.

.

czwartek, 7 marca 2013

Znów trochę o koniach, norkach i o deszczu trochę.

Wczoraj ładny dzień zaprogramował mnie pozytywnie, jednak dzisiejsza pochmurna pogoda nie pozwoliła na dłuższy spacer z Absorberami. 
Teraz pada deszcz.

Tak sobie czytałam temat u kolegi z Boskiej Woli i o tym, jak to młode ( i młodzi) nakręceni tematem skaryszewskim,bluzgają w "necie" na hodowców, handlarzy powiązanych z tematem.
Powiem tak...
Rozumiem młodych, choć jeszcze taka stara nie jestem.
Rozumiem zapał, emocje. 
Sama podobnie reagowałam kiedy widziałam nieszczęście zwierząt. A konie jadące do rzeźni do szczęśliwych nie należą. 
No, chyba, że tak kochają swoich hodowców, że z tego szczęścia oddają swe ciała pod nóż rzeźnicki.

To w ogóle jest jakiś popaprany temat.
Twierdzenie, że hodowla koni pogrubionych to nakręcanie spirali śmierci- w przypadku całego procesu, którym ostatecznym produktem jest mięso- rzeczywiście jest racją. 

karmole.net

Żal by mi było, gdyby zniknęły konie pogrubione, konie ras zimnokrwistych, które za sprawą mechanizacji rolnictwa nie pełnią już takiej roli jak dawniej, a ich wykorzystanie pociągowe również jest marginalne.
Nie wiem tylko, czy chciałabym zachwycać się nimi w aspekcie finału kulinarnego. 
Na pewno nie. A do tego to niestety zmierza.

Co do koni wybrakowanych ze stad, starych, które trafiają do ubojni sprawa jest inna. 
Jednak i tu jest jeden problem, dla niektórych mało ważny, a nazywa się ubój z zachowaniem norm. 
Tylko czym jest norma w rzeźni? 
Kto jej przestrzega, kiedy wszędzie spogląda ekonomia? Czas?

Ktoś napisał, że konie pogrubione czy zimnokrwiste, które głównie wędrują  na stoły makaroniarzy czy innych tam francuzów, jako rasa zginą, kiedy zaniecha się ich hodowli, targów, transportów. 
Że stracą rolnicy. 
Że to ważna gałąź gospodarki...
Tja...
Tak samo mówi się o ubojniach, w których przeprowadza się ubój rytualny. TFU!

Wiecie co?
To tak troszeczkę jak - bliski mi, bo stamtąd pochodzę, temat górników i ich przywilejów.
Kiedy dochodzi do głosu ktoś, kto ma odwagę powiedzieć, że wg Konstytucji jesteśmy równi- okazuje się, że jednak zasada orwell'owska trzyma się jak gówno buta. 

Wcześniejsze emerytury, dodatki etc.
Spróbujcie tupnąć! A już związki zawodowe działają i ludzie, w nastrojach strajkowych wylegają jak dżdżownice po deszczu. 
Jest ich wielu. Mają siłę w masie. 

Widzicie....
Ktoś mi kiedyś powiedział- i miał rację, że jak mnie szef zwolni czy firma upadnie, to jeśli nie znajdę pracy w branży- muszę się przekwalifikować. To naturalne. 
Tak....bo pracuję w małej, prywatnej firmie i jest nas w tej firmie mało.

Więc ja powiem tak- rolnicy hodujący konie na mięso- przebranżowcie się! ( o ile upadnie przemysł "koninowy"). 
I wcale nie będzie mi ich żal, bo im nie byłoby żal mnie. Takie życie.
Zero empatii.
Z resztą....kto hodując zwierzę na mięso ma empatię. Czy można czuć empatie do mięsa? 
Nie sądzę. 

I tak hodowla koni jest droga i często nieopłacalna.
Liczyć chciałabym na jakichś pozytywnych oszołomów, którzy trzymaliby grubasy w swoich gospodarstwach po to tylko, żeby w ramach rozrywki orać nimi pola.
Nie wszystkie rasy (i osobniki) mają takie szczęście jak clydesdale paradujące z Budweiserem  na wozie, w pięknych uprzężach.

Gdybym- teoretycznie, bo gram rzaaadko- wygrała w Lotka- prócz domiszcza, hektarów i różnych tam, miałabym też shire'y i może jakieś nasze sokólskie koniska. Ot, tak, powoziłabym sobie nimi, a co!
A na shire to i na spacerek w siodle, a jakże.

Na FB ostatnio poruszono temat planowanej budowy fermy norek koło Wrocławia. Kto ma konto na FB podaję linka, można oprotestować.
LINK 
Ja jestem wszystkimi czterema łapami przeciw.

internet
Po pierwsze- jestem antyfutrowa.
Po drugie- kto choć trochę poczyta o gatunku jakim jest norka amerykańska- zrozumie czym jest taka ferma jeśli chodzi o wpływ na rodzimą faunę.
Po trzecie- zwierzęta cierpią w klatkach, chorują, zabijane są...Ech, dobra dość.

I tak pewnie ktoś mi tu może dowalić, że mam skórzana kurtkę. I buty. 
Mam. 
Tyle, że trzeba być kretynem (przepraszam moich Czytaczy- to do ewentualnych agresorów przypadkowych) , żeby nie wiedzieć, że skóry bydlęce i świńskie to produkt uboczny przemysłu mięsnego. 
Nie hodujemy krów na skóry. 
Przynajmniej generalnie nie.

Temat norki jest też wałkowany w moich okolicach- pod wsią Dobków miała powstać takowa.

***
Leje.
Ciapa na podwórku.
Mop stoi na dole, z wiadrem gotowy do akcji.
W zależności od pory dnia mam dwie opcje- błoto lub mocz Garipa. 
Leje chłopak po tych sterydach....

A podwórko!
Co za potwór!
Jak czarna dziura. Na dodatek rozorane przez pana od węgla (nie mógł wyjechać).
Kiedy coś z tym zrobimy...?
A może jaki basen wielki sobie tam po prostu zrobić? Z borowiną...Tak. Chyba z psich kup.
Dla twardzieli hardcore'ów. 
Hmmm...może jest jakiś taki odłam? Taplaliby się w błocie z kupami, z cygarami w ustach i złotych stringach?
Jeśli jacyś tacy czytają tego bloga to zapraszam!
Dodam- tak dla pikanterii, że zaraz po drugiej stronie ulicy mamy kościół...:)


Leje dalej.
Ale, może to i dobrze. Śniegu u nas nie za wiele było, a ostatni rok suchy (pompa w piwnicy chyba ze trzy razy włączana jedynie) więc woda się przyda. 
Przecież jesteśmy na szarym końcu Europy, jeśli chodzi o zasoby wody. No...i chyba nie tylko z tym na końcu. 
To tak przy okazji ferm futrzarskich. 
Rzadko już budują je Polacy. Częściej Duńczycy czy inne nacje.
Tanio i zachachmęcić się tu da. 
Nie pytają kiedy , tylko za ile. 
A "polaczki" się cieszą, że "zachód" inwestuje....










poniedziałek, 4 marca 2013

Antybiotyk, L4 i żartem o ladacznicach.

Nic nowego.
Poza tym, że piję ostatnie chyba w tym tygodniu piwo.
Od jutra posucha i- o zgrozo!- przez 7 dni zero alkoholu, bo znów antybiotyk....
Siadło mi na oskrzelach i kicha. Totalna z resztą.

Dziś, wracając ze Sztygarowa, pośród ogólnej pomroczności emocjonalnej i- z racji późnej pory, miałam humorystyczny akcent dnia.
Kiedy zatrzymałam samochód z powodu wrzasku Młodej i poprawiłam jej czapkę, która całkowicie zasłaniała jej cudne oczęta, wprowadziłam w błąd panią nieobyczajną, która- nie zauważona przeze mnie- a to z powodu mroku, a także ciemnej karnacji (solarium tudzież pochodzenie bułgarskie), podeszła bliżej zaciekawiona. 
Nie czekał tu jednak na nią nikt żądny jej wdzięków tudzież rozmowy lotów kosmicznych, a jedynie matka nie- Polka, w drodze do domu.
Pewnie zaklęła szpetnie w swoim narzeczu, ale nie usłyszałam, bo gardło Młodej mocne jest. Chyba po prababci, która to cały chór kościelny zagłuszała, ale- co należy z całą stanowczością stwierdzić- słuch miała muzyczny, że ho ho.
 
Tak przy okazji pań, które to twarde i mrozoodporne tyłki mają (no,dajcie spokój, żeby z gołym prawie dupskiem na mrozie stać!), przypomniało mi się, jak to kiedyś moi koledzy z pracy chcieli podwieźć jakąś pannę, która machała by złapać stopa.
Zatrzymali się, zaprosili do auta, ze szczerą (podobno, bo jak tu wierzyć facetom?) chęcią podwiezienia niewiasty. A ta, sama gramoli tyłek do samochodu, a za sobą taszczy wielką walizę. 
Kiedy wsiadała, koledzy drodzy już zauważyli jej fach (niby po czym?), a ona, na ich pytanie co tam targa w walizce, odparła:
"Akcesoria!".

Zaraz przypomina mi się reklama IKEA...
Może któreś z Was pamięta?

Teraz chyba tylko poprawne reklamy.
Najlepiej z parą małżeńską.
Albo z Dodą.

Pozdrawiam z pomrocznej psyche tupajowego mózgowia.


sobota, 2 marca 2013

Co ma wspólnego Tupaja z Magdą Gessler i takie tam o wiośnie i gospodyniach domowych.

Wiosna już chyba u wszystkich.
U nas najbliższe kilkadziesiąt godzin ma wyglądać tak:





 Jednak nie wierzę, że zima odpuściła na dobre.
W marcu-jak w garncu więc wszystkiego można się spodziewać.

 Spacer po wsi zaliczony na szóstkę.
Co prawda moja kondycja pozostawia wiele do życzenia, ale cóż się dziwić. 
Dalej jestem chora, coś mi w piersiach gra, a nie chcę dopuścić do stanu, kiedy to tylko łóżko i antybiotyki....
Dlatego w poniedziałek znów w Foxa i do Sztygarowa; do internisty i odwiedzić rodziców, podrzucając im Młode.

A poza tym to zepsułam się totalnie.
Jakaś rzec by mogła, że mnie totalnie pogięło, albo- że po prostu, z właściwą sobie umiejętnością ukrywania prawdy o sobie- po prostu mydliłam wszystkim oczy i ukrywałam swe właściwe powołanie.
Słuchajcie, wiem, że staję się z tym nudna i aż boję się, że może za to moje notowania spadną....
Ale, kurde....
Śmigam po tej naszej ruderze w charakterze gospodyni i jeszcze tylko do szczęścia brak mi inwentarza chyba.
 :)

Pani Rozenek prowadząca "Perfekcyjną panią domu" ( a o czym pisałam tutaj ) wyznała niedawno (nie pamiętam kiedy i gdzie), że wkurzało ją, że ludzie mają w niewielkim poważaniu gospodynie domowe, a poza tym traktują je jak głupie babole, albo cierpiętnice, albo i jedno, i drugie.
W sumie można się z prowadzącą zgodzić, bo ja odczuwam to samo...kiedy się komuś przyznaję, że jest mi miło łazić po swoim, ogarniając potworności błotno- kotowate (kurzowe), poskramiając bałagan- z lekka, bo z tym to sie chyba urodziłam. 
Poza tym, dom sprzątnięty i sterylny, to wg mnie dom bez życia.
Czym innym syf i totalny burdel, co innego zaznaczanie swej obecności, pozostawianie po sobie śladów bytowania, czynności.... Sztuką jest zachowanie proporcji.

Mnie w domu dobrze. 
Nie po to kupowaliśmy ten dom, żeby w nim tylko nocować, a tak w sumie wyglądało  nasze życie do tej pory.
Oczywiście jak wrócę do pracy... sielanka się skończy. Aż do chwili rozwiązania problemu.

Dobrze mi, bo lubię ten nasz stary, umęczony dom. Nie wiem ile będziemy w stanie mu pomóc restaurując go, bo wiele trzeba kasy i sił, i czasu.
Póki co jednak inaczej jest żyć w nim codziennie, troszcząc się, przynajmniej w stopniu zadowalającym (mnie), zamiast harować w weekendy, kiedy to próbuje się nadgonić cały tydzień.

Oczywiście do pełni szczęścia potrzebowałabym więcej czasu dla siebie, dla swoich zainteresowań. Na rzeczy nowe, na pielęgnowanie starych.
A na to czasu przy dojeżdżaniu codziennie 100 km w obie strony, wymiętej po pracy....nie ma mowy.

Dodatkowo dziś dowiedziałam się, że mam cos wspólnego z Magdą Gessler.
Nie, nie. Nie są to blond loki, ani artystyczne wykształcenie. Ani bogata nie jestem, ani restauratorka.
Ale- dodaję oregano do sosu bolońskiego!

Dzięki ci, telewizjo internetowa za te olśnienia!