.

.

piątek, 25 marca 2016

Na frasowanie- najlepsze kopanie

Nie lubię specjalnie okresu przedświątecznego.
Pewnie dlatego, że żadna ze mnie wierna (Kościołowi), w głowie i duszy mam co mam, ale nie leży to u progu kościoła jakiegokolwiek. 
Nie przeżywam świąt w sposób katolicki, nie umiem jeszcze całkiem odpuścić, bo część tradycji z domu wyniosłam, a i Absorbery niech popatrzą, wiedzą co z czym, a co ze swoim życiem dalszym zrobią- ich wola. 

Mimo ogarniającej mnie świątecznej ambiwalencji, wzięłam się za jaja. Kurze.
Opcja naturaliów górą, ale i barwniki do żywności, wybrane w sztukach trzech, każde po jednym. Absorber zadysponował barwy mnie (zielona), sobie- niebieska, a Absorberka wybrała czerwony. Reszta jaj została ugotowana w sukienkach cebulowych, który to kolorek bardzo lubię. 
Niestety, koleżanki Kurowskie maja nierówne skorupki. 
Znaczy się moja wina, za mało skorupek im daję do żarcia. Parę jaj popękało masakrycznie, wylewając kalafiory białka do wywaru. 
Młoda aż się krzywiła z obrzydzenia, a ja wiem (ona nie), że te niedorobieńce skończą w sałatce. 
Jej to nawet może lata, bo Absorbery sałatki warzywnej nie tykają. Nie mam żalu. 
Będąc całkiem młodą Tupaja, nie jadłam tego wytworu. 
Tylko chleb z cebulą. 
Nawet w święta wielkanocne.

Tupajowisko ogólnie opanowała dziwaczna atmosfera. Prócz wytwórstwa pisanek mniej i bardziej zaangażowanych artystycznie, powstały też kurczaki i lampioniki świąteczne, sztuk dwie. Artystki dostały szału tworzenia co widać na poniższym obrazku:







To moje pierwsze święta wielkanocne odkąd nie jem mięsa ptaków i ssaków. Ryby nadal, no i nabiał.
Na ratunek pośpieszył mój Tato i zakupił 4 śledzie. 
Spowiłam w oleum z tymiankiem, kolendrą, pieprzem i czosnkiem, jednego walnęłam w marynatę octową, a jeden skończył w śmietanie. 
Dziś pożarty, dał mi siły na wyzwanie.

Dostałam dziś paczkę z jabłonkami, wiśnią, pigwowcem i rutą. 
Miałam plan niebotyczny, w godzinę posadzić. Ha. Ha. Ha.
Zdołałam w 1:25 posadzić jabłonki.
Pierwszy dołek, po przegrzebaniu się przez żużle, które moja poprzedniczka w pocie czoła waliła na podwórko, ukazała mi się.... woda.
Odpuściłam.


Wybrałam dwa w najwyżej położonych miejscach na podwórku punkty i zaczęłam od początku. 
Tym razem z dobrym skutkiem. Witos i Kornelska posadzone.



Żeby nie było zbyt łatwo:
żużel wydobyty, podsypka z kompostu, na wierzch gleba z wybiegu kur. 
Wchodzę z:
wiadrem, łopatą i batem na Alberta. Po wiadro ziemi. I tak 6 razy.

Tak.
Dobra to ja byłam.
Skończyło się.
Dostał ostatnio lanie, bo skoczył na mnie i wcale nie miał ochoty mnie uściskać serdecznie. 
A że dzień miałam kiepski to się chłopakowi dostało. 
Wchodzę z tym postrachem, bo nie mam ochoty znów się oganiać od natręta. 

W środę przybyły młodziutkie kureczki. Sztuk 5.
Dziś dopiero wyszły; przerażone na maksa, mimo, że Albert okazał się dżentelmenem i nie chciał ich od razu gwałcić.

Garip ma znów zapalenie przestrzeni międzypalcowych. 
Nasz (jego) wet już chyba wolne, bo nie odbierają, a ja widzę dwie nabrzmiałe bomby na przedniej łapie. Ostatnio była tylna i dziura jak po postrzale z małej armaty. 
Brał antybiotyk i miejscowe odkażacze. Przy jego choróbsku wszystko gorzej się goi. 
A teraz te dwie rany pewnie w same święta się otworzą.

Nie pytajcie co czuję i jak mnie to męczy.
Do tego mam swoje małe przemyślenia życiowe co mnie dziś dopadły, stąd najchętniej cały sad bym posadziła, a najlepiej wsiadła w jakiś ciągnik i pojechała w siną dal.

Spokojnych i nieobżartych Świąt ;)

Dorotę przepraszam, ale ten suwernir konkursowy chyba poświąteczny będzie....Forgiwmi!

13 komentarzy:

  1. przeczytałam jak zwykle z przyjemnością, podumawszy, zastanowiwszy się nad Twoim/ naszym losem i napiszę tylko tyle- życie pobejane jest, ale chyba dobrze, że jest, chociaż mogłoby być łatwiejsze :)
    Dobrego czasu życzę:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Absorberostwo twórcze bardzo:) A przemyślenia życiowe każdego czasem dopadają i bywa niewesoło. Ale będzie lepiej.
    Spokojnych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tupajko , WESOŁYCH ŚWIĄT i wiele nadziei .... Miłego świętowania w gronie najbliższych . Wytworki świąteczne urocze. Buziaki i dzięki za życzenia !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Absorberka rozrabiajaca, Absorber bardzo tffurczo zaangazowany...dzieci beda mialy ladne wspomnienia z takich atrakcji swiatecznych, pamietam do dzis a bylo to bardzo dawno, jak mj tata mowil, wierzyc nie wierzyc...swieta to taka ladna tradycja!
    Wesolych Swiat! i zdrowia dla Garipa!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla dzieciaków, dzieki nim człowiekowi chce sie jeszcze ruszyć i cos zrobic. Fajne te jajca malowane i Wasze szalone miny. Wszystko dobre, czym sobie mozna choć troche umilic życie.
    Trzymaj sie kochana. Wszystkiego dobrego!:-)*

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż Kochana poradzisz życie nie jest różami usłane.Dzieciaczki pełne artystycznego zapału i uśmiechu jajca malują by tradycji stało się zadość.Zdrowych Świąt Wielkanocnych oraz radosnego wiosennego nastroju życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Artystki w szale tworzenia bosssskie :) jaja piękniste :)
    Dobrych, spokojnych Świąt ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Koniec kopania- nastał czas świętowania. Wesołych i spokojnych.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świętuj! I niech wszystko rośnie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Och, Tupajo, trzymaj się tam wiatru :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Absorberka ma Twój nos ;)
    A tego czorta Alberta sprezentuj jakiemuś nielubianemu sąsiadowi!

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajne z Was tupjaki i tupaje :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie wiem dokładnie, co z Twoim Garipem, ale to, co napisałaś przypomniało mi historie mojego psa- owczarka. Chorował bardzo długo, zaczęło się od podobnych objawów jak u Was- nabrzmiałe gule, które pękały i sączyło się z nich ciecz. Najpierw łapy. Dostawał antybiotyki. Nic. Potem pachwiny, Antybiotyk- jest gorzej. Całe ciało w takich gulach. Zmiana karmy, badania,posiewy na własne żądanie- antybiotyki spowodowały grzybicę taka, że nie miał prawie sierści, a rany okropnie śmierdziały. Weterynarz brzydził się go dotknąć. Badanie krwi
    wykazało także chorą wątrobę. Przed krokiem ostatecznym- chyba wiesz o czym mówię- chcieliśmy mieć pewność, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.Zmieniliśmy weterynarza i już na pierwszej wizycie byliśmy w szoku- badał psa gołymi rękami, nie brzydził się smrodu u ran. Leczenie trwało długo, głównie sterydami+ kąpiele i smarowanie srebrem koloidalnym. Pies dożył 12 lat- jak na wilka, to długo. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń