Tak sobie myślę.
Bo jak nie to co, kiedy z przyjemnością trzaskasz siekierką drewka na rozpałkę, nie wpienia cię aż tak bardzo błoto i w gumowcach wcale nie czujesz się słabo?
Wychodzisz- nawet w moich warunkach, gdzie miast łosi czy saren, z okien oglądam w niedzielę wiernych, a na co dzień całkiem spory ruch samochodowy (fuj!)- w szlafroku (jak lubisz) kurom otworzyć, z kawą w piżamce na schodkach przycupniesz i masz wszystkich w nosie.
Codziennie ze ścierą schody myjesz (ja), bo dwa cielska, 32 i 75 kg swoje wnoszą do domowego ciepła, a że to też błocko to już inna historia. Przyzwyczaiłam się i już, nie stękam.
Ot, 15 minut. Dla mnie tylko, dla innych cały, gruby kwadrans.
Jakoś tak na fb przemknął mi tekst z portalu niskich lotów- jakieś mamadu czy coś takiego, a tam o pańci co się zawiodła odludziem (deweloperski wypierd gdzieś na peryferiach miasta). Wnosiła m.in., że do sklepu 20 min., że na zajęcia dzieci daleko wozić...Cóż. Można to przełknąć, ale argument braku salonu fryzjerskiego na miejscu mnie rozwalił.
Całe szczęście pańcia wróciła do blokowiska i oddycha z ulgą. Ja też.
Fakt, u mnie miałaby wypas, bo nawet salon fryzjerski mamy.
Ja- wszystko koło nosa. UG, pracę, szkołę, ośrodek zdrowia, straż pożarną, kościół (jak komu potrzeba), dwa sklepy, dwa cmentarze....
Zastanawiam się czy z tym się trzeba urodzić, czy to się przytrafia, czy tym się człowiek zaraża, a może ma to w genach? Choroba, która się aktywuje w wiejskim środowisku?
Kiedy świadomość, że ciągle będzie coś do zrobienia- a to na podwórku, a to w domu, a to płot, a to z prawej, a to z lewej, nie dobija tylko nakręca do działania? Pomijam fakt momentów frustrujących; kiedy wali się ściana, a ty nie masz kasy na to,żeby ją podeprzeć. Ale to mija i idziesz przekopać ogródek, bo właśnie masz posiać ogórki...
myślę że do wszystkiego trzeba dorosnąć
OdpowiedzUsuńcieszę się że mi było to dane
ogólnie Twój post idealnie pasuje też do mnie
pozdrawiam Mirela
Cieszę się, pozdrowienia :)
Usuńfilozofia godna zdrowego psychicznie człowieka. Trzymaj tak dalej.
OdpowiedzUsuńPS. Powinnaś pisać książki, Twój blog ma moc rozweselającą i wyjaśnia co tak naprawdę jest ważne w tym zyciu . Podrawiam.
Widzisz, a niektórzy maja wątpliwości co do mojej poczytalności :P
UsuńDzięki za miłe słowa :)
Bo to jest prawdziwe życie.
OdpowiedzUsuńAno...
Usuń"Pewien Mistrz Zen niósł wodę ze studni.
OdpowiedzUsuńSpotkał po drodze mężczyznę, który znał go ze słyszenia i przybył by go odszukać.
-Gdzie mogę znaleźć Mistrza tego klasztoru?
- zapytał, sądząc iż niosący wodę jest służącym.
Przecież to niemożliwe, by tak oświecony człowiek nosił wodę,
by mył posadzki. Mistrz roześmiał się i odparł
- Ja jestem tym, którego szukasz.
Mężczyzna nie mógł uwierzyć. Powiedział:
- Wiele o tobie słyszałem, ale nie mogę uwierzyć, że nosisz wodę ze studni.
- Lecz przecież to właśnie robiłem zanim doznałem oświecenia - nosiłem wodę ze studni, rąbałem drewno, toteż robię to nadal - odpowiedział Mistrz.
- Ale w takim razie wytłumacz mi na czym polega różnica:
przed oświecenie wykonywałeś te prace i wykonujesz je po oświeceniu.
Rozbawiony Mistrz rzekł:
- Różnica leży wewnątrz.
Wcześniej robiłem wszystko jak we śnie, teraz robię to samo w pełni świadomie.
Czynności są te same, ale ja już nie jestem taki sam.
A ponieważ ja się zmieniłem,
świat, który widzę, także się zmienił."
Dzięki, Mar, wiesz za co :)
UsuńJesteś tak zdrowa, że aż normalnie powinnaś zarażać innych tym zdrowiem. Było by miło na świecie żyć wśród takich "chorych psychicznie"/
OdpowiedzUsuńLiczę na rozwój zarazy :)
Usuńwystarczy kochać to, co się robi. i wszystko jedno, co to jest :)
OdpowiedzUsuń..plus zaakceptować to co średnio miłe ;)
UsuńPrzybij piątkę Tupajko!
OdpowiedzUsuńPrzybijam!
UsuńBywa trudno, ale tez i pięknie, gdy np. patrzy sie z kubkiem kawy na przelatujace zurawie, a wiosne czuć w powietrzu!
OdpowiedzUsuńMus skupiać się na lepszym, dobrym. Złe tylko ciągnie człowieka w dół.
UsuńByłam już w moim sklepie w piżamce-dresiku i tako samo odprowadziłam kiedyś syna na przystanek, hehehe. I nic się nie stało. Pracuję w ogrodzie w niedzielę i wmawiam wszystkim sąsiadom i moim Siostrzyczkom zakonnym, że to dla mnie nie praca, a czysty relaks i wypoczynek w ruchu, a czasy kiedy w niedzielę nawet upadłej skórki chleba się z podłogi nie podnosiło dawno na szczęście minęły:) Jesteś całkowicie zdrowa psychiczni, obowiązkowa, pracowita i wszystko co naj:) Mnie tylko zawsze martwi (co powiedzieć muszę, bo się uduszę) jak będę funkcjonować w moim ogródku jak przekroczę wiek i związane z tym możliwości pracy w obejściu...nasza poprzedniczka nie dała rady, dzieci swoje, wnuki swoje, powyjeżsżały, jak Babcia w końcu sprzedała (a właścicieli było kilku) i się ze wszystkimi rozliczyła, to zostało jej tylko na kawalerkę maleńką. Nie wyobrażam sobie takiej zamiany po tylu latach aktywnego uprawiania ogrodu i oporządzania domu całkiem komfortowego, gdzie każdy ma swój kąt i może pomieścić się ze swoimi gratami:)
OdpowiedzUsuńTeż o tym myślę, o tej starości i niemocy. Chyba najlepiej, jakby człowieka szlag trafił na grządce pełnej kfiatków lub marchwi :)))
UsuńŻycie na wsi to wyzwanie. Podołanie mu zależy od wielu rzeczy. Nie tylko od tego, że ludzie mają rózne oczekiwania i nawyki. Z czasem okazuje się, że stan zdrowia jest najwazniejszy i to on zaczyna determinować nasze działania oraz mozliwości. Pewne rzeczy trzeba wówczas rewidować, chociaż dusza nadal by tyle chciała...Ech, pozdrawiam Cię serdecznie Tupajko z mojej ukochanej, słonecznej dzisiaj wioski, gdzie wszędzie jest daleko! (ano właśnie - do lekarzy specjalistów najbardziej)
OdpowiedzUsuńWiem Olguś, dobrze jest jak dajemy radę jakoś. Czasem ciężko... przeżyć (różne sprawy). Oby tych trudów nie do ogarnięcia- jak najmniej było, czego Wam także życzę!
UsuńWielka szkoda, że wizja mnóstwa rzeczy do zrobienia nie nakręca mnie do działania. Wręcz przeciwnie ;) Zwłaszcza kiedy widzę te góry błota wnoszone do domu ... Może z czasem zostanę zainfekowana Twoją chorobą wiejskiej aktywności?
OdpowiedzUsuńNa razie zarażam się filozofią życia naszych niektórych sąsiadów: przewróciło się, niech leży; zawaliło się, to ... trzeba z tym żyć.
Rezedo droga. Błoto też mnie wqrwia, ale inne rzeczy, ludzie bardziej więc passuję. Też mam dni gorsze, jak każdy. Zmiana filozofii życia pozwala pokonywać pewne przeszkody. Niestety, to ciągła praca nad sobą, zmagania. Nie tylko ze ścierą, ale z emocjami, ludźmi, duchami przeszłosci, które krążą cieżką dupą nad naszym (moim) życiem. Dasz radę! :) Pozdrowienia :)
Usuń:)
UsuńNo nie... Ja bym też bez fryzjera nie przeżyła... I bez tego, no, tego od paznokci, manicura... ;)))
OdpowiedzUsuńWiesz, Mariolka, ja to bym sobie księgarnie z tania książką jeszcze w Poischwitz życzyłą :)))
UsuńO, ja to bym tak chciała mieć mniej dookoła. Mniej sklepów, mniej fryzjerów. Do ogrodu, a nawet do listonosza przy płocie potrafię wyjść w różowych spodniach dresowych naciągniętych na piżamowe, do tego czerwone wysokie kalosze, włos potargany :) A że jest ciągle coś do zrobienia? Całe szczęście! Padłabym z nudów gdyby tak nie było i chyba strasznie wkurfiającą osobą bym została ;)
OdpowiedzUsuńTeż chcę się zarazić! Tzn. u mnie choroba rozwinęłaby się w szybkim tempie, gdyby nie niesprzyjające okoliczności :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mi się jednak kiedyś okoliczności zmienią. No i przeżyję jakoś tego fryzjera... ;)
jeśli napiszesz, że jesteś chora to pamiętaj, że jestem Twoją koleżanką... hihi
OdpowiedzUsuńw sumie też mam wszystko pod nosem ( nawet ostatnio firmę, w której pracuję )...
na co narzekam...na to, że sklepie ' gówno ' sprzedają... a bliżej np. to co jest po terminie walą jako promocję... i tak czasami myślę, że mimo tego, iż właścicielka sama ze wsi to uważa , że na wsi... wszystko zjedzą i PIH nie lata tak jak w mieście...
reszta to pikuś
O...to i ja mam taką chorobę. I przydomek "Królowa grabi".
OdpowiedzUsuńA ja się jakby odchorowałam. Ciut wypaliłam. Nie wiem kiedy, nie wiem czemu. Mam nadzieję, że to wróci na wiosnę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.