.

.

niedziela, 23 lipca 2017

Stąpając po Ziemi

Spadł ożywczy deszcz.
Odetchnęliśmy. Oni i one też. 
Zapach żniw wkoło, część omłotów spadła z hukiem. Wklepana w rżyska rzepakowe. 
Nici z żółtego kwiatu tak szczególnie malującym Kaczawskie krajobrazy. 
Sztucznie zasuszane strąki. 
Chemiczne czarne złoto z kompleksów pszenno- buraczanych...



Z dala od pól męczonych agrotechniką są łąki i pastwiska. Są też poręby.
Gorące, zionące ciepłem i zapachem ziół. Wyrąbane lasy, na moment staja się miejscem ekspansji gatunków kochających słońce i ciepło. Po tym przewrocie, po cudzej śmierci- budzi się życie. 
Z banku nasion, śpiących czasem po parę lub kilkanaście lat, budzą się rośliny zielne. 
Czasem przyczajone- dzięki temu zaburzeniu - dostają zielone światło i ruszają po nowe. 
Nowi osiedleńcy.



Byłam tam ostatnio. 
Krwawniki zostawiłam, bo mam swoje. Za to przytuliłam wrotycz i lnicę. 
Do tego mogłam nacieszyć oko bukwicą, oblepioną wprost motylami. 
Aż żal zrywać. 
Więc zrywam oszczędnie. Nawet przez wzgląd na zapotrzebowanie.

Każdy ma swoje - o ile w ogóle ma- ulubione zioła.
Ja mam wspomniany ostatnio krwawnik, ale i kurdybanek, który już znalazł miejsce w słoikach i butelkach. 
Lnica przyda się na kobiece sprawy, na dodatek uspokoi, rozluźni, choć roślinę tę trzeba stosować rozważnie. Jest piękna- to na dodatek. Z resztą- przyroda jest piękna. W każdym calu. 

Pomrowy?
Też w swoim śliskim wrednym kształcie. 
Wolę pomrowy od innych istot. 
Pomrowy musiałyby zjeść dużo pomidorów, sałaty i kabaczków, żeby dorównać wredocie ludzi. 
Co niektórych oczywiście. 

Póki co zawijam w sreberka....
Zalewam raczej.



Także suszę, potem drobię. To żmudne i nielubiane przeze mnie zajęcie.
Palce bolą. Choc zapach rozdzieranych tkanek nasyca całe pomieszczenie. 

Szukając antidotum na dolegliwości znajduję kolejnych sprzymierzeńców.
Człowiek ma wkoło wielu Przyjaciół.
Wystarczy się na To otworzyć. Czuć. Rozluźnić. Chcieć.
Umieć odpuszczać.
Umieć dać sobie Chwilę.




Umieć śmiać się z siebie- choć czasem niełatwo....:)

Dawno temu, w łazience, z brodzikiem :))))

Już było

Ziołowa, zielona maseczka- upiększająca- oczywiście 

Chwile radości mieszają się ze smutkiem. 
Jak dziś, kiedy Jagoda poturbowała dymówkę. Próbowałam ratować. Byliśmy z nią  w Myśliborzu, ale pocałowaliśmy klamkę. Miałam nadzieję, że przeżyje do rana. 
Nie przeżyła.
Kiedy odchodziła było mi szczególnie źle. 
Bo odchodziła jak Garip. 
Tak podobnie umierają łapiąc te ostatnie hausty powietrza. Tak podobnie przerażone oczy i chęć ucieczki przed Nią.  Nie zdołali.

Ta łowiecka pasja kotów mnie wkurwia.
To tak jakby wściekać się na pomrowa, że ma śluz- wiem.
A jednak.

Można koty więzić. Zawieszać dyndadełka dzwoneczkowe. 
Dawno już nie było śmierci ptaka w Tupajowisku. 

Jagoda już nic nie musi.
Nawet myszy już specjalnie nie łapie.
Ale jaskółkę jak widać musiała. 
Nie odzywamy się do siebie.

W nadchodzącym tygodniu czas na wrotycz. 
Koniecznie i sporo.
Pachnie. Dla mnie pachnie.
Bardzo go lubię. Jest piękny. Silny.
Ma moc. 
Złowrogą też, dlatego z umiarem.











10 komentarzy:

  1. Koty są wspaniałymi stworzeniami, ale ta ich chęć łapania ptaków jest denerwująca...
    Na szczęście są to juz rzadkie przypadki, wiekszość nie poluje na ptaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wrotycz to jedno z moich ulubionych ziol. I krwawnik tez - razem i osobno (z wrotyczem). A lnice widze w okolicy i zawsze sie zastanawialam, z czym sie ja je, wzglednie czy jest tylko ladna.

    Problem w tym ze rosliny ze zdjec w necie nie zawsze latwo rozpoznac w terenie (przydalyby sie - kolejne - warsztaty praktyczne).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej uczyć się praktycznie. Długie chwile na łąkach czy w lesie- to procentuje. Ale- nie ma chyba kogoś, kto wie wszystko, bo wtedy nie wie niczego. pozdrawiam

      Usuń
    2. Tak robie, choc to powoli idzie, wiec sie frustruje ;)

      Niezlym sposobem jest tez ogrod botaniczny - jest roslinka, jest podpis... Ostatnio tak dowiedzialam sie, jak wyglada i pachnie hyzop.

      Odpozdrawiam :)

      Usuń
  3. Sztucznie zasuszane strąki ... dopiero kilka dni temu powiedział mi mąż o tych praktykach rolników, żeby lepiej "przypalić" i wymłócić rzepak na polu, kaszę gryczaną, a nawet z pszenicą tak robią; włos się na głowie jeży, czym jesteśmy faszerowani, i jakie następstwa zdrowotne niesie ze sobą taka chemiczna obróbka; nikt nie jest samowystarczalny i trzeba jednak sięgnąć po produkt z półki, a tu takie "ciekawostki".
    Stworzenia odchodzą podobnie, ostatni oddech, wręcz spazm, ludzie też tak odchodzą ... byłam przy śmierci obojga rodziców; zbieram zioła, wiele mam posadzonych przy chatce, ostatnio koleżanka przywiozła mi szantę, i trybulę, i krwiściąg:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam swój ziołowy ogródek i "donoszę" nowe. Najfajniej byłoby mieć wszystkie w zasięgu ręki, tylko wtedy za czym by się po polach i łąkach włóczył? ;)
      Uściski !

      Usuń
  4. Ciągle i ja nie umiem pogodzić się z łupami przynoszonymi przez moją Kicię, choć ostatnio nie ma na to okazji, bo musieliśmy ją uwięzić na smyczy dla jej własnego bezpieczeństwa. Może jeszcze raz pozwolimy jej na wolność. Bez tego chyba nie da rady.
    Smutku jest dużo w życiu, jakoś inaczej się nie chce składać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fotka z nogami jest mi obecnie bardzo bliska, mam urlop :D
    pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ...a ja zawsze podziwiałem tych, którzy potrafią zbierać zioło i jeszcze leczyć nim, tym bardziej w chemicznej rzeczywistości o której piszecie z Marią (również niedawno bo jakiś rok temu dowiedziałem się o opryskach na rzepaku przed zbiorem... ). może i ja kiedyś się nauczę obchodzenia z ziołami i korzystania z ich bogactwa?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, na pewno sie nauczysz, jeśli tylko zechcesz. A to wciąga; bardzo :)
      pozdrowienia

      Usuń