki mechaniczne słabo się sprawdzały. Nie wiem, za komuny może i źle czasem było, ale łapkę na myszy mogło zastawić dziecko. 
Teraz - ustrojstwa z CHRL = z piekła rodem, ciężko się nastawia; można palce stracić, a często gryzoń wyjmuje przynętę i tyle go widzimy. 
No, chyba że jego bobki...

Jako, że nam się mimo całej swej upierdliwości i szkodnictwa, ładnych tych ssaków troszkę żal zrobiło (widok połamanej łapką myszy nie należy do miłych), zakupiliśmy na próbę żywołapki.

O- takie:
sklepinsekt.pl

100 % skuteczności. Proste działanie, cena przystępna.

Myszy łapią się na wszystko- ser, kawałek wafla ryżowego (których ci u nas dostatek, bo Młody na etapie tychże).
Dziś jedną mysz wyniosłam będąc na spacerze z Młodą. 
Dwie, z dnia poprzedniego niestety, przez moje gapiostwo, nie przeżyły w słoiku, za mocno dokręconym....

Aaaaa (z irytacją w głosie), bo jak to ja; dziesięć srok za ogony. 
To sprzątnąć, to obiad, to Młody w piłkę chce pograć (i dobrze!), to Młodą zatankować, to leki Garipowi. 
Młode wstały? No to nakarmić i jak pogoda dobra- na dwór. 
Jeszcze niedawno taszczyłam oba na dół, po schodach. Teraz już nie ryzykuję.
Wtedy, objuczona uwieszonym 11 kg półtoraroczniakiem i 6 kg Młodą na ręku, torba przez ramię, klucze w zębach.

Obecnie Młodemu można już wytłumaczyć, że idę najpierw z Młodą, hyc ją do wózka i powrót po Młodego.
Nie liczyłam ile razy pokonuję te 13 stopni. 
Ile codziennie noszę, ale myślę sobie, że wyrabiam mały trening na tej naszej wsiowej siłowni. 

Poza czasami, kiedy to dużo jeździłam konno, wiele ton obornika z boksów wyrzuciłam, nie miałam takich mułów na rękach. 
Aż miło popatrzeć :)

W ogóle, to jak czasem podsumuję dzień, włączając maraton z Młodymi- rajd wózkiem po wsi, niesienie Młodego, 11 kg, bo już nie może, pchanie wózka 25 kg plus 6100 g zawartości bez kocyka, to jak pomyślę sobie, że ktoś o mnie powie- "tak- ona teraz siedzi z dziećmi w domu", to mam ochotę takiemu delikwentowi wyciagnąć parę centymetrów jelitka, przybić je do słupka i ganiać takiego wkoło, aż ...się zmęczy.

7 komentarzy:

  1. Do nas też już myszy próbują wchodzić, ale nie mają żadnych szans. Przy tylu kotach... Nawet maluchy łaciate już łapią na potęgę! Dzielne koty! W przybijaniu delikwenta chętnie pomogę, bo pamiętam jak " się siedzi" w domu z jednym dzieckiem. Przy dwóch bym chyba orła wywinęła, więc podziwiam!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuuu...macie łowne koty? Nasze lenie nic nie robią....:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Krystynę by Ci pożyczyć... Tylko, czy będzie chciała potem wrócić? No i czy nas w międzyczasie myszy nie zjedzą..?

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam jakąś mysz-rezydentkę. Nie do złapania. I tak żyjemy sobie razem już jakiś czas. "Siedzenie" z dziećmi w domu znam z autopsji. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana. Mamy 13 kotów, z których łowne są ( w kolejności "łowności" ): Nora ( 17 lat ), Ryszard ( 8 lat ), Bęcek ( 1 roczek:-))), Kajtuś ( 1 roczek ), Salcia ( 1 roczek, 2,5 kilo kota! ), Julian ( 17 lat, brat Nory ), Ziuta ( 17 lat ). Pozostałe to leniuszki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziwują mi się ludziska, kiedy mówię im, że myszy walą do mojej chatki drzwiami i oknami, już? przed zimą będą się sprowadzać! ano już, i są tak duże, że wynoszę je z łapką na podwórze i znowu wypuszczam, pewnie wracają; nie martw się, dzieci szybko rosną; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Niby mam dwa łowne koty - codziennie mamy "prezenciki" na progu - ale myszy w domu harcują... A jak czasem kotek przyniesie sobie żywą myszkę do zabawy, to mu wyrywam z pazurów i wynoszę na pole ;-)
    "Siedziałam" z jednym, więc podziwiam ;-) Ale Matka-Polka da radę!
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń