Niestety nie pokażę Wam fotek nowych gości w Tupajowisku.
Smarkfon padł; wróciłam do normalnego telefonu, ale ten nie chce współpracować.
Nie mam ani chęci, ani zaciekłości, żeby walczyć z tą martwą materią.
Wierzyć musicie na słowo, że, mam 4 nowe stworzenia.
Być może, już jutro okaże się, że liczba stopniała do 3.
Lub mniej.
Pierwszy zwierz- kuprowaty.
Zatwardziała bywalczyni drzew. Wszak to ptak...
Trzy dni pod rząd zaganiałam do dziefczynek.
Latam jak durna, potykam o doły i rozkopańce na wybiegu, na te odkrywki i leje jak po wybuchach bomb. Prawie gazele nogi łamiąc, a ta- pinda jedna, tylko skrzeczy i dalej- następne okrążenie za nią uskuteczniam, z obawy, że wskoczy na płot lub- gorzej- za płot, gdzie już tylko śmierć w paszczach psów sąsiadki.
Taka mała, czarna, z lekkim czubem, z opierzonymi stopami (to o kurze, nie sąsiadce).
Absorber nazwał ją Cola.
Nie od napoju, tylko że czarna, a Cole- jeden z ninja jest czarny- nie Afroamerykanin czy sługa boży tylko ma czarny ubiór. Forma żeńska- nad którą Młody ubolewał- Coli.
Raz złapana- wrzask umierającej kury niósł się daleko- hen, hen; drugi i trzeci zagoniona.
Dziś dałam za wygraną i zostawiłam wariatkę.
W doopie.
Tak spała w swoim poprzednim domu. Nie wiem czy zejdzie z dziefczynami i Titolongiem spać.
W sumie po tym ostatnim to niewiele się dobrego można spodziewać.
Sfrustrowany narwaniec.W sumie to dla niego ją wzięłam. Mała, w sam raz do deptania.
Na pewno byłoby żal zobaczyć kawałki Coli rano, ale trudno.
Może zmądrzeje, a może nie.
Trójka pozostałych stworów to... perliczki.
Młode. Miesięczne.
Nie miała baba Absorberów, przyjęła 3 młode perliczki...
Teraz latam, siekam trawki, jajeczka, płatki owsiane. Gadam, gulgoczę. Wariactwo stosowane.
Miały domek z ula.
Wydzielony teren, ale takie już skoczne i lotne, że mam obawy o sąsiedztwo psów i że szybko bym je straciła. Oka w siatce jeszcze większe od młodych perlic...
Od A. dostałam klatkę.
Klatę raczej do wychowu pisklaków i dziś je tam-pomiędzy robieniem obiadu, a świętowaniem urodzin Taty, targaniem świeżej słomy z sąsiadem i czyszczeniem kurnika- umieściłam.
Klatka z oporami przeciska się przez drzwi kurnika.
Oczywiście przygrzmociłam sobie nią w nogę i pomyślałam, że taka już moja dola i tak będzie za każdym razem, bo taszczy się to niemiłosiernie. Cóż.
Tato stwierdził, że "lubię sobie utrudniać życie". Lubię.
Patrzyłam dziś trochę na dziefczynki, bo i one były obserwatorkami perlic.
Nowa słoma też zawsze budzi ciekawość.
Organoleptycznie zbadana.
Gapią się, to jednym, to drugim okiem, dziubną, przechadzają, pogadują.
Oczywiście przymierzają kupry do siadania.
Olka wydobrzała,a jedna z kur dostała imię Fifi, bo jej grzebień jest z tych opadających filuternie na jeden bok. Mam tak, że patrzę na zwierzę i samo imię mi się nasuwa.
Pogoda dziefczynom po tyłkach dała, gorzej się niosą, ale dwa jajka są.
Dla Absorberów, albo dla perliczek.
A ja?
Czytam tokarczukowe "Prowadź swój pług.." i grocholowe autobiografie.
A poza tym?
Herbaty bym się napiła...
;)
A te perliczki dla ozdoby, dla jajek czy po co? Przeciez nie na mieso, jak Cie znam. :)
OdpowiedzUsuńDla jaj; niech powrzeszczą na szczury. No i ładne są :)
UsuńJeszcze w zyciu nie probowalam perliczych jaj. :)
UsuńAle fajne sa te perliczki, to prawda.
No i po co tak ganiać za kurą,wystarczy trochę skrzydełka przyciąć i wyżej kupra nie podskoczy.Perliki bardzo fajne są,trochę krzykliwe ale fruwają wysoko.Jajka noszą tylko w okresie wiosennym i to po krzaczorach.Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńNie znam się na ptaszkach, ale na wsi masz możliwości...
OdpowiedzUsuńHodowli :-)))
Znajomej kozy podrzucili swego czasu...
Mnie podrzucali tylko koty.
Dobrze,że tylko takie małe perliczki podrzucają Tobie:-)))
Dobrze, że w tym wszystkim znajdujesz czas na porządne czytanie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla perliczek, Fifi, i tej, co na drzewie, z nowego miejsca, czyli nowego bloga.
dotychczas iw vel iw-nowa
obecnie w wersji 2.0 :)