Zastanawiam się czasem jak przebiegała moja ścieżka rozwoju karmicznego, skoro natrafiam na dość ciężkie gabaryty nauczycieli. Niektórzy twierdzą, że luster. Czasem tak, a czasem nie, bo ani pazerna nie jestem, ani kontrolująca, ani wścibska. To tak na marginesie tego co zwie się motorem zmian. Czasem niechcianych, wymuszonych przez innych.
Obcowanie z ziemią od paru lat ma dla mnie szczególny wymiar. To kontakt z żywym tworem. Gleba to nie zbiór cząstek nieorganicznych. To mikrokosmos. Pełen życia. Jak wiadomo, w różnych jego rejonach- różnie wyglądający. Inaczej na powierzchni, inaczej pod nią.
Kto chce się uczyć, jest otwarty zamiast być skostniałą w poglądach bułą, powinien przyjąć to do wiadomości. I tak jak zdrapywanie strupa ciału nie służy, tak podobnie jest z glebą i tradycyjnymi sposobami uprawy. Orka, kultywator... Wydobywanie tego co pod powierzchnią powoduje ciągłe zaburzanie funkcjonowania mikrobiomu glebowego. Tlenowce lądują w strefie beztlenowej, a beztlenowce - w diametralnie różnych od preferowanych warunkach.
Przez dwa lata stosowania ściółkowania i nie kopania- zyskująca coraz większe uznanie wśród amatorów ogrodnictwa metoda no dig- dała efekty. Gliniasta tutejsza gleba ładnie się rozluźniła, ściółka trzymała wilgoć. Nie wspomnę już ile dżdżownic się w niej wiło. Im mniej kopania- tym mniejsze osuszanie gleby. Niektórym jednak to chyba nie przychodzi do głowy.
Uprawy poprzetykane ziołami w tym wieloletnimi, gatunki wabiące pszczołowate. Mozaika roślin. Dla mnie- użyteczne wszystkie. Nie tylko warzywa, ale i zioła. Niekoniecznie lubianych- niewiele. To jest żywy ogród. Nie pole uprawne.
Nie jestem pazerna, czasem nawet może zbyt hojna dla innych - bo dzielę się miejscem, częścią plonu, bo przecież dzięki owadom mamy owoce i nasiona. Zostawiam przekwitłe kwiaty- są tam nasiona, z których korzystają ptaki. Dzielę się. Cieszą mnie żerujące na nich mazurki, makolągwy, szczygły.
Szkoda, że nie wszyscy tak mają.
Każdy kwiat, który przekwitł jest wyrywany, traktowany jak zbędny, a roślina, która - przez brak wiedzy - nie daje takim ludziom pożytku- traktowana jest jak śmieć. Prostackie, nie proste, myślenie.
W tym roku, ostatnim dla mnie w uprawie tego kawałka ziemi, nagietki obrodziły nadzwyczajnie. chyba wiedziały, że to ostatnie ze mną tu pogawędki. Zebrałam sporo na susz, potem trochę nasion. Niestety. ptaki nie najedzą się resztą, bo już roślin nie ma. A gleba skultywatorowana i zasiana poplonem. Tak. Ten też zostanie przeorany. Ku niechwale skostniałego myślenia.
Tygrzyk paskowany- już dość częsty pająk, kiedyś rzadki i chroniony, już tu nie mieszka. Stracił dom, a może i życie. Nie zdążyłam go przenieść.
Znalazłam karpę wyciągniętego żywokostu. Cud ziela. Leżał biedny, na kupie z resztą wyrwaną z gleby. Zabrałam. Z ułamanych będzie susz do naparów i mazideł, reszta- znalazła miejsce w donicy.
Po pełni posadzę do ziemi. Całe szczęście dla tej rośliny - jest mocna. Myślę, że poradzi sobie. Z resztą, popatrzcie jak już puściła liście
Następny sezon, ze względu na rewolucję, muszę obmyślić częściowo w donicach. Tak już i teraz sadzę co mogę. Włącznie z miętą.
Skrzynia z wypełnieniem jak w wałach permakulturowych zdały rezultat. Teraz tylko trzeba dosypać obornika, bo ubyło materii i słabo ze składnikami. Już wiem, że nie będę siać cykorii liściowej, bo prócz mnie nikt za nią nie przepada. Nawet ślimaki....
Udały się ogórki, zioła, niestety dynie okazały się jakimiś bezpłodnymi mieszańcami, a jarmuż zeżarły ślimaki.
Cóż, uczę się i to jest fajne. A najfajniejsze to, że jest misz masz, owady, a nie pole od linijki. To nie moja bajka.
Trwa festiwal jeżynowy. Działamy. Hop w słoiki, bo przejeść się nie da. Z cukrem, będzie kaloryczniej. W sam raz na zimę.
A z ziółek co są przy nas, bo czytają nasze potrzeby- choć to, podobnie jak żywokost, już tu były, zanim dotarłam, jest złocień maruna. Na bóle, zwłaszcza migrenowe. Ma działanie przeciwzapalne, napotne, immunostymulująco. Także odstrasza owady. Przy okazji wygląda ładnie. Swego czasu, rosnąc przy różach, wyglądał jak ich przybranie.
Tak więc głowa pełna planów jak to wszystko na nowo poukładać, plus bieżące sprawy, Absorbery, zwierzaki. Nina zadbała, żebym umiała odróżnić prawego buta od lewego....
A czasem na trawniku dzieją się rzeczy ciekawe...
Popatrz Tupajko, a tyle lat tłumaczono nam, że trzeba poplon, że trzeba czarnej ziemi, żeby coś rosło, a już słoma, jako podłoże, to dziwna fanaberia. W tym roku kupiłam od ogrodnika truskawki sadzone na podściółce ze słomy i powiem szczerze, ż to były najlepsze truskawki od lat. Były trochę droższe, ale smak się bronił. Inne truskawki też miał dobre, nie były już tak brudne, jak te z ziemi, bo podsciókowane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBoguśko, poplon jak najbardziej. Okrywa glebę i daje zieloną masę jako nawóz. Natomiast całe to odwracanie to masakra. Ściać rośliny poplonowe nad ziemia, zostawić zielona masę i natura się upora. Dużo resztek i fauna glebowa aż piszczy z radosci. Pozdrówki
UsuńWprawdzie mam tylko grządki kwiatowe, ale w ogóle w nich nie kopię, nie spulchniam ziemi. Chwasty wykrawam nożem. Ale w około traktory szaleją. Zainteresował mnie wątek żywokostu. Mam ogromny krzak, myślałam, że tylko korzeń nadaje się do leczenia, a Ty piszesz, że łodygi też? A film o szerszeniu piękny. Nie ruszam szerszeni, latają wokół starej wierzby. Nic nam nie robią, my ich zostawiamy w spokoju. Zresztą to pojedyncze sztuki. Nie sądzę, by miały tam gniazdo. W ogóle staramy się pokojowo z przyrodą żyć. Nie Wam się darzy tej jesieni:)
OdpowiedzUsuńNie kopanie... to jeszcze etap drogi bardzo odległy ode mnie, chociaż mocno angażuję się w permakulturę, to jednak... Czemu postęp niszczy wiedzę naturalną? Dlaczego czym jesteśmy bardziej cywilizowani to jesteśmy głupsi? Ech... Pisz kochana jak najwięcej. Serce się raduje. Zdrowia życzę :)
OdpowiedzUsuń