.

.

poniedziałek, 19 maja 2025

Dlaczego Tupaje uprawiają ogrody

Jestem już na końcu książki Alice Vincent, w której to autorka spotyka się z kobietami by zadać im pytanie- dlaczego uprawiają ogrody. 


Ostatnio dość często zadaję sobie pytania tego typu- dlaczego robię coś - zwłaszcza w kontekście tego, że kiedyś tego nie robiłam. Co sprawia, że ciągnie mnie do prac z ziemią, z roślinami. Na jakiej zasadzie opieram te pracę. Co przy tym czuję, czy myślę o czymś, czy może nie myślę o niczym?

Bohaterki książki bardzo różnie trafiają na swoje ogrody- a może to ogrody trafiają na nie? Są formą terapii, ucieczki, próbą kontroli życia lub- wręcz przeciwnie- ucieczka przed nim.

Podtytuł brzmi- 

Opowieści o ziemi, siostrzeństwie i kobiecej sile. 

O ile o ziemi, kobiecej sile mogę powiedzieć trochę i jeszcze to o siostrzeństwie? Nie bardzo.  

Czymże ono jest? Wytwór czasów naszych? Wołaniem o uwagę kobiet,  o siłę więzi kobiecych? Zauważam pewnego rodzaju modę. Na kobiece kręgi, na siostrzeństwo. Na naganianie, na promocję pewnych trendów, pewnych zachowań. 

A może się czepiam i nie rozumiem? 
Nie, nie czepiam się, ale też nie uważam, że każda z kobiet potrzebuje być w kręgu kobiet, być uznana przez inne kobiety, mieć oparcie w kobietach. Niektóre nie mają szczęścia do kobiet w swoim życiu. Inne - po prostu lubią, że jest jak jest. Niezmiennie jednak lubimy być akceptowani i być w stadzie podobnie myślących, działających w jednej idei, patrzący w jednym kierunku. 

Chyba najlepiej, jeśli kobiety wspierałyby się w oparciu o akceptację tego jakimi są. Bez oceniania. Ale to chyba powinno dotyczyć również mężczyzn? Nie żyjemy- jako płcie- w osobnych obozach. A może jednak tak?

Kiedyś tak myślałam. 

Piękna jest nasza różność- mężczyzn i kobiet. Nie jestem fanką feminizmu spaczonego. Zostawmy męskość facetom, ale brońmy swoich praw, stawiajmy granice.

Na jednej ze stron pisze autorka o swym gniewie na konieczność odgrywania przez kobiety wielu ról, i że musi się pomiędzy nimi rozdzierać. 

Też tak kiedyś miałam. Przewagą jednak jest to, że po czterdziestce się to zmienia. Coraz mniej muszę sobie i innym udowadniać. Nie wściekam się na oczekiwania innych- po prostu żyję. Nie jestem idealna. Takie kobiety nie istnieją. Choć są wzory, które chciałoby się niekiedy dogonić- nigdy nie będziemy takie same. Bo jesteśmy wyjątkowe. Każda z nas. Także w swych wadach, koktajlu cech kochanych i brzydkich do wyrzygania.  Tak bym powiedziała dwadzieścia, piętnaście lat temu. Teraz- cech, które są po prostu moje. 


Alice pisze o swoim podejściu do ogrodu-

jest miejscem zbudowanym z mojej kontroli. Tylko ja decyduję o tym, co jest w nim posadzone i w którą stronę zmierza ogród jako całość.

U mnie to trochę złożone- nie kontrola, choć to ja mam decydujący głos, bo spędzam tu większość czasu, sieję, sadzę rośliny. I właśnie ta przestrzeń jest wybitnie MOJA. Ponieważ mój stosunek do Natury jest jaki jest, oprócz upraw, które próbuję prowadzić jest w niej dużo miejsca dla innych gatunków. Tu staram się wpasować, a nie nadawać ton. Reagować ciekawością na zaistniałe relacje, spontaniczne działanie między mną a przyrodą. Ponieważ zawsze czułam się lepiej w naturze niż w zurbanizowanym świecie- mój ogród- jest trochę dziki. Taki musi być. Jest w końcu MÓJ. Nie umiałabym tradycyjnie kopać, siać w rządki, walczyć z każdym chwastem. Nie takiej relacji z ziemią mi trzeba. Cieszę się, że już wiem co mi w duszy gra, choć niezmiennie zdarza mi się złościć na ślimaki zżerające kolejną rozsadę kalarepy w skrzyniach. 

Widzę też jak ważne jest dla każdego- w tym kobiet właśnie- bycie w SWOJEJ przestrzeni. Gdzie możemy samostanowić w oparciu o własne zasady, uczucia, myśli, nauki. Praca z roślinami i ziemią to swoistego rodzaju medytacja. Bo medytacją nie jest siedzenie w lotosie, bo tak robią inni lub ktoś powiedział, że to właśnie ona. 
I nie oceniam tego, że ktoś ma inaczej. Bronię jednak swoich wartości i nie pozwolę ich ośmieszać. Czasem przyjmuje to formę otwartej rozmowy, niekiedy jednak staje się cichym, uparcie trwałym działaniem bez ustępstw wobec tych, którzy nie rozumieją, a nie chcą słuchać. Mając, dość specyficzne podejście do Natury jak ja, niektórym niełatwo to zrozumieć czy zaakceptować. Ale to już nie mój problem.

Inna z bohaterek książki Alice- Caroline -chyba najtrafniej, według mnie definiuje moje podejście do tematu

- Nie możesz stać obok drzewa i myśleć, że twoje zmartwienia mają znaczenie, ponieważ to drzewo jest tu już od setek lat i widziało o wiele rzeczy więcej pod swoimi konarami, niż ty kiedykolwiek.
Ono po prostu delikatnie ci przypomina, że istnieje większy porządek. Naprawdę. 















1 komentarz:

  1. Dla mnie siostrzeństwo jest ważne. Od zawsze szukałam kobiecej przyjaźni i partnerstwa intelektualnego z kobietami - może dlatego tak dobrze się czuję w Kurniku. Wiecznie mnie denerwowały stwierdzenia, że nie ma kobiecej przyjaźni, że tylko ta męska jest prawdziwa, a kobiety to co najwyżej "przyjaciółeczki", które plotkują i obgadują inne kobiety.
    Nie wykluczam również przyjaźni z mężczyznami, choć wielu sądzi, że również przyjaźń damsko-męska nie jest możliwa. Przeżyłam już kawałek czasu i wiem, że to stereotypy i przesądy.
    Twoje podejście do życia, do ludzi, do natury, bardzo mi się podoba i bardzo je szanuję. To co piszesz o własnej przestrzeni i własnych zasadach, o samostanowieniu jest bardzo istotne i bardzo ważne dla każdego, a dla kobiet szczególnie, bo wciąż jeszcze odmawia się im do tego prawa.

    OdpowiedzUsuń