Dzieci były bezpieczne, bo odkąd urodziłam Młodego i tak stałam się spokojniejsza. Co niektórzy może i twierdzą, że zmiękłam, straciłam "pazur", "zmamusiałam" ?
Jest mi z tym lepiej niekiedy, bo wyraźnie mniej tracę energii na wściekłe gesty, słowa, miotanie się.
Oczywiście są ludzie, którzy potrafią zagotować we mnie krew i podnieść poziom adrenaliny do granicy efektownej eksplozji.
Z reguły to ci, którzy epatują niebezpieczną ignorancją, głupotą, cechami sadystycznymi, pasożyty ludzkie, degeneraci różnomaściści.
Przypomniało mi się, jak to - nie w moim stylu, ale stało się, zanosiłam roczne zeznanie podatkowe do swojego US w przeddzień ostatniego dnia, a natrafiwszy tam na kolejkę do biurka pani przyjmującej PIT, upewniwszy się, że także składający jedynie formularz, muszą dzielnie w kolejce swojej odstać- stanęłam. Nikogo nie zdziwiło, że w ten gorący dzień kwietnia, kobieta w zaawansowanej ciąży (byłam 2 tyg. przed terminem), stoi i nie siada, bo... inni siedzą.
Nie, spokojnie, ja nie z tych przyszłych mam, co w stadium moruli swego potomka idą na L4 i mdleją w hipermarketach.
W poprzedniej ciąży, pracowałam do 2 dni przed terminem. Teraz się nie udało, bo baba mała dawała mi w kość. Poza tym, niestety czułam, że mimo wszystko ma się do mnie pretensje o tę moją "wielodzietność"- (tak, tak! Dzieciorób ze mnie!) i nieswojo zaczęłam się czuć, słabo i ciężko.
Może na tyle głupia ze mnie dziewczyna? Zapewne.
Całe szczęście mój lekarz ma więcej rozumu w tej kwestii niż ja i wysłał mnie na zwolnienie.
W US, kwitłam ja sobie w tej kolejce. Jeden z współtowarzyszących kolejkowych zapytał- "A może by panią ktoś przepuścił?". Na co uśmiechnęłam się i powiedziałam, że jeszcze mi wody nie odeszły, to postoję.
Wszyscy ogłuchli, za to jeden z pijaczków- także zasilajacy szeregi podawców pitowych rzekł:
"Były siły na pieprzenie, to będą siły na stanie".
Wystałam swoje.
Natka urodziła się 2 tyg. później. W szpitalu. Nie w kolejce, choć jako matka 14 ms synka, "wieśniaczka"- jak to ochrzcił mnie mój ulubiony kolega z pracy- też "wieśniak", niespecjalnie oszczędzałam się w dźwiganiu więc łaziłam z rozwarciem 4,5 centymetrowym nie wiadomo ile....
Z agresją własną nie miałam zbyt wiele do czynienia.
Bywałam wściekła, rzadko wrzeszcząca; częściej "groźna" i marsowa, cedząca przez zęby, miotająca gromy oczami.
Tak...Znajomy mój bardzo dobry, mawiał, że kiedy ogarnia mnie wściekłość, "cudownie zmienia się barwa moich oczu". Cóż...
Z reguły wściekłość dotyczyła tego, co dzieje się na tym ziemskim padole, a na co ja- żuczek biedny, jak to miał w zwyczaju mawiać mój biolog z technikum, nie mam wpływu kompletnego.
Z reguły wiązało się to mniej lub bardziej z cierpieniem zwierząt czy niszczeniem natury.
Z takich to przyczyn poniekąd, wyniknął mój jeden z niewielu aktów przemocy, jakich dopuściłam się na człowieku.
Z siłą swojej ćwiczonej ekspandorem ręki, raczej wątłej, bom cienkiej kości, chlusnęłam piwem z kufla jednemu takiemu, z którym poróżniłam się w temacie wiwisekcji. Rokował dobrze, nawet na trzeźwo, jednak w trakcie swych zwyczajowych "przesłuchań kandydatów" dał się poznać jako typowy bezduszny palant, piejący o etiopskich dzieciach i podwładności zwierząt względem ludzi.
Poczułam się lepiej, napięcie mnie opuściło. Pozostało rozczarowanie lekkie i myśl, że jestem nienormalna.
Młoda wtedy byłam.
Kompromisy nie wchodziły w grę.
Teraz, złagodniałam, ale w pewnych kwestiach znów mogłabym wylać to piwo.
Kto wie? Może i kufel wylądowałby na czyimś pustym łbie?
Wtedy nie miałam mężczyzny przy swoim boku. Teraz mam.
Więc może mam siłę? ;)
To gdzie to piwo ? :))))
OdpowiedzUsuńU nas? ;)
OdpowiedzUsuńW sumie urazówka w Jeleniej bardzo elegancka...
UsuńJak tylko się obrobię, biorę rmuę od księgowej i przyjeżdżam :)))
Dobrze się zezłościć nie jest źle...
OdpowiedzUsuńInaczej humory gromadzą się w ciele i można wrzodów dostać albo co...